Przez różowe okulary – recenzja książki „Nie boję się ciemności”
5 min readW małym człowieku wielka siła. Tak należy scharakteryzować w jednym zdaniu Kasię Frąckowiak. Blogerka, kociara i niesamowita optymistka. Na świat patrzy zawsze przez różowe okulary.
Kasia Frąckowiak ma 23 lata i jak na swój wiek wiele już osiągnęła. Przede wszystkim wygrała drugie życie i postanowiła przeżyć je na nowo. Założyła bloga i wydała książkę „Nie boję się ciemności”, która opowiada o niej samej przez pryzmat dorastania w trudnym środowisku i następstwach ciężkiej choroby. Autobiografia, której towarzyszy komentarz jej siostry Oli opisuje sceny z życia dziewczyny z dwóch różnych perspektyw. Budzi to napięcie i jeszcze bardziej urozmaica te, często straszne, historie z dzieciństwa Kasi.
To książka, która zdecydowanie porusza odbiorcę. Nie można przejść obok niej, bez zastanowienia się nad tym, jak okres dojrzewania kształtuje osobowość i jaki wpływ ma środowisko na sposób zachowania dziecka. Są to też wspomnienia ze szpitalnego łóżka, poszukiwanie życiowego sensu i radzenie sobie z poczuciem samotności.
Na początku Kasia nie wydaje się sympatyczną bohaterką. Jej osoba odpycha. Wydarzenia z okresu, kiedy chodziła do podstawówki nie zachęcają do polubienia tej postaci. Dla nastolatki najważniejsza jest popularność – może zrobić za nią wszystko. Nie przewiduje jednak kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli i trafia do złego towarzystwa.
Postrzeganie bohaterki tej książki zmienia się wraz z kolejnym rozdziałem, kiedy czytelnik dowiaduje się, że Kasia zaczyna chorować na RZS. – Czym jest choroba, którą u mnie stwierdzono? RZS (reumatoidalne zapalenie stawów) czy jak w moim przypadku młodzieńcze idiopatyczne reumatoidalne zapalenie stawów – przewlekła choroba charakteryzująca się utrzymującym się zapaleniem stawów, którego objawami są ból, obrzęk i ograniczenie ruchu. – Ta choroba przykuła ją do łóżka i całkowicie uzależniła od innych. Były momenty, kiedy ciężko było jej podnieść głowę z poduszki.
Wcześniejsze wyznawane przez nią wartości przestały mieć znaczenie, bo została przy niej tylko rodzina. Nie miała już przyjaciół, nie miała już komu imponować, a czas spędzała głównie w swoim pokoju. – Wcale nie radziłam sobie tak dobrze jak mogłoby się to wydawać. Ból fizyczny nie mógł się równać bólowi psychicznemu. To samotność mnie wykańczała.
W przejmujący sposób opisuje autorka, oczami małej dziewczynki, szpital w Sopocie dla osób z problemami reumatycznymi i schorzeniami kręgosłupa. Dzień w takim miejscu polega na pobudce, śniadaniu, ćwiczeniach, badaniach i ciszy nocnej. Po kilku tygodniach przebywania w takim miejscu psychika dziecka nie daje sobie z tym rady. Przepustki są rzadkością, rodzice mogą odwiedzać swoje dzieci w wyznaczonych godzinach, nie ma też żadnej prywatności, bo w jednej sali przebywa po kilka dziewcząt. Mimo to Kasia wspomina, że personel starał się utrzymać domową atmosferę – Szpital w Sopocie był dla mnie jak drugi dom. Pielęgniarki, niczym dobre siostry, zawsze mi pomagały, lekarki, na pozór wredne ciotki, z całych sił troszczyły się o moje zdrowie, rehabilitantki i reszta personelu, jak choćby pani do rozwożenia jedzenia, to jakby goście, którzy regularnie odwiedzali mnie w moim „domu”.
Niejedna osoba na miejscu Kasi załamałaby się. Jednak ona powoli uczyła się żyć ze swoją chorobą i poszukiwała nowych zainteresowań. Lekiem na wszelkie zło okazała się muzyka. Od tamtej pory dziewczyna zbierała pieniądze i jeździła na wszystkie koncerty ulubionych zespołów. Przełomowym momentem, który opisuje jest także założenie bloga modowego. Zasada miała być jedna – musi on działać na jej zasadach.
Autobiografia „Nie boję się ciemności” została wydana w czerwcu 2015 roku. Jednak dopiero w zeszłą sobotę odbyło się spotkanie autorskie w Gdyni i zarazem promocja książki. Wydarzenie zostało zorganizowane w Mikroklimacie – malutkiej kawiarni o uroczym wnętrzu. Prowadzącym był znany z programu Top Model – Radek Pestka. Spotkaniu towarzyszył mikro koncert Oly. Subtelny głos i towarzyszące piosenkarce ukulele idealnie wpasowało się w atmosferę panującą w lokalu. Sama opowieść o książce i o jej autorce też była mikro. Wynikało to głównie ze stresu, który towarzyszył Kasi i jej siostrze Oli. Kameralne grono kilkunastu nieznanych osób sprawiło, że dziewczyny czuły się na początku nieswojo. Dopiero w momencie, gdy parę osób zaczęło zadawać pytania siostry otworzyły się i chętnie na nie odpowiadały. Pisanie zajęło im niecałe pół roku. Kasia nie chciała na początku pisać książki o sobie. Nie każdy chory lubi opowiadać o swoich przeżyciach i wracać do wspomnień ze szpitalnego łóżka. A jednak im bardziej autorka angażowała się w ten projekt, tym bardziej podobał jej się cały jego zamysł. Pomogła jej także Ola, która opisywała życie Kasi ze swojej perspektywy. Po wydaniu książki autorka usłyszała wiele przychylnych opinii na jej temat. Cieszy ją, gdy ludzie do niej piszą nie tylko ze słowami wsparcia, ale także z podziękowaniami za optymizm, którym Kasia dzieli się ze swoimi czytelnikami.
Tilda (pseudonim) kiedyś bała się ciemności, ale nauczyła się z nią żyć i już nie czuje strachu. Ta ciemność to nie tylko choroba, ale też przeszłość, którą dziewczyna oddzieliła grubą kreską i umie o niej opowiadać z uśmiechem na twarzy. Dziś mówi, że gdyby nie stan, w którym się znalazła i ogromna pomoc rodziny skończyłaby pod mostem z jakimś dzieckiem.
Historia Kasi Frąckowiak jest tą, którą życie samo napisało. A jak powszechnie wiadomo – życie pisze różne scenariusze. Książka porusza do łez, ale daje dużą dawkę pozytywnej energii i chęci do działania. Wracając do swoich wspomnień autorka porusza wiele ważnych kwestii – nie tylko związanych z chorobą. Ważnym momentem jest rozliczenie się z tym, co działo się przed nią. To przestroga dla rodziców, ale też dla młodych osób, które mogą być podatne na wpływ innych ludzi. Dlatego gorąco polecamy tę książkę każdemu!