Przekleństwo małyszowego mitu

fot. facebook.com/PolskiZwiazekNarciarski/

Każdy fan skoków narciarskich doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby nie postać Adama Małysza, to dzisiaj mało kto z nas słyszałby o tej dyscyplinie w innym kontekście niż o egzotycznej ciekawostce. Sam fakt, że talent Orła z Wisły zabłysnął w takim szambie, jakim były w tamtym czasie polskie skoki, należy odbierać w kategorii cudu.

Znaczenie postaci Małysza wyrosło daleko poza sport, dlatego nie dziwi mnie wytworzenie w świadomości polskich kibiców pewnego mitu, który na dobrą sprawę powstał podczas ostatniego sezonu wiślanina.

W trakcie mistrzostw świata w Oslo wielki mistrz oficjalnie ogłosił zamiar zakończenia swojej kariery. Najważniejszy argument? Coraz bardziej dające się we znaki przemęczenie organizmu. Jednak tym, który w pamięci kibica utkwił najbardziej, było marzenie o tym, żeby zejść ze sceny, będąc w formie.

Od tego momentu co jakiś czas ktoś proponuje małyszowskie podejście do zakończenia kariery. Zrobił tak ostatnio mistrz olimpijski z 1972 roku Wojciech Fortuna w kontekście Kamila Stocha:

Myślę, że Kamil Stoch to, nie boję się użyć tego stwierdzenia, najbardziej utytułowany skoczek w historii polskiego narciarstwa. To prawdziwy geniusz, ale moim zdaniem nie powinien rozmieniać się na drobne. Jako sportowiec niezwykle utytułowany, ale przede wszystkim inteligentny powinien po sezonie podziękować. Podziękować kibicom, sztabowi szkoleniowemu, podziękować za lata ciężkiej pracy, za lata sukcesów i odejść jako mistrz.

Szkoda, że powołując się na ten małyszowski mit, zapominamy o jednym. Adam Małysz zakończył karierę na swoich własnych zasadach. Nikt go do tej decyzji nie zmuszał i sam wybrał najwłaściwszy moment. Powinniśmy pozwolić innym na to samo, bo to w końcu nie my jesteśmy właścicielami tych karier.

Nie mówiąc już o tym, jak bezsensowne jest stwierdzenie o „niszczeniu swojej legendy”, jakoby dany sportowiec miał być zapamiętany nie ze swoich sukcesów, a głównie ze słabszych wyników pod koniec sportowej przygody.

Powiedzmy sobie szczerze, ilu z nas kojarzy Kazuyoshiego Funakiego jako buloklepa z japońskiej grupy krajowej w Sapporo? Myślę, że bardziej po usłyszeniu jego nazwiska przychodzi na myśl wspaniały skok po złoto olimpijskie z 1998 roku, kiedy to otrzymał od wszystkich sędziów dwudziestopunktowe noty.

Kluczowe jest to, żeby sportowiec uprawiał sport do momentu, w którym odczuwa radość z tego co robi. Adam Małysz wyraźnie podkreślał, że rosnące wraz z wiekiem wymagania fizyczne do uprawiania skoków pozostawiały u niego rysy także pod kątem kondycji psychicznej. Decyzją o kontynuowaniu kariery niszczyłby sam siebie.

Inaczej z kolei u Simona Ammanna, którego cieszą nawet te pojedyncze dobre próby. Uważam, że jednym z najpiękniejszych momentów poprzedniego sezonu była reakcja czterokrotnego mistrza olimpijskiego po zwykłym udanym skoku w Willingen, który zapewnił mu pierwsze punkty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Nie widzę w zachowaniu Szwajcara niczego niewłaściwego.

Którą drogą podąży Kamil Stoch? Tego nie wiem. Mam jedynie przekonanie, że podejmie najlepszą decyzję dla samego siebie. Bez oparcia o jakieś życiowo nieistotne paradygmaty o budowaniu legendy. Już i tak całą swoją sportową przeszłością wybudował pomnik, którego żadnymi przeciętnymi wynikami nawet pobrudzić nie zdoła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

9 − 5 =