Wywiad z prof. Cezarym Obrachtem-Prondzyńskim

obracht_prondzynski_cezary_7653(1)Pracujący w Instytucie Filozofii Socjologii i Dziennikarstwa UG, socjolog, antropolog, historyk. I kandydat na dziekana Wydziału Nauk Społecznych. Profesor Cezary Obracht-Prondzyński mówi o mocnych stronach wydziału, o budowaniu jego marki oraz wzmocnieniu pozycji naukowej. 

Jakie są Pana zdaniem mocne strony funkcjonowania wydziału?

Wbrew takiej narracji jaka często się pojawia: że słabo, trudno, nie wiadomo jak to będzie w przyszłości, to uważam, że mamy bardzo duże atuty. Po pierwsze mamy rozbudowaną ofertę kształcenia. I to na wszystkich poziomach, to znaczy od poziomu licencjatu do studiów III stopnia. Po drugie, z pewnością atutem Wydziału Nauk Społecznych jest kadra naukowa, to jest ponad dwieście osób, więc można sobie wyobrazić jak ogromny jest to potencjał. Po trzecie, moim zdaniem, mamy bardzo dobrą lokalizację. Zarówno jako obiekt na kampusie przy dobrej komunikacji, jak i (traktując to w szerszym kontekście) w regionie. Jesteśmy regionem najsłabiej dotkniętym problemem demograficznym, co w perspektywie tego, co nadejdzie w przyszłości ma ogromne znaczenie. Atutem są także nasi absolwenci, którzy realizują się w różnych miejscach w Gdańsku, w regionie, w kraju jak i poza jego granicami. Świadczą o tym, że jednak studia tutaj pomogły im w przecieraniu drogi do sukcesu. Jeżeli chodzi o Instytut Socjologii Filozofii i Dziennikarstwa to spotykam się z niezwykle pozytywnymi opiniami, wspomnieniami studentów, którzy ukończyli tam kierunki. A spotykam ich w przeróżnych miejscach: pracujących w urzędach, biznesie, mediach, instytucjach kultury i edukacji. Pokazuje to, że po naukach społecznych mamy szeroki wachlarz ofert dostępnych na rynku pracy, a więc nie jest tak, jak czasami się mawia: a, po tych studiach nie ma co robić.

W takim razie które obszary funkcjonowania wydziału wymagają istotnej poprawy?

Może nie są to słabe strony, tylko najpoważniejsze wyzwanie. Jest to wzmocnienie i ustabilizowanie pozycji naukowej. To się mierzy wprost oceną parametryczną, która ma olbrzymie znaczenie dla finansowania. W tej chwili mamy kategorię B i naszym najpoważniejszym wyzwaniem jest zrobić wszystko, by otrzymać kategorię A. Czy to się uda – to jedna sprawa. Ale musimy zmobilizować wszystkie zasoby, jakie są: osobowe, finansowe, infrastrukturalne i sieć kontaktów, które posiadamy, i tak je spożytkować, by tę pozycję naukową wzmocnić. Mówię o kategorii A, ale są oczywiście inne wskaźniki, jak choćby to, że (miejmy nadzieję), gdy w przyszłości powiemy „Wydział Nauk Społecznych UG” będzie to przywoływać pozytywne skojarzenia związane z ważnymi przedsięwzięciami naukowymi, grantami czy projektami badawczymi. Już teraz mogę powiedzieć, że w sferze społecznych badań nad kulturą, kilkunastoosobowy zespół badawczy, którym kieruję (są to nie tylko osoby z Uniwersytety Gdańskiego, ale także z Instytutu Kultury Miejskiej, Instytutu Badań Nad Kulturą Rynkową) kończy w tej chwili trzeci, cykliczny projekt kilkuletnich badań nad kulturą. W tej chwili w Polsce, przynajmniej w kręgu socjologów, wyrobiła się pewna „marka” – tworzący się gdański ośrodek badań nad kulturą. I takich przykładów powinno być więcej. A więc: kategoria to jedno, rozpoznawalność to druga rzecz, a trzecią jest sieć kooperacji – ze środowiskami naukowymi (już teraz mamy rozbudowane kontakty naukowe z krajami skandynawskimi). Oczywiście wyzwaniem jest też to, by tą sieć zbudować wewnątrz wydziału – już są takie przejawy kooperacji między instytutami, ale na razie jest tego zdecydowanie za mało.

