Postseason NBA: Zapowiedź Półfinałów Play-In Tournament
8 min readNiedzielna kolejka spotkań była ostatnią przed postseason. Po 82 meczach zbliża się czas Playoffów w NBA, ale zanim to nastąpi, czeka nas jeszcze Play-In Tournament. Drużyny z miejsc 7-10 w swoich konferencjach powalczą w nim o awans do właściwej części drabinek turniejowych. W tym roku ta rywalizacja zapowiada się niezwykle ciekawie, zwłaszcza biorąc pod uwagę marki i nazwiska, jakie ujrzymy na parkietach.
Philadelphia 76ers – Miami Heat
Jeszcze w połowie sezonu nikt nie spodziewał się, że może dojść do takiego starcia. Sixers zajmowali 3. miejsce na Wschodzie, a Joel Embiid był pewniakiem do statuetki MVP. 3 miesiące i 1 kontuzję kolana później, ekipa z Philadelphii wylądowała na 7. pozycji. Tutaj czeka na nich bardzo trudne zadanie, czyli przeprawa z piekielnie groźnymi w postseason Heat. Jimmy Butler rzucił już w stronę całej konferencji ostrzeżenie, by nie lekceważyć Miami. Znając go, można być pewnym, że będzie to walka na noże do ostatniego rzutu.
Najlepszy Zawodnik: Jimmy Butler (Średnie kariery w Playoffach: 21.3 PPG, 6.2 RPG, 4.6 APG)
Być może gdyby nie uraz, w tym miejscu pisałbym o kameruńskim centrze 76ers. Ten jednak w dalszym ciągu dochodzi do siebie, więc w tym starciu powinien błyszczeć Jimmy Buckets. Skrzydłowy nie tylko zmienia się w prawdziwą bestię podczas postseason, ale do tego potrafi także zagrać na (prawie) każdej pozycji w zależności od potrzeby. W dodatku będzie jednym z najlepszych obrońców na parkiecie, co może przełożyć się na ograniczenie poczynań kolegów Embiida.
Nie wolno zapominać także o osobistej stawce, jaką ma starcie z Philadelphią dla Butlera. Rozegrał w Mieście Braterskiej Miłości pół sezonu, po czym został oddany do Miami. Wszystko przez to, że wolano przedłużyć kontrakt z Tobiasem Harrisem, przez co dla Jimmy’ego nie starczyłoby pieniędzy. Ostatnim razem, kiedy te dwa zespoły spotkały się w Playoffach, gwiazdor Heat krzyczał po wygranej serii: „Tobias Harris over me!”, dając do zrozumienia, że pozbycie się go było grubym błędem.
Klucze do zwycięstwa
W lepszej formie są obecnie podopieczni Nicka Nurse’a. Wygrali ostatnie 8 meczów, co każe spojrzeć przychylnie na ich formę. W dodatku Embiid nie jest ich jedyną bronią. W swoich szeregach mają wspomnianego już Harrisa czy Tyrese’a Maxeya, który najpewniej zgarnie nagrodę Most Improved Player. Oprócz tego bronią bardzo dobrze, mając 11. Defensive Rating w całej lidze. Postseason jest zazwyczaj łaskawszy dla takich zespołów, ale to tylko 1 mecz, więc muszą uważać na moment słabości.
Miami wygrało 3 z ostatnich 5 spotkań, więc też nie są w słabej dyspozycji. Erik Spoelstra z pewnością postawi na doświadczenie, zatem można oczekiwać wolniejszego tempa z ich strony. Tyler Herro rozegrał właśnie najlepszy sezon w życiu, a odkurzono też Duncana Robinsona, co zwiastuje ulewę zza łuku. Jeśli Bam Adebayo w jakikolwiek sposób poradzi sobie z Embiidem, mogą przeważyć szalę na swoją korzyść. Heat zazwyczaj wchodzą na wyższy poziom w postseason, więc to oni powinni cieszyć się ze zwycięstwa.
Typ: Miami Heat
Chicago Bulls – Atlanta Hawks
Nie jest to może starcie tytanów, ale w swojej parze obie drużyny będą stały przed groźbą zakończenia kampanii. Zarówno Bulls, jak i Hawks mają swoje problemy, z którymi muszą się uporać, jeśli nie chcą jechać na ryby. Są to też dwa jedyne zespoły w Play-In, które mają negatywny bilans po sezonie regularnym. Mimo wszystko w NBA wszystko jest możliwe. Szczególnie dobrze powinna wiedzieć o tym Atlanta, która rok temu pokonała w tej fazie Miami, choć ostatecznie to ich oponenci doszli aż do Finałów.
