Nic za darmo, czyli o dawaniu szans młodym
3 min readPomimo upływu lat skoki narciarskie wciąż są dla nas dosyć egzotycznym sportem. Niby są jedną z najpopularniejszych dyscyplin w naszym kraju, ale mimo wszystko nieosiągalną do uprawiania dla milionów miłośników. To znacznie utrudnia nam zrozumienie w pełni jej specyfiki.
To wiele tłumaczy, dlaczego w momencie wybuchu małyszomanii przekładano zasady panujące w innych, bliższych nam dyscyplinach na skoki narciarskie. Trudno nie dojrzeć piłkarskich analogii w śnieżkach rzucanych przez sfrustrowanych kibiców w największego rywala Adama Małysza – Svena Hannawalda. Orzeł z Wisły w wywiadach potępiał te występki, mówiąc, że nigdy wcześniej nie czuł większego wstydu.
I tak dobrze, że Małysz nawet gdy zmagał się z kryzysem formy, to nigdy tak drastycznym, żeby wściekli kibice wyrywali z niego kombinezon. W końcu kibole bardzo lubią ściągać koszulki swoim zawodnikom, zasłaniając się tym, że po kilku porażkach piłkarze nie zasługują na noszenie klubowych barw.
Na szczęście polscy kibice szybko zrozumieli, że w skokach atmosfera jest dużo bardziej familijna, jednak dalej pozostała w nas ta tendencja do czerpania z doświadczeń z innych dyscyplin. To zrozumiałe, bo w końcu skoki narciarskie wciąż są dla nas tajemnicze i niedostępne, a hermetyczne środowisko, tylko potęguje niemożność całkowitego poznania tego sportu.
Zatem nie dziwi mnie podejście wielu miłośników, którzy, idąc tropem znajomych dyscyplin drużynowych, nawołują do dania szansy młodym polskim skoczkom w Pucharze Świata. Zapominamy tylko, że skoki narciarskie jako sport indywidualny działają na innych zasadach.
W dyscyplinach, takich jak piłka nożna, wystawianie do jedenastki pojedynczych młodych zawodników niesie duże korzyści. Jest to olbrzymia szansa, żeby nabrać w tym czasie doświadczenia w bezpośrednich starciach ze starszymi rywalami i zmaganiem się z o wiele szybszym tempem gry, niż ma to miejsce w rozgrywkach młodzieżowych. Są to jednak okoliczności w pełni uzależnione od innych zawodników na placu gry.
Jednakże w skokach zawodnik toczy walkę, w której liczą się przede wszystkim jego własne umiejętności. Sam schemat zawodów jest identyczny zarówno w FIS Cupie, Pucharze Kontynentalnym, jak i Pucharze Świata. Nawet frekwencja na trybunach jest identyczna od czasów, kiedy wybuchła pandemia koronawirusa. Dlatego tym bardziej należałoby uznać powoływanie młodych skoczków ze względu na wiek za działanie antysportowe.
Rozumieją to członkowie polskiego sztabu, co widać po zastosowaniu rywalizacji podczas treningów między Pawłem Wąskiem a Stefanem Hulą. Nie ma nic za darmo, a tym bardziej, gdy większość naszych juniorów ma problemy ze zdobywaniem punktów w zawodach niższej rangi.
Wyłamują się z tego jedynie Jan Habdas i Kacper Juroszek, który ostatnio dwa razy stanął na podium w konkursach Pucharu Kontynentalnego, dając wyraźny sygnał Michalowi Doležalowi, że warto o nim pomyśleć. To jest właśnie sposób, którym powinno się walczyć o powołanie na zawody Pucharu Świata. Sposób, w którym data urodzenia nie ma żadnego znaczenia. Nic za pesel. Nic za darmo.