Wymarcie czy stopienie? Recenzja książki ,,Welewetka. Jak znikają Kaszuby’’
3 min readWraz z premierą filmu Biała odwaga oczy całej Polski skierowały się ku góralom, rozważając relację łączącą tę grupę etniczną z polską większością i podejmowane przez nie polityki historyczne. Tymczasem na przeciwległym krańcu Polski znajduje się inna mniejszość etniczna – Kaszubi – targana równie, jeśli nie bardziej, zmiennymi wiatrami historii. Ale czy aby na pewno etniczna, a nie narodowa? To jeden z wątków podjętych przez Stasię Budzisz w książce Welewetka. Jak znikają Kaszuby.
Autorka, sama będąca Kaszubką, umiejętnie łączy w swoim reportażu poszczególne aspekty historii regionu z opowieściami o tym, jak wpływały one na jej rodzinę i nią samą. Pomocne w śledzeniu losów jej rodu może być zamieszczone na początku książki drzewo genealogiczne. Wśród osób przynależących do Kaszubów oraz mających takie pochodzenie może to umożliwić zobaczenie odbicia losów własnej rodziny, również tych mroczniejszych.
Dziadek w Wehrmachcie
Budzisz nie stroni od ciemniejszych kart zarówno jej rodziny, jak i Kaszubów. Szczególnie poruszający jest opis dumy, jaką w dzieciństwie odczuwała z historii przodka, o którym myślała, iż oddał życie za wolną Polskę. A także goryczy, zrodzonej odkryciem rodzinnej tajemnicy. Dziadek owszem, walczył, ale po drugiej stronie. Takie historie nie są rzadkością na Pomorzu, zaś wśród Kaszubów bywają całkiem częste. Albert Forster, gauleiter Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie, w poszukiwaniu rekrutów do Wehrmachtu niejednokrotnie dość „liberalnie” traktował nazistowskie doktryny czystości rasowej.
Innym przykładem tego, jak historia, nie tylko rodzinna ale i zbiorowa, jest nie tyle lustrem faktów, co przedmiotem nieustającej rekonstrukcji i rezerwuarem symboli, jest rozdział poświęcony historii haftu kaszubskiego. Nie jest on, jak się okazuje, tradycją odwieczną, tonącą w odmętach niezapisanych dziejów, lecz dziełem XX wieku. Czasu nieustannych przesunięć granic, triumfu państw narodowych i konieczności nieustannych wyborów. A także wynikającej stąd potrzeby ugruntowania tego, co dotąd zdawało się tak oczywiste i niezmienne, że niepodlegające refleksji.
Maszopi – kaszubscy kibucnicy
Welewetka nie jest jednak wyłącznie kroniką smutku, relacją z podziałów i przepowiednią klęski. Znajdziemy w niej również wiele opisów pasji, nadziei i solidarności. Ta ostatnia widoczna jest najostrzej na początku książki, podczas opisu maszoperii. Istniejącej jeszcze kilkadziesiąt lat temu tradycyjnej instytucji z tzw. Nordy, czyli północnej części Kaszub. Rybacy zwani maszopami tworzyli swoistą spółdzielnię rybacką, w ramach której przy użyciu wspólnych łodzi zespołowo łowiono ryby. Później dzielili się nimi między sobą, a także z innymi członkami zamieszkiwanej przez nich wioski, np. nauczycielem bądź księdzem. System ten przywodzi na myśl izraelskie kibuce i moszawy. Być może, gdyby tereny te nie zostały przemielone przez inne geopolityczne młyny, dziś Kaszuby byłyby kwitnącym centrum technologii spółdzielczych.
Urzekają również zwyczaje członków maszoperii, którzy zwykli wykonywać rytualne tańce wokół sieci w celu zapewnienia sobie powodzenia w połowach. To niejedyny przykład magii, jaka spowija Kaszuby, niekiedy doprowadzając do konfliktu z silną w tym regionie wiarą katolicką.
Razem czy osobno?
Innym konfliktem, przewijającym się przez całą książkę, jest ten rozdzierający kaszubskich działaczy od dziesiątek lat, dzielący ich na dwie grupy. Tę widzącą Kaszubów jako oddzielny naród, którą możemy kojarzyć ze stowarzyszeniem Kaszëbskô Jednota, i tę widzącą ich w ramach narodu polskiego, którą możemy kojarzyć ze znacznie liczniejszym stowarzyszeniem Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Myślę, że zdecydowanie warto poddać refleksji wnioski, do jakich możemy dojść łącząc to drugie podejście z powszechnym dziś przekonaniem, według którego to język kaszubski stanowi osobny względem polskiego język. Połączenie to bowiem stanowi mieszkankę wybuchową – ustanawia naród polski jako dwujęzyczny, posługujący się dwoma językami; polskim i kaszubskim.
Zmiana ta ma iście rewolucyjny charakter – zrywa bowiem z potocznym i mocno zakorzenionym myśleniem ,,jeden naród – jeden język’’. Przełamanie tej zasady otwiera nowe, szerokie przestrzenie dla zespolenia się społeczeństw poszczególnych państw Europy w jeden wielojęzyczny naród europejski.