Jakie są Pana plany związane z wydziałem – jego rozwojem i modernizacją?

Jednym z poważnych wyzwań, kiedy mówimy o rozpoznawalności naukowej jest budowanie zintegrowanej, przemyślanej, długofalowej strategii budowy marki wydziału. Jedną sprawą jest fundamentalna działalność naukowa, ale na rozwój wydziału będą miały również wpływ elementy związane z dydaktyką, nie tylko wprost skierowaną do studentów, ale również dla innych środowisk – studia podyplomowe, szkolenia i inne. Twierdzę, że nadchodzi „złoty czas” dla nauk społecznych i jest to moja idea, do której jestem przekonany ze względu na ciągłe zapotrzebowanie na rynku pracy interpretacji społecznych. Dzisiaj już wiemy, że poważną barierą rozwojową w Polsce jest bariera mentalna, co oznacza, że potrzebujemy kompetencji społecznych. A kto się na nich zna jak nie my: socjolodzy, psycholodzy, politolodzy, filozofowie… Budować rozpoznawalną markę można poprzez organizowanie dużych eventów naukowych. We wrześniu na WNS-ie odbędzie się ogólnopolski zjazd socjologiczny, na który przyjedzie kilkaset osób. Ludzie przyjeżdżając z całej Polski oraz spoza kraju identyfikują to miejsce (oczywiście chodzi o to, by mieli przyjemne wspomnienia). Takich przedsięwzięć będzie więcej. Roboty jest sporo.

Czy planuje Pan wprowadzenie zmiany w programie studiów WNS, aby jeszcze lepiej przygotować studentów do podjęcia pracy na rynku?

Właściwie zmiany w programie trwają nieustannie. Co roku jest on modyfikowany – tworząc nowe specjalności czy kierunki. Przez ostatnie lata funkcjonowania WNS-u pojawiło się parę nowych kierunków studiów. Zadaniem rad programowych poszczególnych kierunków jest ich ciągłe udoskonalanie. Pewnie wygląda to różnie, ale trwa taka autorefleksja z udziałem studentów. Nigdy nie jest tak, że program jest w pełni satysfakcjonujący – ciągle pojawiają się nowe oczekiwania. Jeżeli mówimy o studentach i doktorantach to mam nadzieję, że będzie to środowisko jeszcze bardziej aktywne i pobudzone. Zresztą tak postrzegam rolę czy to władz instytutu czy wydziału, aby minimalizować, ja to nazywam „barierę dostępu” – tzn. wszelkie bariery, które mogą spowodować dezaktywacje studentów. Wychodzę z takiego założenia, że jeżeli są ludzie i jest pomysł to on prędzej czy później zostanie zrealizowany. Wtedy zadaniem kogoś takiego jak dziekan wydziału, czy dyrektor instytutu jest znaleźć środki, by tę chęć wesprzeć. Moje doświadczenie pokazuje, że nie ma takiej sytuacji, kiedy nie można czegoś zrobić. Być może nie można zrobić tego od razu, w pełnym wydaniu, ale zawsze, jeżeli są ludzie i jest pomysł, coś z tego wyjdzie. Mogę deklarować, że jeżeli przyjdą ludzie z pomysłami to zrobię wszystko, by ich wesprzeć. Trzeba tylko chcieć!

obracht_prondzynski_cezary_Czy na dziennikarstwie planowane jest wprowadzenie nowości dydaktycznych, nowych metod nauczania takich jak popularny e-learning czy tutoring? Na innych kierunkach takie rozwiązania świetnie się sprawdzają i są chwalone przez studentów.

