Widzu, nie daj się zwieść! Część III – retrospekcja
4 min readCo robią filmowcy, by uśpić czujność widzów? Dlaczego koniec filmu „Fight Club” lub „Memento” zaskakuje? W ostatniej części cyklu przyglądamy się retrospekcji, która nie zawsze jest taka, jak się zdaje!
Zapewne zdarzyło się wam obejrzeć film, w którym bohater opowiadał o jakiś minionych wydarzeniach. Najczęściej w takim wypadku następuje zbliżenie na postać, a kolejna scena przedstawia wspomnienia. Pokazanie zdarzeń, mających miejsce wcześniej od tych już zaprezentowanych, nazywane jest retrospekcją (ang. flashback). Dzięki temu zabiegowi widz zyskuje szerszą wiedzę na temat fabuły lub bohaterów. Zwykle retrospekcja zobrazowana jest obiektywnie, nawet jeśli są to czyjeś wspomnienia, czyli przeszłe wydarzenie nie jest ujęte z perspektywy danej postaci, tylko że owa postać również znajduje się w kadrze. Przez to publiczność uzyskuje informacje, które pomogą jej w odbiorze i interpretacji filmu. Jednak nie zawsze retrospekcja pod tym względem jest dla widza użyteczna.
Złudna obiektywność sytuacji i narrator niewiarygodny
Niektórzy reżyserzy, jak Christopher Nolan lub David Fincher, wystawiają czujność widzów na próbę. Jak? Na początku tekstu przywołano sytuację, w której filmowy bohater opowiada o przeszłości, po czym następuje przejście do scen wspomnień. Publiczność oglądająca film, zagłębia się w retrospekcję przez co zapomina, że jest to opowieść jednej z postaci! Wspomniani filmowcy, wykorzystują to złudne przekonanie o obiektywności flashbacku, prowadząc narrację tak, że pod koniec filmu niejeden widz jest zaskoczony i zdezorientowany. Protagoniści filmów „Memento” (2000), „Following” (1998) i „Fight Club” (1999) opisują to, co miało miejsce, jak poznali inne postaci lub co robili; a publika słucha i wierzy, że tak faktycznie było. Jednak skoro są to opowieści, czemu nie miałyby być subiektywne? Skąd wiadomo, że bohater właściwie zapamiętał zdarzenia z przeszłości albo nie pomija ważnych informacji lub po prostu nie kłamie? W przypadku większości produkcji nie ma potrzeby zaprzątać sobie głowy takimi pytaniami, bo jeśli coś jest nie tak, szybko można to odkryć. Natomiast jeżeli chodzi, na przykład, o dzieła Nolana lub film „Podejrzani” (1995), trzeba być cały czas uważnym, by weryfikować swoje wnioski na temat fabuły.
Filmowy bohater nie zawsze jest świadomy tego, że błędnie przekazuje przebieg minionych wydarzeń, ponieważ może być chory psychicznie albo zmanipulowany przez inną postać. Przez to sam źle interpretuje to, co się wokół niego dzieje, a w konsekwencji również widzowie nie są pewni rozwoju fabuły. Jednak bez względu na to, czy protagonista specjalnie wprowadza w błąd, czy nie, jego opowieści nie można ufać. Taki rodzaj bohatera nazywa się narratorem niewiarygodnym.
Śpisz?
Podobnie jak w przypadku retrospekcji, zdezorientować widza może wplątanie w fabułę filmu marzeń sennych. Wielu twórców eksperymentowało z obrazowaniem snu w kinowych produkcjach. Niekiedy zdaje się, że historia przedstawiana jest obiektywnie, by na końcu okazało się, że wszystko było tylko snem głównego bohatera. Oglądający, którzy kilkukrotnie dali się nabrać, mogą być wyczuleni na ujęcia budzących się lub zasypiających postaci. Warto przy tym zadać sobie pytania, czy akcja filmu jest snem, jeśli tak, to kiedy on się zaczął lub skończył, czy protagonista faktycznie się obudził? Przy tym zagadnieniu za przykład znowu posłuży dzieło Christophera Nolana, tym razem „Incepcja” (2010). Tematem filmu jest wkradanie się do umysłu osoby, pochłoniętej marzeniem sennym. Bohaterowie w trakcie fabuły wielokrotnie budzą się i zasypiają, schodzą w coraz głębsze poziomy snu. Czytając fora filmowe, gdzie zagubieni widzowie dzielą się swoimi interpretacjami „Incepcji”, nasuwa się wniosek, że Nolan skutecznie zmylił publiczność, która nie wie, kiedy sen się zaczął lub skończył, ani kto właściwie jest śniącym. Dodatkowo znalezienie odpowiedzi, utrudnia to, że w historii pojawiają się również wspomnienia głównego bohatera. Czy zatem protagonista jest narratorem niewiarygodnym?
Niektórzy reżyserzy lubią zwodzić widownię, która, aby odkryć rozwiązanie intryg, zmuszona jest do uważnego oglądania filmów. Jednak czy mamy im to za złe? W końcu, jeżeli nie dalibyśmy się nabrać, to jaka byłaby przyjemność z poznawania tych skomplikowanych historii?
To już ostatnia część cyklu Widzu nie daj się zwieść, jeżeli przegapiliście poprzednie części (o zdjęciach i o burzeniu czwartej ściany), koniecznie nadróbcie zaległości.