Lewis Hamilton wygrywa pierwsze w historii Formuły 1 Grand Prix Kataru

twitter.com/F1

Lewis Hamilton zwycięża w wyścigu, w którym prowadził od startu do mety i zmniejsza tym samym stratę do Maxa Verstappena w klasyfikacji generalnej. Jednak to Fernando Alonso skradł całe show. Hiszpan stanął na podium po raz pierwszy od 2014 roku, gdzie zajął trzecie miejsce w Grand Prix Chin.

Pierwszy trening na nowym obiekcie Losail International Circuit stał pod znakiem kurzu i piasku leżącego na torze. Żeby rozjaśnić sytuację, tego toru używali dotychczas tylko motocykliści, którzy jechali tu 4 kwietnia. Od tego wydarzenia minęło 9 miesięcy, a żadna inna seria w międzyczasie się tutaj nie pojawiła. Kierowcy chętnie korzystali z jazdy w treningach, aby jak najlepiej zapoznać się z torem w Katarze, który już w piątek okazał się brutalny dla Nikity Mazepina. Rosjanin uszkodził sobie podłogę w czasie pierwszych kilku okrążeń i resztę piątku spędził, siedząc w garażu.

Hamilton dominuje w sobotę

Przed startem kwalifikacji w lepszej sytuacji był Brytyjczyk, który na półwyspie Arabskim czuł się świetnie. Jego główny rywal Max Verstappen, nie był w stanie notować tak dobrych czasów jak on. Potwierdziła to czasówka, w której Hamilton był szybszy o ponad 0,6 sekundy! Jednakże wyniki kwalifikacji mogły być zupełnie inne. Pierre Gasly po ostrym najechaniu na tarkę w zakręcie 15. uszkodził przednie skrzydło, które po oderwaniu od bolidu przebiło prawą przednią oponę. Francuz zatrzymał się na prostej startowej, co spowodowało wywieszenie żółtych flag i zmusiło kierowców do odpuszczenia swoich ostatnich okrążeń.

Żółte flagi, które są, ale ich nie ma — czyli chaos związany z awarią Pierre’a Gasly’ego

Tak jak wcześniej wspomniałem, kwalifikacje zakończyły się problemami kierowcy AlphaTauri, ale nie to jest punktem wyjścia. Pierre zatrzymał się zaraz po wyjeździe z ostatniego zakrętu. Na najbliższym posterunku dla porządkowych, jeden z nich machał żółtą flagą, jednak panele świetlne będące wokół toru oraz wyświetlacze na kierownicach zawodników pokazywały zieloną flagę lub komunikat „track clear”. W momencie, w którym Max wjeżdżał na prostą startową, porządkowy machał już podwójną żółtą flagą, gdzie panele wciąż świeciły się na zielono. Zamieszanie wokół tej sytuacji było niesamowite. Inżynierowie wyścigowi również się zgubili, Alonso dostał komunikat o zwolnieniu dopiero po minięciu bolidu Gasly’ego. Lando Norris usłyszał „yellow flag, track clear”, co jest sprzeczną informacją. Niestety nie wszyscy kierowcy zwolnili, niektórzy nawet nie zauważyli porządkowego z żółtą flagą (kwalifikacje rozgrywane były już przy sztucznym oświetleniu). Momentalnie w Internecie rozgrzała dyskusja na ten temat, a kolejne osoby rozpoczęły analizę tego incydentu oglądając onboardy zawodników. Jak powszechnie wiemy, ile ludzi, tyle opinii, ale co do jednego nie było wątpliwości. Max Verstappen, Valtteri Bottas i Carlos Sainz zostali wezwani na dywanik do sędziów za brak zwolnienia przy sygnalizacji żółtych flag na torze.

(Nie) zawodni sędziowie w akcji

Niedzielny poranek zaczął się dla niektórych od wizyty w budynku dyrekcji wyścigu, aby omówić sytuację związaną z tym, co się wydarzyło w sobotni wieczór. Jak zawsze wspaniali i szybcy w podejmowaniu decyzji sędziowie długo debatowali z kierowcami na ten temat. Okazuje się, że jest 1,5 godziny do startu wyścigu, a wciąż nie podano oficjalnej listy startowej. Prowizoryczna powinna pojawić się na 4 godziny przed a oficjalna na 60 minut do startu wyścigu (zgodnie z regulaminem sportowym). Nie czepiajmy się jednak szczegółów, przejdźmy do konkretów – werdyktów sędziowskich. Zaczęło się od kary przesunięcia o 3 miejsca na starcie wyścigu dla Bottasa. To mogło zwiastować jeszcze większą karę dla Verstappena, który nie odpuścił, mając podwójną żółtą flagę na torze. I tak też się stało, Holendra przesunięto o 5 miejsc. Na sucho uszło tym razem Sainzowi, który nawet zyskał dwie lokaty startowe dzięki karom kierowcy Mercedesa i Red Bulla. Z tego tytułu czwarty w kwalifikacjach Pierre Gasly, przez którego cały ten chaos pośrednio wyniknął, do wyścigu ruszał z drugiego pola. Mieliśmy więc bardzo ciekawy układ na starcie:

P1 – Hamilton

P2 – Gasly

P3 – Alonso

P4 – Norris

P5 – Sainz

P6 – Bottas (kara +3 miejsc)

P7 – Verstappen (kara +5 miejsc)

Show Red Bulla na starcie i pech Bottasa

Kibice głęboko wierzyli, że Gasly i Alonso zagrożą Hamiltonowi na starcie. Nic bardziej mylnego. Nawet nie byli blisko. Do pierwszego zakrętu Lewis był liderem i momentalnie zaczął odjeżdżać reszcie, mając prawie 4 sekundy przewagi po piątym okrążeniu nad kolejnym kierowcą, którym był Max Verstappen. Błyskawicznie przebił się on z siódmego na drugie miejsce, objeżdżając innych zawodników niczym pachołki treningowe. Równie dobrze po starcie radził sobie kolega zespołowy Maxa, Sergio Perez. Po bardzo słabych kwalifikacjach, w których zajął 11 miejsce, po dziesięciu okrążeniach był już szósty. Na podobne wsparcie nie mógł liczyć Hamilton, gdyż Bottas zaraz po starcie wyścigu spadł na 11 lokatę, kompletnie nie mogąc przebić się wyżej. Wywołało to niemałą frustrację w Mercedesie, a inżynier wyścigowy raz po raz poganiał Valtteriego, aby ten zaczął nadrabiać straty. Gdy Fin wreszcie zabrał się do roboty, przebił on swoją lewą przednią oponę na początku 33 okrążenia. Ledwo dotoczył się do alei serwisowej w celu wymiany zarówno ogumienia jak i całego przedniego skrzydła, które również się uszkodziło. Po wyjeździe z boksu znalazł się on na 13 pozycji i mógł już zapomnieć o jakimkolwiek dobrym wyniku. Po problemach Bottasa wydawało się, że Red Bull spokojnie zmierza po drugie i trzecie miejsce na koniec wyścigu. Stajnia spod znaku byka miała jednak inny plan na końcówkę. Perez zjechał po raz drugi do boksu na 15 okrążeń przed końcem rywalizacji i jego trzecia lokata zmieniła się w siódmą. Meksykanin momentalnie zdał sobie sprawę, że czasu na odrobienie straconych pozycji nie ma, przez co właśnie stracili darmowe podium. Sytuacja ta premiowała jadącego wcześniej na czwartym miejscu Alonso.

Festiwal przebitych opon

Firma Pirelli będąca oficjalnym dostawcą ogumienia do Formuły 1, w swoich prognozach przed wyścigiem wskazywała, że będzie to Grand Prix z dużym zużyciem opon i wszelkie proponowane strategie zakładały dwa postoje. Bottas od startu jechał na tym samym zestawie opon pośrednich, które po 33 kółkach odmówiły współpracy. Mercedes tym razem ostro przekombinował. Koniec końców Fin wycofał się z rywalizacji z powodu uszkodzeń samochodu związanych z przebitą oponą. Jednak nie tylko Bottas miał problemy, na 51 kółku problem dopadł również George’a Russella. W zasadzie identyczna sytuacja, lewe przednie koło i skrzydło. Dosłownie okrążenie później ta sama sytuacja, ale tym razem…w drugim Williamsie, za którego kierownicą siedział Nicolas Latifi. Kanadyjczyk nie miał tyle szczęścia co poprzednia dwójka i musiał zatrzymać się na torze, nie będąc w stanie dojechać do alei serwisowej. Co ciekawe, na torze nie pojawiła się żadna żółta flaga ostrzegająca kierowców o stojącym na poboczu bolidzie, a wirtualna neutralizacja zjawiła się dopiero po dwóch okrążeniach od tego incydentu. Dodając to do wydarzeń z soboty, nie rzutuje to dobrze na dyrekcji wyścigu, której coraz częściej w tym sezonie można sporo zarzucić.

Prowadzenie od startu do mety

Poza przebitymi oponami, na ostatnich kółkach tego GP nie działo się zbyt wiele. Verstappen jedynie zjechał po nowe miękkie ogumienie, aby być pewnym dodatkowego punktu za najszybsze okrążenie. Lewis Hamilton zwyciężył w katarskim wyścigu, prowadząc od momentu zgaśnięcia świateł startowych, aż do flagi w szachownicę. Ta sztuka udała mu się dopiero pierwszy raz w tym sezonie, podczas gdy Max dokonał tego już czterokrotnie. Największe show skradł i tak Fernando Alonso, który po siedmiu latach wrócił na podium w F1. Dodatkowo Hiszpan został również przez kibiców wybrany kierowcą dnia. Z perspektywy obu klasyfikacji niemal większość walk się rozstrzygnęła, poza dwoma. Wciąż otwarta jest sprawa mistrzostwa kierowców i konstruktorów. Walka na linii Verstappen — Hamilton oraz Mercedes — Red Bull będzie trwać, aż do ostatniego wyścigu w tym sezonie. Między Brytyjczykiem a Holendrem jest już zaledwie 8 punktów różnicy po kolejnym zwycięstwie Lewisa. Niemiecki i austriacki zespół dzieli 5 oczek, a problem Bottasa spowodował, że Red Bull odrobił ważne punkty względem swoich rywali.

twitter.com/F1

Katar wychodzi z twarzą

GP Kataru okazało się być naprawdę niezłe jak na oczekiwania, z którymi fani siadali przed telewizory. Nie ma też co ukrywać, że kara dla Verstappena i Bottasa, odrabianie pozycji przez Pereza czy kilka przebitych opon, mocno uratowało obraz tego wyścigu. Kierowcy wielokrotnie podczas tego weekendu podkreślali, że tor Losail jest naprawdę świetny do jazdy. Do oglądania może nieco mniej, a obecne bolidy Formuły 1 nie ułatwiają utrzymania się blisko siebie na zakrętach. Jedyna prosta znajdująca się na tym torze również niejako ratowała widowisko. Kolejny raz Katar odwiedzimy w 2023 roku, po tym jak podpisał 10-letnią umowę na organizacje wyścigów w swoim kraju. Promotor zapewnia o tym, że specjalnie pod F1 wybudowany zostanie nowy tor uliczny. Szkoda tylko, że nie ma nawet oficjalnego projektu takiego obiektu. Nie ma co się przejmować. Arabskie standardy, których idealnym przykładem jest Jeddah Corniche Circuit, pokazują, że takie rzeczy da się zbudować w zaledwie pół roku. Tor w Arabii Saudyjskiej będzie gospodarzem przedostatniego wyścigu w tym sezonie. Jest to jeszcze ciekawszy obiekt niż ten w Katarze. Już teraz wiemy, że będzie to najszybszy tor uliczny w kalendarzu oraz drugi z największą średnią prędkością na pojedynczym okrążeniu (szybsza jedynie jest włoska Monza). Jednak problem tego toru to brak możliwości wyprzedzania poza prostą startową, co brzmi dość znajomo. Kibice mają jednak nadzieję, że po Arabii, podobnie jak po Katarze, będą oni zadowoleni z otrzymanego widowiska.

Czas na ochłonięcie i mocne zapięcie pasów

Zanim jednak zawitamy na tor w Dżuddzie, czeka nas krótka przerwa. Jest to okres przede wszystkim dla kierowców i zespołów na odpowiednie przygotowanie się do dwóch ostatnich rund sezonu 2021. Bliskowschodnie klimaty zostaną już do końca, gdyż ostatni wyścig odbędzie się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Matematycznie już w Arabii Verstappen może zostać mistrzem świata, ale potrzebuje do tego pecha Hamiltona, a wedle prognoz zanosi się na to, iż to Mercedes będzie pierwszą siłą na tym torze.

Dwie rundy do końca tegorocznej rywalizacji, dwóch kandydatów do mistrzostwa świata kierowców, dwa zespoły chętne do mistrzostwa świata konstruktorów. Zapnijcie mocno pasy, bo będzie ostra jazda bez trzymanki.

Transmisję z GP Arabii Saudyjskiej w dniach 3-5 grudnia wraz z polskim komentarzem jak zawsze można znaleźć na Eleven Sport.

twitter.com/F1

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zdjęcia z tekstu zostały usunięte z przyczyn niezależnych od autora publikacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

piętnaście − cztery =