O rzadkiej czy nierzadkiej pasji? Dziewiarstwo oczami Kamili Wojciechowskiej
9 min readKiedy słyszymy o robieniu na drutach, wyobrażamy sobie babcię, pstrokate sweterki i sądzimy, że zajęcie to odchodzi już do lamusa. Okazuję się jednak, że pasja do dziewiarstwa nie traci na popularności. Miłość do ręcznie robionych akcesoriów podbija Internet, tworząc całe społeczności. Bo dzięki temu co sami zrobimy, możemy być prawdziwie wyjątkowi.
Rzadkie? Nie. Trudne? „Wszystko jest trudne, póki nie stanie się łatwe” mówi Kamila Wojciechowska, prawdziwa pasjonatka dziewiarstwa. Kamila od wielu lat prowadzi bloga Otulove, na którym dzieli się swoim doświadczeniem, refleksjami i pracami oraz zachęca swoich obserwatorów do odkrywania uroków robienia na drutach. Oprócz tego organizuje wyzwania dla całej społeczności dziewiarskiej, podczas których wspólnie tworzą oni własnoręczne, użytkowe, małe dzieła sztuki. Bo dziewiarstwo wcale nie wychodzi z mody, a tę modę tworzy.
Kamila, zacznijmy od trudnych pytań. Jak opisałabyś Siebie w kilku słowach?
Jestem pędzącym wiatrem, niespokojnym duchem. Nie potrafię usiedzieć bezczynnie. Zawsze mam zajęte ręce, bo w życiu zajmuję się wieloma rzeczami. Uwielbiam uczyć się nowych rzeczy i otaczać ludźmi.
Co jest dla Ciebie w życiu najważniejsze? Co Cię inspiruje każdego dnia?
Najważniejsza dla mnie jest moja niezależność i poczucie, że to ja mam decydujący głos w kwestii tego, jak wygląda moje życie. Staram się mieć wpływ na jak najwięcej rzeczy, a zarazem nie przejmować się tym, na co wpływu mieć nie mogę. Zdecydowanie potrzebuję tego poczucia sprawczości w życiu.
Skąd wzięła się Twoja pasja do robienia na drutach? Z czym wcześniej Ci się to kojarzyło? Jak wyglądały Twoje początki?
Z robieniem na drutach spotkałam się, gdy miałam może z pięć lub sześć lat, a główną przyczyną była po prostu nuda. W tym okresie byłam dosyć chorowita i spędzałam dużo czasu z babcią, która zajmowała się krawiectwem. Ona także robiła na drutach, więc żebym jej się nie plątała przy maszynie, dawała mi jakieś resztki włóczek. I od tego wszystko się zaczęło. Babcia znała dwa, trzy ściegi na krzyż, a ja szybko się nudziłam i tworzyłam nowe konfiguracje. Spodobało mi się to na tyle, że druty i włóczki towarzyszą mi do dziś. Może miałam jakieś małe przerwy, ale zawsze w końcu wracałam do dziergania. Jest to dla mnie świetna możliwość, by przez ręce pozbyć się negatywnych myśli, zmartwień, a nawet znaleźć rozwiązania problemów.
Czy faktycznie w dzisiejszych czasach robienie na drutach jest taką rzadkością?
Absolutnie nie. Moim zdaniem jest to bardzo powszechna pasja i staje się coraz bardziej popularna. Świadczy o tym chociażby liczebność mojej grupy, którą całkiem niechcący stworzyłam. A takich grup jak moja jest kilka. To społeczność licząca parę tysięcy osób. Na najsłynniejszym amerykańskim portalu robótkowym są to nawet miliony. Jest także mnóstwo stron internetowych, gdzie można kupować gotowe rzeczy zrobione na drutach, opisy ich wykonania, kursy jak u mnie, akcesoria, włóczki i to za dość duże pieniądze. I ludzie naprawdę z tego korzystają. Co ciekawe, tego bakcyla łapią coraz młodsze osoby.
W takim razie skąd ten renesans?
Dzisiaj mamy wszystko szybko, wszystko od ręki. Wchodzisz do sklepów i orientujesz się, że wszędzie jest niemal ten sam asortyment, a co gorsza marnej jakości. Znalezienie dobrego, wełnianego swetra za rozsądne pieniądze graniczy z cudem. Zaś rzeczy zrobione na drutach mogę być prawdziwie niepowtarzalne, dopasowane do naszych preferencji. Do tego dochodzi cała frajda z tworzenia czegoś samodzielnie, satysfakcja po wykonanym zadaniu.
Jak więc ta pasja kształtowała Twoje podejście do mody i konsumpcjonizmu?
