Wyjątkowy klucz do sukcesu
3 min readTrochę smutku, śmiechu i dużo miłości − czyżby kolejna komedia romantyczna? „Masz talent” to coś więcej. Opowieść o człowieku, który uwierzył w swoje marzenia i pokonał przeciwności losu. To opera o ludzkim życiu.
Znany z adaptacji „Diabeł ubiera się u Prady” reżyser David Frankel przedstawia nam prawdziwą historię. Podstawą scenariusza (autorstwa Justina Zackhama) jest życie zwycięzcy brytyjskiej wersji programu Mam Talent. Na ekranie widzimy uzdolnionego, ale zadziwiająco zwykłego człowieka. W rolę Paula Pottsa – niezdary i zwycięzcy wciela się James Corden. I tak poznajemy chłopca kochającego śpiew. Jego zainteresowania nie podzielają rówieśnicy, którzy sukcesywnie uprzykrzają mu codzienność. Dodatkowe zmagania z nadwagą potęgują jego niepewność. Paul dorasta, zmienia się, ale jego miłość do opery nie znika. Mama (Julie Walters) i dziewczyna wciąż go wspierają. Od dziecka śpiewa też w miejscowym chórze, którego opiekun zawsze go wyróżniał. Przede wszystkim on sam w siebie wierzy. Nie radzi sobie ze stresem, ale wie że opera to jego sposób na życie. Jego muzyczną podróż wzbogaca bliska znajomość z Alessandrą (Valeria Bilello). Lecz kiedy dosięga swoich marzeń, okazuje się, że nie wszystkie sny są warte urzeczywistnienia.
W filmie niezwykle ciepłą postacią jest Julz (Alexandra Roach) – dziewczyna Paula. Aktorka doskonale wcieliła się w rolę przeciętnej, dobrej dziewczyny. Widzimy ją zerującą piwo, jedzącą górę ziemniaków, czy sprzedającą pieluchy. Nie umniejsza to jednak jej kobiecości i urokowi, w których od razu zakochuje się Pottsy. To ona przekonuje mężczyznę do najważniejszego występu.
Wartość dzieła podnoszą postacie drugoplanowe. Znany z „Piratów z Karaibów” Mackenzie Crook gra pracodawcę i jednocześnie przyjaciela Paula – Braddona. Wyglądem przypominający narkomana, z flaszką w ręku, nie wzbudza zaufania. Jest jednak barwną postacią, wywołującą uśmiech na twarzy. Zresztą twórcy wiele razy w filmie przypominają nam, że ładna aparycja to nie wszystko. Świetnie zagrał też Colm Meaney, wcielający się w rolę ojca (Roland). Powierzchownie nieprzyjemny, złośliwy, wciąż wspominający dni swojej sławy. Zainteresowania syna nie podziela, a wręcz szydzi z niego. Lecz kiedy go lepiej poznamy, dowiemy się jakie są przyczyny takiej postawy. Czy naprawdę nie wierzy w talent syna?
Podczas seansu możemy podziwiać piękne zdjęcia Floriana Ballhausa. Sposób ukazania rodzinnego miasteczka Paulem, fabryki itp. jest niezwykle naturalistyczny. Dzięki temu czujemy autentyczność całej opowieści. Sceny zdają się zapisem codzienności każdego człowieka. Gdzie nie zawsze się dobrze wygląda, ubrania nie są idealnie dopasowane, a ludzie bywają złośliwi. Ujmujący jest także obraz Wenecji, który pozwala zachwycać się nią wraz z bohaterem. Natomiast kiedy Paul poci się na scenie, stresujemy się razem z nim!
Jedyna sztuczna scena to ta, bez której nie byłoby tej historii − casting w Mam talent. Jurorzy teoretycznie odtworzyli to, co wydarzyło się naprawdę, ale dodano do tego niepotrzebny patos. Oglądając nagranie z prawdziwego występu nie odczujemy takiego dramatyzmu jak w filmie. Jak na dzieło muzyczne brakuje tu trochę samego dźwięku. Oczywiście usłyszymy wspaniały głos Paula czy słynne opery, jednak w zdawkowej formie. Trochę jakby reżyser bał się, że dźwięki nie wpadną nam w ucho. Wciąż podkreślana jest wartość muzyki w codziennym życiu Pottsego. Widz, nie posłucha jej dużo… Musimy wierzyć na słowo.
Sama historia jest niezwykła w swej zwyczajności. Jeśli nie słyszeliśmy wcześniej głosu Paula, będziemy mieli teraz okazję. Puenta nie jest ani zaskakująca ani przełomowa. Ile razy słyszeliśmy, że warto wierzyć w marzenia? Historie z serii − od pucybuta do milionera widzieliśmy nie raz. Film przypomina nam jednak na czym polega prawdziwa pasja i miłość. Z pewnością jest to udana opera.