Najlepszy zawodnik: Trae Young (26.4 PPG, 9 APG, 3.4 RPG)
Niedoszły następca Stephena Curry’ego rozgrywa być może swój ostatni sezon w Georgii. Jego ograniczenia defensywne i trudny charakter boleśnie doświadczyły cały zespół Hawks. Nie oznacza to, że Young nie stanowi zagrożenia. W bieżących rozgrywkach po cichu robił to, co do niego należy, a nawet wywalczył nominację do Meczu Gwiazd. Mowa przecież o graczu, który zdobywa ponad 25 oczek na mecz! Trae potrafi zdobywać punkty seriami, co pokazał chociażby w listopadowym starciu ze Spurs. Ostrogom do dzisiaj pewnie śni się liczba 45.
Rozgrywający jest jednak nieco zbyt zależny od swojej formy strzeleckiej. Gra świetnie, dopóki trafia do kosza. Kiedy nie zdobywa punktów, staje się balastem defensywnym. Mimo wszystko to raczej on weźmie na siebie odpowiedzialność za wynik tego meczu. W ważnych momentach pokazywał już charakter, o czym boleśnie przekonali się New York Knicks, których wyrzucił z Playoffów 3 lata temu. Ten postseason jest dla niego okazją do udowodnienia swojej wartości.
Klucze do zwycięstwa
Bulls, mimo 9. miejsca na Wschodzie, nie będą faworytem tego pojedynku. Opierają swoją ofensywę na rzutach za 2 punkty ze względu na brak strzelców. Najlepszy w zespole pod tym względem jest Alex Caruso (40,8 %), ale oddaje on średnio tylko 4.7 takich prób na mecz. Cała nadzieja zostaje w półdystansie DeMara DeRozana i obronie obwodowej. Swojej szansy Chicago powinno szukać pod koszem, gdzie Andre Drummond i Nikola Vucević mogą zrobić sporą różnicę.
Atlanta stanowi zupełne przeciwieństwo Byków. Grają dużo po obwodzie, bo pod obręczą mogą liczyć tylko na ruchliwość. Young może liczyć na pomoc Dejounte Murraya w rozegraniu i zdobywaniu oczek. Muszą jednak uważać, bo opieranie całej ofensywy na rzutach za 3 to obusieczny miecz w postseason. Mimo wszystko to Hawks będą faworytem ze względu na posiadanie najlepszego zawodnika. Poważnym atutem jest też Quin Snyder, który wydaje się lepiej reagować w trakcie meczów od Billy’ego Donovana.
Typ: Atlanta Hawks
Golden State Warriors – Sacramento Kings
O sile Zachodu najlepiej świadczy fakt, że na miejscach 9-10 znalazły się drużyny, które przed rokiem zajęły odpowiednio 3. (Kings) i 6. (Warriors) miejsce w konferencji. W ubiegłym sezonie te ekipy dały świetne show w 1. rundzie Playoffów. Zwycięzcę poznaliśmy dopiero w Game 7, gdy Warriors siłą woli wydarli wygraną w Sacramento. Teraz oba zespoły mają tylko 1 mecz, by się pokazać, a przegrany z tej pary uda się na wakacje w oparach goryczy.
Najlepszy zawodnik: Stephen Curry (27 PPG, 6.2 APG, 5.3 RPG)
Ten sezon może być najtrudniejszym w ciągu 15 lat przygody z NBA dla Króla Trójek. Steph wziął na swoje barki ciężar zaprowadzenia Warriors do Playoffów za wszelką cenę. Jest jedynym podopiecznym Steve’a Kerra, który notował ponad 20 punktów na mecz w fazie regularnej. W dodatku rozegrał aż 74 mecze, co zdarzyło mu się po raz pierwszy od rozgrywek 2016/2017. Takie rzeczy w wieku 35 lat budzą naturalny podziw, chociaż wśród Kings będzie to prędzej popłoch.
Sacramento nie ma w zasadzie obrońcy na Curry’ego, który przez cały mecz będzie alfą i omegą. Jeśli zagra dobry mecz, to Golden State powinni zdominować rywali. Każdy moment jego słabszej dyspozycji zostanie natomiast wykorzystany z zimną krwią przez ekipę Mike’a Browna. Szansa na to jest jednak niewielka, bo Steph pokazał już, że presja mu niestraszna. To on, a nie Kevin Durant, zdobył pierścień mistrzowski po rozstaniu. Kings to tylko kolejna przeszkoda w jego walce o kolejny.
