EcoDriving — jak jeździć ekologicznie i dynamicznie?
3 min readPojęcie ecodriving’u dla wielu oznacza powolną jazdę i wleczenie się na szarym końcu. Wbrew pozorom niskie spalanie i dynamika idą w parze przy dobrym opanowaniu takiej techniki jazdy. Jak zatem używać naszych czterech kółek, aby połączyć te dwie pozornie przeciwstawne cechy?
Zacznijmy od tego, że ecodriving w swoim zamyśle ma powodować jak najniższe spalanie naszego pojazdu. Jest to kwestia jasna, lecz nie tak oczywista, jak połączenie tego z dynamicznym poruszaniem się po drogach. Dla sprostowania: dynamicznie niekoniecznie musi oznaczać szybko.
Ekologicznie i żwawo — połączenie idealne
Pierwszą i najważniejszą zasadą ekologicznej jazdy jest utrzymywanie obrotów silnika w określonym zakresie. Gdy miara naszego obrotomierza na desce rozdzielczej wskazuje od 2 do 2,5 tys. obrotów, to dla nas znak, aby chwycić drążek zmiany biegów. Jest to moment, w którym nasz silnik pracuje optymalnie; nie dławi się, ale również nie męczy. Gdy biegi zaczniemy zmieniać wcześniej, niż po dojściu do wspomnianej wartości, jednostka napędowa będzie miała za niski zakres obrotów, co spowoduje wysokie spalanie i zwyczajnie nie będziemy efektywnie przyspieszać. Z drugiej strony wysokie obroty sprawiają, że nasze auto przyspiesza szybciej, ale równa się to dużemu poborowi paliwa. Korzystając ze stosunkowo małego zakresu obrotów, wciąż możemy jeździć dynamicznie i nie potrzebujemy do tego całego obrotomierza. Przyśpieszając, dochodzimy do wartości 2,5 tys. obrotów i tak aż do ostatniego biegu, a następnie utrzymujemy prędkość. Ecodriving wymaga częstego „wachlowania” gałką biegów, jednak ma to swoje odzwierciedlenie w liczbie spalonego paliwa. Ważne również jest, aby delikatnie operować pedałem gazu. Wciskanie go zbyt mocno nie prowadzi do ekologicznej jazdy. Pamiętaj, aby przyśpieszać płynnie — przecież nie ścigamy się z nikim na 1/4 mili, lecz z samym sobą o każdy litr paliwa.
Skoro już jedziemy, to jakoś trzeba się zatrzymać…
Skoro było o przyśpieszaniu, to teraz o hamowaniu. Aby zatrzymać, a przynajmniej spowolnić nasz pojazd, nie potrzebujemy tylko hamulca. Hamowanie silnikiem nie dość, że powoduje mniejsze zużycie klocków i tarcz hamulcowych, to dodatkowo samochód nie pobiera ani grama paliwa. Jest to metoda prosta, gdyż od kierowcy wymaga jedynie redukcji biegu i stopniowego odpuszczania sprzęgła (może być również w połączeniu z naciskaniem hamulca), a często zapomniana. Gwałtowne hamowanie, tak samo jak przyspieszanie, jest przeciwieństwem płynności. Łączy się to z kolejną zasadą, czyli obserwacją drogi przed nami i dookoła nas. Gdy widzimy, że światło zmieniło się na czerwone, zrzucamy bieg na niższy i dotaczamy się do sygnalizatorów. Zachowujemy większą odległość od poprzedzających nas samochodów. Nie hamujemy w ostatniej chwili z całych sił, tak samo jak nie podjeżdżamy co chwilę o milimetry do auta przed nami podczas stania w korku. Gdy już się zatrzymaliśmy, to stójmy i czekajmy. To, że podjedziesz o 2 cm bliżej, nie sprawi, że szybciej dotrzesz do celu. W skrócie przewiduj to, co będzie działo się na drodze i dostosuj do tego prędkość oraz bieg. Możesz skorzystać z nawigacji, która podpowie Ci, jak będzie wyglądał najbliższy zakręt lub jak ominąć zakorkowane miejsca. Płynność jazdy spowoduje lepszą dynamikę, którą już bez problemu możemy połączyć z ekologią.
Trzymasz ciśnienie?
Oprócz tych głównych aspektów ecodriving’u warto wspomnieć też o odpowiednim ciśnieniu w oponach. Gdy jest ono za niskie, może zwiększyć spalanie naszego auta nawet o ponad pół litra. Na stacjach benzynowych znajdziemy kompresor, którym bez problemu będziemy mogli uzupełnić braki powietrza w oponach. Prawidłowe ciśnienie wynosi około 2.2 bara, a kontrolować je powinniśmy co 2-3 miesiące.
Wszystkie te składowe łączą się w całość o nazwie ecodriving. Ta technika jazdy, jak każda inna, wymaga wprawy i stopniowego dochodzenia do perfekcji. Dzięki stosowaniu tych metod ilość paliwa, którą spala nasze auto, będzie się zmniejszać, a my nie dość, że będziemy pełni satysfakcji, to jeszcze bogatsi o niemałą sumę. Zejście przykładowo o jeden litr, w skali roku, przełoży się na kilka stówek w portfelu więcej.