Spotkajmy się wszyscy w Café Luna! – recenzja spektaklu
3 min readKawiarniane stoliki przyozdobione alkoholem, urodziwe kobiety grające w karty i ten papierosowy dym kuszący nozdrza… to zapach Café Luna, sztuki w reżyserii Józefa Opalskieg. Dzięki niej Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni na półtorej godziny zmienia się w pub z prawdziwego zdarzenia. Z pewnością każdy z nas chciałby znaleźć się w tak magicznym miejscu chociaż na chwilę.
Tego szczęścia co wieczór mają przyjemność zaznać trzy kobiety: Rosita (Beata-Buczek Żarnecka), Bianca (Olga Barbara Długońska) i Carmela (Elżbieta Mrozińska), główne bohaterki spektaklu. Co noc palą one papierosy, upijają się i wzdychają. Ale za kim? Za mężczyznami. Marzą o prawdziwym księciu z bajki – w skórzanych spodniach, o takim w piżamie w kwiaty, czy o ogrodniku… Nie rozmawiają o niczym innym. Ich obsesja jest tak wielka, że są zdolne paść na kolana i kierować się w tej sprawie do samego Boga. Ku wielkiemu zdziwieniu, modlitwa pomaga, aczkolwiek takiego zwrotu akcji żadna z nich się nie spodziewa.
Śmiech przez łzy
Podczas spektaklu Café Luna publiczność śmieje się do łez. Bawi zrzędliwa postać barmana Monolo (Maciej Sykała), irracjonalny lament kobiet za niezdobytym męskim światem, czy też nieoczekiwane zwroty akcji. Jednak za tą komiczną powłoką spektaklu, kryje się też dramat samotnych kobiet pragnących zaznać szczęścia u boku mężczyzn. Nie są one w stanie tego uczynić, gdyż ich myśli krążą wciąż wokół tego jedynego z przeszłości. Niektórzy z pewnością stwierdzą, że nie jest to zbyt postępowa myśl z perspektywy XXI wieku. Nie powinna ona jednak nikogo szokować. Marzenie o byciu kochanym to przecież rzecz naturalna czy to sto lat temu, czy to współcześnie.
Zadziwia jednak inny wątek – zadziwia, ale i cieszy z perspektywy równouprawnienia. Do spektaklu wprowadzono postać Ricardo (Rafał Kowal). Wystarczy piętnaście minut, by całkowicie przyćmił koleżanki w kiczowatych, jaskrawych strojach. Spektakularnie pojawia się on na scenie jako drag queen i z dumą stwierdza, że jego pierwotna powłoka to nie był on. Lepiej czuje się w cekinowej spódnicy niż w szykownym garniturze.
Foyer nie do poznania
Akcja spektaklu rozgrywa się niezbyt szybko. Ma to kojarzyć się z powolnym, nocnym przesiadywaniem w pubie, gdzie czas dosłownie się zatrzymuje. Jednak te trzy zakręcone kobiety nie pozwalają widzom poczuć nudy. Swoje wypowiedzi wzbogacają o masę pięknych, sentymentalnych piosenek wykonanych w stylu kojarzącym się z jazzowym. Scenografia Zofii de Ines również dodaje od siebie coś ciekawego. Naprawdę jest na czym zawiesić oko, gdyż całe foyer na te półtorej godziny zmienia się w pub – stoliczki, wielka czerwona kanapa. Szczególnie w pamięć zapada bar teatralny, przerobiony na element scenografii. Co ciekawe, widzowie także, całkiem nieświadomie, biorą udział w tej sztuce. W czasie spektaklu popijają oni drinki zamówione w barze jeszcze przed rozpoczęciem, przez co stają się częścią tego Teatru.
Jeżeli marzycie więc o klimatycznym wieczorze z lampką wina i masą śmiechu, to chodźcie do Teatru Miejskiego w Gdyni.
Spotkajmy się wszyscy w Café Luna!
A dla tych, którzy preferują tematykę poważną, zapraszamy do przeczytania poprzedniej recenzji o gdyńskiej Kopenhadze.