Rosja kontra Ukraina – wywiad z żołnierzem zawodowym

Osoba, z którą został przeprowadzony wywiad, nie chce ujawniać nazwiska ani wizerunku. Przedstawia się jako oficer zawodowy, który pracuje w terytorialnym ośrodku kadrowo-socjalnym we Lwowie. Dokonuje selekcji wśród wezwanych do ośrodka ludzi i zajmuje się przyjmowaniem zmarłych żołnierzy i ich pochówkiem.

 

 

Na czym polega Pana praca? Jakie ma Pan obowiązki?

Jestem oficerem zawodowym. Do wybuchu wojny byłem emerytowanym rezerwowym. 24 lutego, z początkiem poboru powszechnego, zgłosiłem się do terytorialnego ośrodka kadrowo-socjalnego. W nim, uwzględniwszy mój wiek oraz stan zdrowotny, zaproponowano mi stanowisko naczelnego grupy moralno-psychologicznego zabezpieczenia w urzędzie wojskowym. Do moich obowiązków należą: moralno-psychologiczne wsparcie żołnierzy, dokonywanie selekcji wśród wezwanych w trakcie poboru powszechnego ludzi oraz przydzielanie miejsc w uczelniach wojskowych. Moim obowiązkiem jest również przyjmowanie „ładunku 200” (postradzieckie określenie ciał żołnierzy, którzy zginęli na wojnie – przyp. red.), informowanie rodzin o śmierci ich bliskich, koordynacja identyfikacji zwłok, chowanie zmarłych zgodnie ze wszystkimi wojskowymi rytuałami oraz finansowe i psychologiczne wsparcie ich rodzin. To jest zdecydowanie najtrudniejszy element mojej pracy.

Czy myślał Pan kiedyś, że może rozpocząć się wojna totalna? Czy był Pan do tego duchowo przygotowany?

Do ostatniej chwili nie chciałem w to wierzyć. Zrozumiałem, że nie da się jej uniknąć wtedy, kiedy Putin rozpoczął postulować niezależność tak zwanych Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej. Przez to, że jestem wojskowym, byłem na to gotowy – wojskowy, według mnie, powinien zawsze być gotowym na wszystko, na wojnę także.

Jak zmieniło się Pana życia z początkiem wojny? Czy wojna wpłynęła na Pana rodzinę?

Tak… Na moje życie rodzinne wojna wywarła największy wpływ. Wpłynęła na większość Ukraińców. W ciągu pierwszego miesiąca wojny spałem około 2-3 godzin dziennie, ponieważ miałem ogromną ilość pracy. Żonę i córkę wysłałem do Polski. Niestety, ich obecność wywierała jedynie negatywny wpływ na pełnienie przeze mnie obowiązków. Po przekroczeniu przez nie granicy zacząłem pracować o wiele skuteczniej.

Czy ma Pan znajomych mieszkających w Rosji? Jak wygląda Pana relacja z nimi?

Tak. Miałem rodzeństwo na terytorium Rosji. Podkreślam: miałem. Do 24 lutego 2022 roku. Nie zważając na to, że wojna rozpoczęła się w 2014 roku. Wtedy jeszcze uznawałem, że mam kogoś z rodziny w tym kraju, ale nie utrzymywałem z nimi stałego kontaktu. Od 24 lutego nie mam już rodzeństwa, przyjaciół czy znajomych na terytorium federacji, która zdradziecko zaatakowała moje państwo. Moje stanowisko jest jasne: tego, że zaczęła się ta wojna, winni są wszyscy Rosjanie. Wojna toczy się przez ich ciche przyzwolenie. Im to odpowiada. Dla mnie przestali istnieć.

Jak Pan ocenia rolę ochotników w tej wojnie? Ilu ludzi przychodzi zaciągnąć się do armii na co dzień, bez wezwania? Co ich motywuje?

Ochotnicy odgrywają w tej wojnie bardzo ważną rolę. Poziom świadomości obywatelskiej w naszym kraju jest naprawdę wysoki. Na temat ilości osób, którzy przychodzą do naszego urzędu, powiem tylko, że jest ich wystarczająco dużo. Motywacja jest oczywista: uwolnienie swojej ziemi od rosyjskich okupantów. To wystarczy.

