Odczłowieczeni uchodźcy

fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta

Przeraża mnie, jak dehumanizowani są uchodźcy i to, ile osób widzi w nich wroga a nie człowieka w potrzebie. Przeraża mnie skala dezinformacji i ludzie, którzy uważają, że w imię czegokolwiek można pozwolić innym ludziom umierać na granicy. 

Śledzę wiadomości w telewizji, czytam komentarze w Internecie, słyszę przypadkowe rozmowy w miejscach publicznych. Wszędzie mówią o „tych uchodźcach”, nierzadko dorzucając obelżywe określenia. Widzą w nich bliżej nieokreśloną grupę, bezbarwną masę, rozciągające się widmo nadchodzącego niebezpieczeństwa, przed którym trzeba się bronić. Posługują się stereotypami. „Bo uchodźcy to fanatycy religijni”. Jakby w Polsce brakowało takich na najwyższych szczeblach państwa. Różnica jest taka, że ci pierwsi wyznają Islam, religię terrorystów, a ci drudzy to prawi katolicy, krzewiący jedyną słuszną wiarę. „Bo uchodźcy będą gwałcić kobiety”. Jakby Polacy nie gwałcili i jakby większość polskiego społeczeństwa nie podważała każdego oskarżenia o gwałt, bo „sama się prosiła, nosząc taką spódniczkę”.

Zauważam, jak zabójczo skuteczne są medialne manipulacje i słowa polityków. Jak ten język, który przytoczyłam powyżej, rozmywa rzeczywistość. Jak pozbawione podstaw obawy przed uchodźcami urastają do rangi prawdy absolutnej. Jak w wyniku tego wszystkiego człowiek nie widzi człowieka. I to jest politykom na rękę. Kiedy uda się im odczłowieczyć uchodźcę, nie ma nic łatwiejszego niż wmówienie ludziom, że sytuacja na granicy to polityczna gra Łukaszenki i że Polska naprawdę nie może nic zrobić, by ci uchodźcy tam nie umierali.

Widzę jak Polacy powielają pytania i wątpliwości, które są niczym innym niż echem ich uprzedzeń – sądy, które są w gruncie rzeczy retoryczne, bo nikt nie oczekuje na nie odpowiedzi. „To nie są uchodźcy, to emigranci zarobkowi, którzy przylecieli tutaj opłaconymi samolotami”. Uchodźcy nie mogą być uchodźcami, bo mają pieniądze, telefony i markowe ubrania. Możesz być uznany za uchodźcę, jeśli wpiszesz się w europocentryczną wizję uchodźcy – musisz być ubrany w brudne szmaty i mieć przy sobie co najwyżej kawałek suchego chleba, a wodę pić z kałuży (nie żeby takich przypadków obecnie nie było).

Zastanówmy się jednak, co my byśmy zrobili, gdyby nagle za naszym oknem rozbrzmiały odgłosy strzałów i wybuchów, gdybyśmy musieli nagle opuścić własne domy i uciekać z kraju. Ja chwyciłabym telefon i portfel, pobiegła po rodzinę i psa, wzięła ze sobą te ubrania, które noszę na co dzień. I uciekałabym szukać bezpiecznego miejsca, nawet gdyby to oznaczało wędrówkę do innego kraju. Czy posiadanie drogich butów i kurtki jakkolwiek zmienia tę sytuację? Niweluje zagrożenie?

Pytania się mnożą. „Dlaczego nie pójdą na przejście graniczne?”. Bo nie mają siły dalej iść? Bo nie wiedzą, gdzie ono jest? „Dlaczego tam jest tyle młodych mężczyzn?”. Bo młodzi mężczyźni też mają prawo uciekać przed wojną. Mają prawo się bać i szukać pomocy. Nie muszą brać broni w dłoń i umierać, bo tak nakazuje stereotyp. „Dlaczego nie wrócą do siebie?”. Bo są wycieńczeni. Bo nie mają do czego wracać. Bo są uwięzieni na pasie granicznym między Polską a Białorusią i żadna ze stron nie pozwala im się ruszyć.

Jest jedna rzecz, która przeraża mnie w tym wszystkim najbardziej. Załóżmy, że wiele z tych stereotypów jest prawdą. Że ci ludzie mają pieniądze albo że nie uciekają przed wojną, tylko są emigrantami zarobkowymi, których na granicę przysłał Łukaszenko, by zdestabilizować Polskę. Ci Polacy, którzy w to wierzą, uważają te powody za wystarczające, by umywać ręce od pomocy osobom na granicy. By z czystym sumieniem zostawić ich na mrozie, głodnych, spragnionych i chorych.

To jest najgorsze – świadomość jak niewiele niektórym trzeba, by skazać człowieka na śmierć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

18 − trzynaście =