To jest pytanie do osób odpowiadających za kierunek. Trudno byłoby mi w przyszłości jako dziekanowi wchodzić w rolę kogoś sterującego tym. Doskonale pamiętam jak dziennikarstwo 10 lat temu powstawało, bo byłem wtedy dyrektorem Instytutu Filozofii i Socjologii i poczytuję sobie to jako wspólny sukces. Mieliśmy wtedy optymistyczne wizje dotyczące kierunku, a dzisiaj możemy powiedzieć, że udało się ją w dużej mierze zrealizować. Dziennikarstwo jest bardzo atrakcyjnym kierunkiem, choćby ze względu na robiące piorunujące wrażenie studio radiowe, pracownię fotograficzną czy pracownię dziennikarstwa on-line. Jest zespół skupiających się wokół tego kierunku ludzi, którzy się z nim zżyli i postrzegają go jako projekt biograficzny. Jeśli chodzi o innowacyjne rzeczy, to znowu – gdzie jak nie tu wykorzystywać formy zdalnego kształcenia, takie jak e-learning. Mamy platformy uczelniane, moim zdaniem nadal słabo wykorzystywane. Na uniwersytecie jestem zwolennikiem równowagi pomiędzy innowacjami a tradycyjnymi formami nauczania. Uważam, że innowacje są bardzo dobre, ale nic nie zastąpi bezpośredniego spotkania studenta z wykładowcą.

Na wydziale przydałoby się wprowadzić stała jednostkę rekrutacyjną, która prowadziłaby całoroczną promocję kierunków. Potencjalni studenci mogliby zasięgnąć tam informacji, nie tylko w tym najgorętszym okresie rekrutacyjnym. Natomiast ci, którzy wracają na studia po np. rocznej przerwie, zostaliby tam dokładnie poinformowani o wszelkich formalnościach, których muszą dopełnić, o kolejnych krokach, o tym co muszą nadrobić. Z tego co wiem, studenci często mają z tym problem.

Co do stałej jednostki rekrutacyjnej jest pełna zgoda. Kiedy myślę o budowaniu strategii, marki i działaniach promocyjnych to myślę również o czymś, co można by nazwać ciągłą rekrutacją. Nie tylko komisja, do której łapiemy jakichś ludzi, którzy muszą w krótkim czasie przeprowadzić rekrutację, ponieważ ona nie rozstrzyga się w lipcu, a trwa cały czas. A to oznacza, że musimy mieć bardzo dobrą informację w internecie, bo obecnie 85% młodych ludzi czerpie informacje z internetu. Musimy dobrze informować o naszej ofercie kształcenia również w bezpośrednim kontakcie z zainteresowanymi. Musimy być elastyczni i zdolni do reagowania w szybki sposób – na wchodzenie i wychodzenie ludzi z systemu. Dzisiaj mamy do czynienia z ogromną konkurencją i trzeba trafić z ofertą do potencjalnych studentów, tych, którzy przerwali studia lub są na innym kierunku, a chcieliby studiować u nas, ale również do tych, którzy już dawno skończyli edukację. Należy stworzyć zespół, który nie będzie skupiał się na poszczególnych instytutach, czy kierunkach, ale będzie funkcjonował w ramach całego wydziału. Ludzie przychodzą i często nie wiedzą co dla nich najlepsze. Naszym zadaniem jest rozpoznać jego potrzeby i doradzić, który z naszych kierunków byłby dla niego najodpowiedniejszy. Dotyczy to nie tylko kierunków studiów, ale także studiów podyplomowych, być może kursów, bo musimy rozpoznać potrzeby potencjalnych studentów. Musi być miejsce i osoby, do których będzie można w każdej chwili przyjść i one będą wiedziały co się dzieje na wydziale, więc mam nadzieję, że coś takiego powstanie.

Jakie będzie Pana pierwsze zarządzenie jako dziekana WNS-u?

Może powiem tak: pierwszą, kluczową rzeczą, którą będę musiał zrobić to dowiedzieć się wielu rzeczy, jak choćby kwestii finansowej. Możemy wymyślać sobie różnego rodzaju działania, ale bez środków finansowych nie uda się ich zrealizować. To jest pierwsza rzecz, o której wiem, że będzie mnie czekała. Z pewnością jednym z najważniejszych zadań będzie rozpoczęcie prac nad strategią wydziału, ponieważ aktualna obowiązuje do tego roku. Wyobrażam to sobie jako wspólny proces, angażujący różne podmioty – nie tylko pracowników naukowych, ale także wszystkich pracowników wydziału. To są pracownicy administracyjni, techniczni, doktoranci, studenci. Każda z tych grup mając jakieś doświadczenia wniesie coś do przyszłej, kilkuletniej strategii.

Dziękuję za wywiad!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *