„Zyzio” wraca do Zastalu, „The Last Dance” Dylewicza – Ruchy w bezruchu #5
7 min readCzęsto jest tak, że najciekawsze, najbardziej interesujące wydarzenia dzieją się w najmniej spodziewanym przez nas momencie. Właśnie tak było w poprzednim tygodniu odnośnie transferów w koszykarskiej ekstraklasie. Jarosław Zyskowski ponownie będzie występować przed zielonogórską publicznością. Mistrz Polski pozyskał pierwszego zawodnika zagranicznego. Filip Dylewicz swój „The Last Dance” rozegra w Gdyni. To tylko nieliczne ruchy na rynku transferowym, które zadziały się w ostatnich dniach w polskiej lidze. Czas na piątą część serii „Ruchy w bezruchu”!
Poprzednie części:
- Część 1: Koszarek w Legii, Stal najsilniejsza pod koszem?
- Część 2: Shelton wraca do MKS-u, Szlachetka zagra w Sopocie
- Część 3: Anwil buduje skład, MVP Finałów opuszcza Polskę
- Część 4: Powiew zmian nad morzem
W ostatnim tygodniu (12-18 lipca) na rynku transferowym w Energa Basket Lidze (EBL) działo się naprawdę sporo. Postanowiłem, że w tej części przedstawię i pokrótce omówię sześć najciekawszych decyzji polskich klubów w tym czasie.
Zastal wygrywa wyścig o „Zyzia”
O sytuacji związanej z Jarosławem Zyskowskim miałem już pisać w ostatniej części — wtedy to pojawiały się już informacje o jego powrocie do Polski. Tak też stało się później — 12 lipca Zyskowski podpisał 2-letni kontrakt z Zastalem Zielona Góra. Oznacza to dla niego powrót do Zielonej Góry po roku przerwy na grę w lidze hiszpańskiej, w której spisał się całkiem dobrze w barwach RETABet Bilbao Basket. Spytacie pewnie, czemu koszykarz po dobrym sezonie w Hiszpanii wraca do Polski? „Zyzio” jest świeżo upieczonym ojcem i sprawy rodzinne z pewnością odegrały swoją rolę w tej decyzji. Na stole miał trzy oferty z polskich klubów — dwie pozostałe były z Ostrowa Wielkopolskiego i ze Śląska, który buduje całkiem obiecujący zespół na grę w Eurocupie. Zyskowski jest wychowankiem wrocławskiej ekipy, więc mogło mieć to wpływ na jego decyzję. Rola skrzydłowego polskiej reprezentacji w zielonogórskim zespole będzie podobna, a kto wie, czy nawet nie istotniejsza niż w sezonie 19/20. Wtedy był liderem mistrzowskiego Zastalu. Polak powinien być liderem zespołu, pierwszą opcją drużyny w ataku, jej najlepszym strzelcem. Ma nietypowy sposób rzucania (co można zobaczyć na poniższym filmiku), ale jest za to skuteczny w rzutach za 3 punkty. Dodatkowo może grać na obu pozycjach na skrzydle. Z każdym sezonem staje się coraz bardziej uniwersalnym zawodnikiem i w tym sezonie powinien się jeszcze bardziej rozwinąć. Z pewnością jest to jeden z najciekawszych transferów tego lata w Energa Basket Lidze.
„The Last Dance” Dylewicza w Gdyni
Nawiązanie do koszykarskiego serialu na Netfilxie opowiadającego o drodze do szóstego mistrzostwa Chicago Bulls, ostatniego z Philem Jacksonem jako trenerem „Byków”, nie jest przypadkowe. Filip Dylewicz prawdopodobnie skończyłby karierę już po tym sezonie, jednak z pewnością wolałby pożegnać się przy obecności kibiców na trybunach. A nie było mu to dane w ostatnim, pandemicznym sezonie. Postanowił pograć więc rok dłużej i będzie on najprawdopodobniej ostatnim w jego karierze. Ponownie zagra w barwach Asseco Arki Gdynia. Bez dwóch zdań dla polskiej koszykówki jest to legenda, która zdobyła 7 tytułów mistrza Polski oraz dwukrotnie był MVP Finałów polskiej ligi. W ostatnim sezonie pobił rekord w ilości występów w polskiej ekstraklasie innej znanej dla polskiego basketu postaci — Dariusza Parzeńskiego. Popularny „Dylu” aż 680-krotnie wystąpił w meczu polskiej ligi koszykówki. Jego silną stroną jest jego popularny „rzut z plecaka”, który jest jego znakiem rozpoznawczym. Ma dobry rzut z dystansu, jest też solidnym zbierającym. Umiejętnie czyta sytuacje na boisku, w czym pomaga mu na pewno jego spore koszykarskie doświadczenie. Dylewicz najprawdopodobniej będzie w najbliższym sezonie najstarszym koszykarzem występującym w EBL. Jednak jestem przekonany, że wciąż jest w stanie dać sporo dobrego drużynie, którą w tych rozgrywkach poprowadzi Milos Mitrović. Serb osiągał bardzo dobre wyniki jako trener w młodzieżowej koszykówce. Z pewnością na koniec kariery Dylewicz chciałby wystąpić w fazie play-off, ale przy obecnym składzie drużyny będzie to trudnym zdaniem.
GTK ma nowego lidera
GTK Gliwice w ubiegłym tygodniu podpisało umowę z nowym rozgrywającym. Nowym playmakerem gliwiczan został Jabarie Hinds, który w ostatnim sezonie był najlepszym strzelcem polskiej ligi (średnio 21,7 punktów na mecz). To w głównej mierze dzięki jego fenomenalnej postawie Hydrotruck Radom utrzymał się w polskiej lidze. Dobrze dogadywał się z trenerem Robertem Witką, z którym również będzie współpracował na Śląsku. Amerykanin jest bardzo szybkim, niskim rozgrywającym, za którym niełatwo nadążyć na boisku. Dodatkowo bardzo dobrze rzuca za 3 punkty (skuteczność w tym elemencie notuje w okolicach 38-40 procent). Poza bardzo dobrym rzutem, atutem Hindsa jest też umiejętne kierowanie grą zespołu (śr. 5 asyst na mecz). Przydarza mu się jednak dużo strat w meczach (średnio trzy na mecz) i jest to element, który wymaga u niego poprawy. Trudno też realnie ocenić jego umiejętności, bo rewelacyjnie gra w drużynach, które walczą o byt w lidze albo są w środku tabeli. Nie miał jednak okazji, by w Polsce grać o najwyższe cele, a w Gliwicach tym celem w nowym sezonie będzie co najmniej gra w fazie play-off.
Kolejne wzmocnienia Mistrza Polski
Interesujących transferów dokonał też mistrz Polski. Działacze Stali Ostrów Wielkopolski podpisali umowy z dwoma zawodnikami — Terrym Larrierem oraz Jakubem Wojciechowskim.
Larrier jest zawodnikiem obwodowym, dla którego nie jest problemem granie również jako niski skrzydłowy (201 cm wzrostu). Dla Amerykanina miniony sezon był pierwszym w zawodowej koszykówce. Wcześniej grał na dobrej amerykańskiej uczelni Uconn, którą kończył między innymi Kemba Walker (dzisiaj Oklahoma City Thunder) czy Ray Allen. Potem trafił do ligi szwedzkiej, w której w ostatnich rozgrywkach był gwiazdą. Notował średnio 17,2 punktów i 5 zbiórek na mecz, a dodatkowo miał 36% skuteczności w rzutach za 3 punkty. Z Norkopping Dolphins został mistrzem Szwecji. Jest atletycznym, dynamicznym zawodnikiem, który lubi biegać do szybkiego ataku i pakować piłkę do kosza. Sam koszykarz w ostatnim wywiadzie dla Sportowych Faktów przyznał, że bardzo ceni trenera Igora Milicicia i chciał z nim współpracować. Nie może się też doczekać gry na boisku z Jamesem Palmerem, który też zagra w Stali w nowym sezonie. Obaj grali już w przeszłości razem w zespole, a o transferze Palmera więcej będzie w kolejnej części serii.
