14/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Naród podzielony

5 min read

Zapomniany okres. Zapomnieni ludzie. Zapomniane dramaty. Czyli skutki Akcji ,,Wisła” z perspektywy przesiedlanego dziecka.

Jak wyglądało życie rodziny przed wywózką w wyniku Akcji ,,Wisła”?

Mieszkaliśmy w Werchracie, na dzisiejszych ziemiach województwa podkarpackiego. Mieliśmy jak na owe czasy całkiem spore gospodarstwo liczące około 20 morgów ziemi. Ponadto ojciec mojej mamy był wiejską szychą, ponieważ był wójtem. Także wszelkie spory o miedzę trafiały do niego. Ojciec z kolei był cenionym krawcem, co niestety późnej przysporzyło mu kłopotów, ale o tym zaraz.

Fot; Archiwum rodzinne pana Władysława- Władysław drugi od lewej

Jak wyglądał okres wywózki z perspektywy dziecka?  

Moment wywózki pamiętam o dziwo bardzo dobrze. Choć czasami zaczynam zastanawiać się, czy to, co uznaję za wiarygodne wspomnienie, tak naprawdę nie wynika z opowieści moich bliskich.

Fałszywe wspomnienia?

I tak i nie. Ciężko to określić, ponieważ na pewno to przeżyłem, tylko nie wiem, czy dokładnie tak, jak to pamiętam. Z biegiem lat pewne obrazy ulegają zmianie, za sprawą obejrzanych filmów i przeczytanych książek. Człowiek zaczyna antagonizować jedne rzeczy, a na drugie mimowolnie przymyka oko.

Z perspektywy lat, jak wspominasz ten moment?

Źle. Kiedy w maju 1947 roku przyszli żołnierze nikt z rodzinny tak naprawdę nawet nie wiedział, o co im chodzi. Ci mówili po polsku, a u nas wszyscy po ukraińsku. Tak naprawdę w pełni zrozumieliśmy, co nas czeka, gdy nie było już drogi powrotnej. Przed tym, jak zawieźli nas do pociągów, dostaliśmy dwie godziny na spakowanie swego dobytku i to tyle. Cała ziemia, dom, zwierzęta, to wszystko w ułamku sekundy przestało być nasze. Spokojne życie zostało zamienione na bydlęce wagony. Cerkiew na kościół. A życzliwi sąsiedzi na podejrzliwych.

Gdzie trafiliście w wyniku zsyłki? 

Do Bieniewa, ale nie wszyscy tam dojechali. Mężczyźni w wieku około 30, 40 lat byli oddzielani na stacji Horyniec od rodzin i wysyłani na przesłuchania w związku z działalnością UPA. I tak też się stało z moim tatą.

 Został o coś oskarżony? 

Tak, o uszycie spodni i czapki człowiekowi związanemu z ukraińską partyzantką. Tylko cały szkopuł tkwi w tym, że to wyglądało mniej więcej tak. W ciągu dnia przychodzili polscy wojskowi węszący wszędzie spiski i wymuszający podpisywanie fałszywych zeznań, a wieczorami, gdy wyjeżdżali, pojawiali się ludzie z UPA mogący w każdej chwili zabić, jeśli nie wykonało się tego, czego chcą. Tak naprawdę to były mroczne dni dla zwykłych ludzi. Wszyscy żyli w ciągłym strachu.

Jaki był dalszy ciąg jego historii? 

Trafił do obozu pracy w Jaworznie. Kiedy przyjechał do Bieniewa, nigdy nie chciał już o tym opowiadać, zawsze mówił: ,,było minęło” i życie toczyło się dalej. Pamiętam, że dużą rolę w jego wyjściu odegrał Polak, który był kierownikiem szkoły w Werchracie. Po naszej wywózce odnalazł nas i pisał listy do sądów, gdzie wstawiał się za ojcem.

A powracając do samego Bieniewa, jak wyglądał wasz nowy dom?

Jak typowe mieszkanie z tamtego okresu, tylko że po przejściu szabrowników. Zostały jedne drzwi, okien nie było, w podłodze były dziury po wyrwanych deskach, a stodoła miała już podpiłowane belki, by się zawaliła. W środku także nie było żadnego wyposażenia, wszystko zostało wcześniej zabrane. Ziemi przynajmniej sporo było do zagospodarowania, ale wszystko było zarośnięte i tylko ziemniaki zdążyliśmy posadzić, bo mogły jeszcze urosnąć do zimy.

W historiach ludzi przesiedlonych często pojawia się motyw obcości na nowych ziemiach, jak to wyglądało w waszym przypadku?

Myślę, że jak u większości przesiedlonych ludzi. Człowiek siłą oderwany od swojej społeczności po części zapada się w sobie. Pozbawiony znajomych, z którymi dzielił język i tradycję czuje się wyobcowany. Zaczyna spoglądać na świat w szarych kolorach. A wspomnienia nawet te, które w rzeczywistości nie są najpiękniejsze, wiecznie przypominają o utraconej, mistycznej ,,ziemi obiecanej”. Miejscowi początkowo uważali nas za ,,banderowców”, dopiero gdy zaczęliśmy z nimi rozmawiać łamanym polskim, uzmysłowili sobie, że my tak samo jak oni jesteśmy po prostu zwykłymi ludźmi, a nie złem wcielonym.

Powróciłeś kiedyś do swojej ,,ziemii obiecanej”?

Fot. Henryk Bielamowicz – Cerkiew w Werchracie

Tak, to było jakoś pod koniec lat 70, kiedy wojsko nie zawracało ludzi powracających na swoje dawne ziemie. Tylko tak naprawdę nie było do czego wracać. Nasza izba  została przecież zajęta przez jakąś rodzinę. Mieszkali oni w sumie na obczyźnie tak samo, jak my, to taki paradoks Polski w okresie PRL-u, każdy gdzieś mieszka, ale nikt na swoim. Przyjeżdżałem później jeszcze parę razy i za każdym razem tylko dziura w tynku robiła się coraz większa. Ludzie tam mieszkający w sumie nie przeprowadzili, żadnych poważniejszych remontów. Rozmawiałem kiedyś z właścicielem i uświadomiłem sobie, że żyją oni tak samo, jak my przed wywózką.

W psychologii często stawia się tezę, że mocne przeżycia w okresie dojrzewania podświadomie wpływają na całą resztę życia. Czy w twoim przypadku to stwierdzenie znalazłoby pokrycie?

Myślę, że pod wieloma względami na pewno. Zresztą sam fakt, że zostałem co do zasady zasymilowany, tylko to potwierdza. Gdyby nie wywózka moje życie zapewne potoczyłoby się zupełnie inaczej. Nie wiem czy byłoby lepsze, ale na pewno inne. Teraz żyję tak naprawdę w rozdarciu, mam taki wewnętrzny dysonans. Mówię po polsku i ukraińsku. Chodzę do kościoła katolickiego i do cerkwi grekokatolickiej. Zachwycają mnie polskie jeziora i ukraińskie stepy. Stałem się człowiekiem dwóch kultur i każda z nich dała mi w życiu coś pięknego. Pewnego dnia, kiedy składałem podanie o pracę, urzędnik zapytał się mnie czy jestem Polakiem, czy Ukraińcem, bo takich przyjąć nie może, odpowiedziałem mu, że jestem przede wszystkim człowiekiem.

Dziękuję za rozmowę