Ukraińskie media społecznościowe pokazują nam kadry, jak naszych żołnierzy chowają niczym bohaterów. Czy to prawda? Ile osób, które nie znały zmarłego, przychodzi na pogrzeby?

Naszych żołnierzy naprawdę chowają jak bohaterów. Wszystkie rytuały odbywają się w świątyni garnizonowej w centrum Lwowa. Polegli chowani są na Polu Marsowym lub w Alei Sławy przy Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Odbywają się wszelkie obrzędy takie, jak na przykład składanie flagi.

Inaczej pogrzeby wyglądają w wioskach. Kiedy wjeżdża do nich procesja pogrzebowa, wszyscy mieszkańcy klęczą przy drodze aż do samego kościoła. Często są to 2-3 kilometry, żeby Pan rozumiał.

W pogrzebach naszych bohaterów uczestniczy też wielu dziennikarzy, w tym zagranicznych.

Może opowie Pan historię człowieka, którą chciałby Pan, żeby znali wszyscy? Jestem pewien, że wśród żywych i zmarłych żołnierzy są prawdziwi bohaterzy.

Pierwsze, co chciałbym powiedzieć: wszyscy nasi żołnierzy są bohaterami. Są wśród nich jednak słynne osoby takie, jak na przykład Jurij Ruf. Był on bardzo znanym w naszym państwie poetą, pisarzem. Był także naukowcem, założycielem projektu literackiego „Duch Narodu”, stworzył markę odzieżową „Gwear”, prowadził Ukraiński Festiwal Młodzieży „Zimny Jar”. 24 lutego został powołany do wojska, zgodnie z poborem powszechnym, do 24. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej im. Króla Danyła Halickiego. Zginął, niestety, 1 kwietnia, w wyniku trudnej walki z przeciwnikiem, kiedy trafił pod ostrzał moździerzowy.

Czy Pan stracił kogoś podczas tej wojny? Jak Pan sobie poradził z utratą bliskiego człowieka?

To dla mnie bardzo trudne pytanie. Moja mama mieszkała w obwodzie mikołajowskim. Nie chciała stamtąd wyjeżdżać w żadnym wypadku. Obok jej domu toczyła się walka – były ostrzały artyleryjskie, padały bomby lotnicze. Zmarła 27 kwietnia. Jestem pewien, że główną przyczyną jej śmierci był stres. Miała 77 lat, ale mogłaby pożyć dłużej. Ta wojna ją zabiła. Jak sobie z tym poradziłem? Uważam, że nadal sobie nie poradziłem.

Wiadomo, że przebywanie w ciągłym stresie może zniszczyć wszystkie pozytywne uczucia w człowieku. Czy Pan pozwala sobie na jakieś emocje podczas pracy?

Uważam, że w okolicznościach, w których żyjemy, nie mogę sobie pozwolić na żadne emocje. Są tylko zadania i obowiązki.

Co Pan odczuwa, kiedy powiadamia rodzinę zmarłego żołnierza o tragedii?

Powiadomienie o śmierci… to jest najtrudniejsze, co tylko może być. Po poinformowaniu rodziny o śmierci bliskiego im człowieka odczuwasz pustkę. Odczuwasz tę ich rozpacz i ból. Są nie do opisania. Mam takie wrażenie, że po powiadomieniu w sercu tworzy się czarna dziura, która z biegiem czasu się zmniejsza, lecz trudno jest to wytrzymać. Nie każdy potrafiłby się tym zajmować.

Pana zdaniem, jaki może być rezultat tej wojny? Czy istnieje wariant, w którym zwycięży Rosja?

Myślę, że to my zwyciężymy. Innej opcji po prostu nie ma. Wiemy, za co walczymy – bronimy swojej ziemi. Zwycięstwo jest tylko kwestią czasu.

Co Pan myśli na temat zbrodni wojennych, których dopuszczają się wojska rosyjskie na ukraińskiej ziemi?

To też jest tylko kwestia czasu. Chciałbym wierzyć, że wszystko skończy się czymś podobnym do procesów norymberskich.

Dziękuję za rozmowę.

Autorem wywiadu jest Yaroslav Mazur. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

9 − 7 =