Jestem osobą, która nie znosi zakupów, chodzenia po sklepach czy mierzenia. Poza tym noszę niestandardowy rozmiar i w większości przypadków kończyłam podróż do centrum handlowego niezadowolona. Postawiłam więc na własną wygodę i zaczęłam robić te ubrania sama. Myślę jednak, że też była we mnie chęć takiego wyróżnienia się z oceanu trendów.
Co robienie na drutach może wnieść do naszego życia?
Oczywiście jest to świetna lekcja cierpliwości i wytrwałości. Ważne jest też nauczenie się szacunku do pracy innych osób. Kupując w galeriach, często nie zastanawiamy się, że przecież ktoś to musiał wcześniej zrobić i wcale nie musiało być to łatwe. Przez to czasem spotykam się z nieświadomymi osobami, które chcąc kupić jakieś rękodzieło, są zdziwione, że ktoś może ustalić konkretne ceny za samo zamówienie, bo za tyle można kupić już coś w sklepie. Oczekują, że dobra jakość i niepowtarzalność będzie tańsza niż w sieciówce. Ja w takich momentach oferuję, że mogę taką osobę nauczyć robienia na drutach, wtedy zostanie tylko koszt materiału i czas (śmiech). Sądzę, że jest to przede wszystkim pasja, która może dawać nam olbrzymią satysfakcję i poczucie sprawczości, wyjątkowości.
A skąd u Ciebie decyzja o rozpoczęciu działalności w Internecie?
Wyszło to troszkę przypadkiem. Bloga prowadzę już od piętnastu lat. Przed erą Facebooka istniały różne fora internetowe, na których publikacja zdjęć nie była najprostsza. Jedynym sposobem było tam wklejenie linku do albumu lub bloga, a mi łatwiej było wtedy założyć właśnie bloga. I tak wystartowałam. Miewałam takie momenty, że pozaczynałam kilka robótek i żadnej nie chciało mi się skończyć. Kiedy trafiłam na amerykańskie strony, na których organizowane były wyzwania, np. w ciągu trzech tygodni zrób skarpetki, czapkę, to motywacja ukończenia wyzwania, pochwalenia się swoją pracą, dobrze na mnie wpłynęła. Pomyślałam więc, że sama mogę organizować takie zabawy, by pomóc sobie i innym. Przyznam, że nie spodziewałam się takiego rozmachu. Zakładałam, że dołączy do mnie może z pięć, max dziesięć osób, a już w ciągu pierwszej godziny miałam ponad stu zainteresowanych.
Na czym polegają Wasze wyzwania? Kim są osoby biorące w nich udział?
Zdecydowanie przeważają u nas kobiety, w mojej grupie jest tylko trzech chłopaków. Są to mniej więcej panie w moim wieku, młodsze i starsze, w większości już nie początkujące, ale też niekoniecznie zaawansowane. Dla tej grupy te wyzwania to świetna możliwość nauczenia się nowych technik, sztuczek dziewiarskich, ale przede wszystkim wspólna zabawa. Razem coś robimy, dzielimy się tym. Co miesiąc pojawia się nowa część zadania lub nowe zadanie, potem to wszystko omawiamy. Ostatnio trochę to przycichło, ale mam nadzieję, że od nowego roku ruszymy z tym ponownie.
Udało Ci się stworzyć prawdziwą społeczność dziewiarek. Powiedz mi, kim są dla Ciebie wszystkie te osoby z Internetu – koleżankami po fachu, obserwatorkami, może kimś więcej?
Społeczność dziewiarska, zarówno ta moja, jak i na innych stronach, to dość specyficzna grupa. Bardzo rzadko można spotkać się tam z hejtem, wytykaniem błędów. Panuje tam ogromna życzliwość, wsparcie. Kiedy ktoś zadaje na naszej grupie pytanie, to często ja nie zdążę jeszcze na nie spojrzeć, a już pojawia się tam wiele rad. Dzielimy się wiedzą, nowinkami, naszymi dziełami. Mimo że nie spotykam wszystkich tych osób w realu, traktuje je jak dobrych znajomych. Nie są to dla mnie anonimowe nicki na Facebooku, ale prawdziwi ludzie, których znam.
Na Twoim blogu można znaleźć nie tylko porady, ale także osobiste refleksje. Co daje ci takie blogowanie? Czujesz, że twoje słowa są dla kogoś ważne?
Te moje refleksje budują właśnie tę relację z członkami mojej grupy. Tym osobom, do których piszę, mówię, wydaje się przez to, że mnie znają. Ale ja nie mam tego kontaktu w drugą stronę. Właśnie te moje przemyślenia, dają mi okazję do stworzenie relacji, pokazania moim obserwatorom, że nie jestem tylko kreacją, która patrzy na nich przez szybkę, a realną osobą. Moje historię otwierają inne osoby, dają im odwagę, by na przykład opowiedzieć o swoich przeżyciach albo przynajmniej zostawić komentarz.