Klucze do zwycięstwa
Drużyna ze stolicy Californii również posiada swoje atuty. De’Aaron Fox rozegrał właśnie kolejny świetny sezon regularny, a Domantas Sabonis był jednym z jego najlepszych pomocników. Biorąc pod uwagę silne oparcie gry obu zespołów o rzuty za 3, gracze penetrujący pod kosz będą w tej potyczce nieocenieni. Kings mają także trochę szerszą kadrę niż Warriors, co przekłada się na więcej opcji taktycznych. Na koniec warto wspomnieć o ich największym atucie. Draymond Green przez ostatni rok wyjątkowo często tracił nad sobą panowanie. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać w meczu o podwyższonej temperaturze…
O to, żeby skrzydłowemu nie pękła żyłka, musi zadbać Steve Kerr. Wybryki Greena mogą bardzo zaszkodzić jego drużynie. Wydaje się jednak, że na czas postseason Draymond ochłonie i skupi się na walce o zwycięstwa. Pomóc w tym mają Klay Thompson i Andrew Wiggins, którzy też przecież pamiętają ostatnie mistrzostwo. Siła doświadczenia w zespole z San Francisco będzie ich największą przewagą w meczu o być albo nie być w tym sezonie. To sprawia, że będą nieznacznym faworytem.
Typ: Golden State Warriors
New Orleans Pelicans – Los Angeles Lakers
To chyba najbardziej przeklęta para tegorocznego Play-In. Perspektywa wygranej w tym meczu wiąże się z wizytą w Denver już w 1. rundzie Playoffów. Z kolei porażka przybliża pechowca do przedwczesnego początku wakacji. Jeśli w którymkolwiek zestawieniu pojawiają się pytania o to, która opcja może być lepsza, to właśnie w tym. Nie oznacza to, że gracze obu drużyn będą kalkulować. W postseason prędzej czy później trafia się na silnych przeciwników, więc równie dobrze można powalczyć z nimi od razu.
Najlepszy zawodnik: LeBron James (28.5 PPG, 9 RPG, 7.2 APG)
Nie ma żadnych wątpliwości, że oglądamy zmierzch ery Króla. Czy w takim razie w tym miejscu nie powinienem pisać o kimś innym? Oczywiście, że nie! LeBron mimo upływu lat potrafi przejmować mecze, co udowadniał wielokrotnie. Ciągnące się za nim od paru lat problemy zdrowotne w tym roku nie były tak poważne, jak wcześniej. James rozegrał 71 spotkań, co jest jego najlepszym wynikiem od 6 lat. W dodatku dodał do swojego arsenału kolejną broń –skuteczność rzutów za 3 na poziomie 41%!
W ostatnim spotkaniu przeciwko właśnie Pelicans popisał się triple double z 28 punktami, 11 zbiórkami i 17 asystami. Teraz możemy spodziewać się po nim występu o podobnym kalibrze, bo stawka jest wysoka. Na ważne mecze postseason zawsze potrafił się zmotywować. LeBron z pewnością pokaże się ze świetnej strony i będzie, tradycyjnie, jednoosobową armią. Samo nastawienie Jamesa wielokrotnie inspirowało jego partnerów z zespołu do fenomenalnych występów, więc tym razem nie powinno być inaczej.
Klucze do zwycięstwa
Gdyby naprzeciw Pelicans stała dowolna inna drużyna z Play-In, to pewnie oni byliby faworytami tego starcia. W końcu mają głęboką kadrę z wieloma graczami, którzy potrafią przesądzić o losach meczu. Zion Williamson odnalazł formę, Brandon Ingram wciąż nie przestał gonić Kevina Duranta, a CJ McCollum wykorzystuje swoje doświadczenie. W dodatku wokół siebie mają dobrych obrońców i rzucających, jak Herb Jones czy Jose Alvarado. Po ich stronie szala przechyla się także na ławce trenerskiej, bo Willie Green nie podejmuje kontrowersyjnych wyborów tak często jak Darvin Ham.
Z drugiej strony to Lakers, mimo wielu sabotaży ze strony swojego coach, zaliczyli 47 zwycięstw. Na pewno spora w tym zasługa Anthony’ego Davisa, który zagrał aż 76 meczów (najwięcej w karierze!) i był zdrowy. Nie można zapomnieć też o D’Angelo Russellu i Austinie Reavesie, stanowiących jeden z ciekawszych duetów obwodowych na Zachodzie. Na korzyść Jeziorowców działa też nieprzewidywalność. Nigdy nie wiadomo, kto danego wieczoru będzie w gazie, przez co rywale mają ciężki orzech do zgryzienia. Pytanie tylko brzmi, czy będą chcieli trafić na Denver, z którym przegrali wszystkie mecze w bieżącym sezonie. Chyba jednak Nikola Jokić będzie musiał poczekać, by znów zasmucić Los Angeles.