Odpowiedzią Stali na transfer Zyskowskiego do Zastalu było pozyskanie podkoszowego Jakuba Wojciechowskiego. Były reprezentant Polski ostatni sezon kończył w barwach Armani Olimpia Mediolan. Klub został wicemistrzem Włoch i trzecią drużyną Euroligi. Grał w jednej drużynie między innymi z hiszpańskim rozgrywającym Sergio Rodriguezem czy Luigim Datome. Obaj panowie mają za sobą grę w NBA. Jak Wojciechowski trafił do włoskiej drużyny gwiazd? Wszystko dzięki… kontuzjom innych zawodników i włoskiemu obywatelstwu, dzięki któremu traktowany był jako zawodnik miejscowy, więc był klubowi z Mediolanu potrzebny w trakcie sezonu. Nie pograł jednak zbyt dużo w tym zespole — w serii finałowej z Virtusem Bologna (0-4) zagrał tylko… przez 95 sekund w jednym meczu. Teraz trafia do mistrza Polski, gdzie jego rola powinna być znacznie większa. Ponownie będzie współpracował z trenerem Miliciciem. Ich ostatnia współpraca skończyła się tytułem mistrzowskim dla Anwilu. Chyba nikt w Ostrowie nie miałby nic przeciwko, jakby historia się powtórzyła.
Były reprezentant Polski jest solidnym zawodnikiem podkoszowym, który nie boi się walki pod koszem. Stylem gry nieco przypomina Adama Hrycaniuka, tyle że Wojciechowski lepiej rzuca z półdystansu. Ponadto potrafi zaskoczyć rzutem za 3 punkty (w Anwilu miał 37% skuteczności w tym elemencie). Bardzo dobrze zbiera, daje duże wsparcie w obronie. W ostatnim sezonie miał też 64% skuteczności z rzutów wolnych, co na podkoszowego nie jest złym wynikiem. Jak ocenić ten transfer? Nie będzie on liderem formacji podkoszowej mistrzów Polski, ale powinien dać drużynie istotne wsparcie. Być zawodnikiem od „czarnej roboty”, który zwłaszcza w meczach o najwyższą stawkę może być na wagę złota.
Coraz ciekawsze transfery Śląska
Kolejny transfer z ligi szwedzkiej do polskiej. Śląsk Wrocław z każdym transferem wygląda na coraz mocniejszy zespół. W poprzednim tygodniu do drużyny dołączył Cyril Langevine, czyli najlepszy podkoszowy szwedzkich rozgrywek w ostatnim sezonie. Notował double-double średnio na mecz — 15,1 punktów i 12,1 zbiórki. Dodatkowo dokładał to do tego 1,8 bloku na mecz. W rubrykach zbiórek i bloków był najlepszy w całych rozgrywkach. Ze swoją drużyną Jamtland Basket odpadł po 7-meczowej serii w półfinale play-off z Sodertalje Kings. Amerykanin ma 23 lata, co oznacza, że najlepsze lata kariery wciąż przed nim. Langevine bardzo dobrze wykańcza akcje dwójkowe typu pick-and-roll. Dodatkowo dobrze broni obręczy, co na pewno da Śląskowi bardzo dużo w grze defensywnej. Gra głównie tyłem do kosza, wykorzystuje swoją skoczność, z powodzeniem walczy na tablicach. Jednakże nie jest zawodnikiem, który gwarantuje skuteczność w rzutach z półdystansu, dystansu, przez co łatwiej może być go zatrzymać innym zespołom. Mimo to z Aleksandrem Dziewą powinien stworzyć jeden z najlepszych duetów podkoszowych w lidze. Jest to na pewno bardziej przemyślany transfer niż Węgra, Akosa Kellera, rok temu. Keller nie spełnił oczekiwań i nie dokończył sezonu we Wrocławiu. Z Amerykaninem tak być (raczej) nie powinno.
Kolejna, szósta część serii o transferach ukaże się najprawdopodobniej na początku przyszłego tygodnia – w okolicach 28-29 lipca.