W jednym z wpisów napisałaś, że „życie dziewiarki w pewnym momencie zatacza koło”. Co to oznacza?
Na początku umie się tylko prawe, lewe oczka i robi proste rzeczy. Potem jest moment zachłyśnięcia nowościami, innowacyjnymi wzorami, kolorami, po prostu tym, że potrafimy już zrobić skomplikowane rzeczy. U mnie też tak było, eksperymentowałam, było w moich pracach dużo kolorów, ażurków, warkoczyków itp. Potem następuje przesyt i powrót do prostych sweterków, gładkich ściegów, neutralnych barw.
Co teraz najbardziej lubisz tworzyć?
Myślę, że ciągle cieszą mnie te same rzeczy, choć w ostatnim czasie wciągnęłam się w robienie skarpetek, czego wcześniej za bardzo nie lubiłam. Ten rok to rok skarpetek.
A czy skala, na jaką zajmujesz się dziewiarstwem i działalność internetowa sprawiła, że zaczęłaś traktować to jak pracę?
Wystrzegam się tego, jak mogę. Nie chcę tego, bo wiem, że odbierze to całą przyjemność z tworzenia, a to w tym wszystkim jest dla mnie najważniejsze. Dlatego właśnie bardzo rzadko sprzedaję gotowe rzeczy i poza nielicznymi wyjątkami nie robię na zamówienie. Presja wtedy czyni to obowiązkiem, a nie pasją. Sprzedaję tylko wiedzę, bo to ma sens. Wolę dać komuś narzędzie.
Jaki jest niezbędnik początkującej dziewiarki, jakieś złote rady? Jak się uczyć i nie zrażać? Czy to trudne?
Na początku wszystko jest trudne. Na moim blogu widniała kiedyś taka myśl przewodnia: „wszystko jest trudne, póki nie stanie się łatwe”. Trzeba poświęcić trochę czasu na naukę, żeby łapać te niteczki, przewlekać oczka. Jest to tylko kwestia wprawy. Wystarczy umieć tylko oczka prawe i lewe, bo reszta to ich kombinacje. Mogę jedynie poradzić, że nie warto kupować byle jakich włóczek i sprzętu na początek, bo może to zniechęcić. Niekoniecznie muszą być to także materiały z najwyższej półki. Przy ograniczonym budżecie lepiej zainwestować w dobre druty niż luksusowe włóczki. Kiedy zaczynamy, jest dużo prucia, poprawek, dlatego włóczka nie musi być najlepsza, druty zaś już tak. Rady? Nie poddawajcie się, może nie rzucajcie z motyką na słońce, sweter na prezent może zaczekać. Chociaż znam kilka koleżanek, które zaczęły właśnie od trudniejszych rzeczy, z czego wtedy nie zdawały sobie sprawy i poszło im świetnie. Najważniejsze to chęci. Nie liczmy, że sukces przyjdzie od razu. Czerpcie radość z samego dziergania i każdych postępów.
Zdarza Ci się obdarowywać bliskich takimi własnoręcznie zrobionymi prezentami?
Tak, zdarza mi się. Lubię obdarowywać tym bliskich, szczególnie tych, którzy rzeczywiście to doceniają. Moi synowie mają zawsze szaliki, kominy, czapki od mamusi.
Jak ludzie reagują na Twoją pasję?
Zwykle są zdziwieni, może też trochę pod wrażeniem. W większości spotykam się z pozytywnymi reakcjami.
A co kiedy chcemy kupić w Internecie jakieś rzeczy zrobione na drutach? Czym kierować się w wyborze?
Najważniejszy jest skład danego produktu. Nie warto kupować ubrań czy akcesoriów zrobionych, np. z akrylu. Świadome dziewiarki, które nie tworzą tylko dla zarobku, bez problemu dzielą się z potencjalnymi klientami składem. Im lepsze materiały, tym cena będzie wyższa. To właśnie powinniśmy mieć na uwadze. Sama widzę, że rynek dziewiarski się powiększa. Coraz więcej osób sprzedaje takie dzieła i coraz więcej chce w nie inwestować. To jest naprawdę świetne.
Podsumujmy. Zima za oknem to dobry moment, żeby odkryć magię robienia na drutach?
Oczywiście. Do tej pory nie spotkałam się nigdy z osobą, która zaczęłaby robić na drutach i żałowałaby tego. Może nie każdy od razu łapie bakcyla, ale ludziom się to podoba, daje im relaks, satysfakcję. Warto próbować nowych rzeczy, bo nigdy nie wiemy, co z tego wyjdzie.