Co kryje się „We mgle”?
4 min readZe względu na tajemniczą atmosferę, którą wytwarza mgła, podświadomie wiemy, że wraz z jej pojawieniem stanie się coś złego. Z tego powodu od setek lat jest ona źródłem inspiracji dla artystów, ostatnio głównie twórców kryminałów. Jednak „We mgle” Linn Ullmann to nie sprawca zaginięcia młodej dziewczyny się ukrywa.
Siri i Jon to małżeństwo z kilkuletnim stażem. Przez większą część roku mieszkają w Oslo, jednak na wakacje wyjeżdżają do rodzinnego miasteczka kobiety, do jej matki. Siri podczas sezonu prowadzi tam restaurację (w stolicy Norwegii ma drugą), natomiast Jon kolejny rok zmaga się z napisaniem ostatniej części swojej trylogii. Tym razem do opieki nad najmłodszą córką, Liv, postanowili zatrudnić kogoś do pomocy. Kogoś, kto razem z nimi wyjechałby na wakacje. Tą osobą okazuje się być dziewiętnastoletnia Millie, która w siedemdziesiąte piąte urodziny matki Siri, Jenny, zaginęła we mgle. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Dopiero po dwóch latach, przez przypadek zostały odnalezione jej zwłoki.
Z powyższego opisu oraz z informacji zamieszczonych na obwolucie książki można spodziewać się kryminału. Jest wszystko czego można oczekiwać od tego gatunku, czyli skandynawskie miasteczko, zaginiecie, podejrzana rodzina i mgła. Wszystko to połączone tworzy (prawie) idealną tajemnicę do rozwiązania przez sprytnego detektywa po przejściach. Jednak Linn Ullmann oferuje coś o wiele ciekawszego. Trudno określić czym jest ta książka. Można powiedzieć, że kryminałem – jest tu przecież morderstwo. Z drugiej strony do samego końca czytelnik pozostaje w napięciu, więc może thriller, ale taki bez nagłych zwrotów akcji i ciągłych pościgów. Pewne jest, że to opowieść, jednak by być bardziej precyzyjnym należy stwierdzić, że jest to opowieść psychologiczna. Autorka wkrada się w umysły bohaterów, ale wcale nie chodzi tu o podążanie za sprawcą.
Historia jest opowiadana z kilku perspektyw. Rozpoczyna się krótkim wstępem o urodzinach jednej z postaci. Potem czas na jedenastoletniego chłopca, który z kolegami znalazł ciało zaginionej. Tu trzeba zwrócić uwagę na plastyczne przedstawianie świata. To co widzi chłopiec jest przedstawiane jak obrazy. Zwłoki początkowo nie były martwym ciałem, przykrytym warstwą ziemi, lecz olbrzymim krukiem. Jest to interpretacja rzeczywistości charakteryzująca dzieci. Następnie przychodzi kolej na Siri, Jona, ich starszą córkę Almę, Jenny i Millie. Tok ich myślenia nie jest sztuczny, mieszają się tu fakty teraźniejszości z przeszłością. Jedna myśl pociąga za sobą drugą. Pierwsza jest przerwana, by rozpocząć kolejną. I to właśnie pobudza do dalszej lektury. Wszyscy bohaterowie stają się autentyczni. Mimo że już na samym początku powieści wiadomo kto zabił, czyta się dalej. Bo jest w tej książce coś co mówi: „A może jednak nie? Może ktoś inny to zrobił?”.
Od pierwszych stron zwraca się uwagę na każde słowo wypowiadane na głos i w myślach postaci. Wszystkie zostały powiedziane po coś. Dobór słów, wbrew temu w jakim kierunku podąża obecna kultura, jest bardzo ważny. To one nadają wszystkiemu większy sens. Jednak ze względu na to, nagle rodzina, która wzięła pod opiekę dziewiętnastoletnią dziewczynę, staje się możliwymi oprawcami. Mogła to zrobić Irma, przyjaciółka Jenny, bo jest to postać bardzo podejrzana, momentami żyjąca we własnym świecie, a Jenny mogła pomóc jej schować ciało. Siri mogła zabić z zazdrości o męża, bo Jon miał skłonności do tego co piękne, a Millie była ładna i młoda. Nagle wydaje się nam, że każdy z bohaterów może mieć rodzaj choroby psychicznej, być pogrążony w depresji lub żałobie. Im dalej w głąb, tym bardziej wszystko jest ze sobą sprzężone.
Im bardziej poznajemy bohaterów, dlaczego zachowują się tak a nie inaczej, zapominamy o zaginięciu Millie. To wydarzenie jest jedynie punktem wyjścia do opowiedzenia historii o ludziach, którzy przestali się ze sobą komunikować. O urazach sprzed lat, o braku rozmów, o duszeniu w sobie uraz, o nierozumieniu bliskich. Linn Ullmann pokazała tę gorszą stronę człowieczeństwa, a może raczej ludzką, w której każdy z nas po pewnym czasie ma wszystkiego dość i na pierwszym miejscu stawia przede wszystkim siebie. Lecz gdyby chodziło tylko o to, wszystko wydałoby się prostsze, ponieważ ukrywanie swoich myśli to jedno. To rodzi większy problem. Pozostawiony w takich sytuacjach człowiek, bez względu na płeć, uważa, że jest sam. Siri i Jon jako swoje przeciwieństwa reagują inaczej, ale chodzi im o jedno – o brak zrozumienia. A to odbija się na dzieciach. Almę i Millie dotyka zapomnienie przez rodziców. Pierwsza staje się buntownicza, a druga postanawia wyjechać na wakacje, by stać się kimś innym niż tylko przedłużeniem swojej matki. Chce się podobać innym, zwracać na siebie uwagę, co nie udawało się z jej rodziną. Jenny cały ten zamęt określa tak: Głupie kobiety i próżni mężczyźni. Wszyscy oni pragną uwagi jak dzieci, które siedzą w kącie i płaczą.
Gdzie w tym wszystkim jest mgła? Postacie, które znają się od lat widzą siebie jak przez mgłę. Widzą te same twarze, znane cechy, do momentu gdy w życiu coś poszło nie tak. Wtedy bliscy powoli zamieniają się w obcych. Ponieważ we mgle, tak jak i w życiu, przekonuje Linn Ullmann, nie wszystko jest proste i nie wygląda na to, czym rzeczywiście jest. A przede wszystkim, że każda podjęta decyzja, ma swoje konsekwencje, od razu lub za kilka lat.