„Czasem moje serce jest jak kamień” – wywiad z Vasilisą Stepanenko
11 min readVasilisa Stepanenko. Niemal nasza rówieśniczka. Młoda twarz, lśniące włosy. Skrzywdzone oczy zdradzają jednak prawdziwy wiek jej duszy. Dla młodych dziennikarzy na pewno stanowi wzór do naśladowania, zdobyła to, o czym każdy z nas marzy. Pulitzer, może niedługo Oscar. Ale za tym wszystkim kryje się niewinna dziewczyna dotknięta jarzmem wojny, która odebrała jej nie tylko dom, bliskich i bezpieczeństwo, ale przede wszystkim normalność.
Vasiliso, niezwykle miło cię poznać. Jesteśmy gazetą studencką, dopiero uczymy się tu naszego zawodu. Można śmiało powiedzieć, że nie tak dawno Ty też byłaś na naszym miejscu. Jak z dzisiejszej perspektywy postrzegasz początki swojej dziennikarskiej przygody?
Dzielenie się moimi doświadczeniami jest dla mnie bardzo ważne, bo tak, jak powiedziałaś, właśnie skończyłam studia i czuję się nadal nowa w zawodzie. Od początku nauki na uniwersytecie w Charkowie zdecydowałam się rozpocząć pracę w lokalnej stacji telewizyjnej w moim rodzinnym mieście jako reporterka. Zależało mi bardzo na tej pracy, więc w każde zadanie angażowałam się na sto procent. Nie było to łatwe, w końcu brakowało mi trochę doświadczenia. Pamiętam jak jeden z tamtejszych redaktorów powiedział mi: „Nie wszystko robisz dobrze, ale myślę, że stać cię na więcej”. To naprawdę mnie zmotywowało. Potem na kilka miesięcy przed rosyjską inwazją, zaczęłam współpracować z Associated Press.
Kilka miesięcy później wybuchła wojna. Wraz z zespołem – kamerzystą Mścisławem Chernovem i fotografką Evgeny Maloletko – 23 lutego pojechaliśmy do Mariupola i relacjonowaliśmy oblężenie miasta przez 20 dni. W naszych materiałach pokazywaliśmy wszystkie zbrodnie wojenne, dzień po dniu, śmierć żołnierzy, cywilów i dzieci, pracę medyków, bombardowanie szpitala położniczego i masowe groby.
Nie spodziewałam się, że jako młody człowiek, jako młoda dziennikarka, zostanę korespondentką wojenną. Wojna przyszła jednak do mojego domu i postanowiłam podjąć się tej misji dania Ukraińcom głosu. To było straszne doświadczenie – każdego dnia bać się, czy przeżyję. Opuściliśmy miasto po 28 dniach z 30 godzinami nagranego materiału filmowego. Pokazaliśmy światu prawdę. Do tej pory nieustannie realizuję swoją misję. Właśnie wróciłam z Ukrainy, ze wsi Raza, w obwodzie charkowskim, gdzie rosyjska rakieta zabiła ponad 50 osób.
Jak więc radzisz sobie z tyloma trudnymi emocjami? Jak dbasz o siebie, swoje zdrowie psychiczne? A może tak bardzo troszczysz się o świat, że zapominasz o dbaniu o siebie?
Gdy w twoim domu toczy się wojna, zapominasz o sobie. Każdego dnia umierają ludzie, każdego dnia i ja mogę ponieść śmierć. Żyjemy w ciągłym niebezpieczeństwie, co rusz nowe ataki rakietowe, dronowe. Relacjonuję to wszystko, przez co bezpośrednio spotykam się z ludzkim bólem i wszechobecną śmiercią. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że moja zawodowa misja stanie się tak wymagająca, że będzie przynosić mi takie cierpienie. Jednocześnie czuję, że to najważniejsze momenty w moim życiu, bo wierzę, że w ten sposób walczę o swój kraj. Najpiękniejsze, co dostaje w zamian to słowa podziękowania za ujawnioną przeze mnie prawdę. Pomaga mi to być silną. To właśnie praca zabiera z mojej głowy najtrudniejsze emocje. Gdyby nie umiejętność skupienia się na wyższym celu, nie potrafiłabym sobie z tym żalem i tęsknotą poradzić.
A czy te emocje po tak wielu wizytach na froncie ulegają zmianie?
Nie jest łatwo to przyznać, ale tak. Czasami czuję, że straciłam wszystkie uczucia, że moje serce jest jak kamień. Nigdy wcześniej nie uczestniczyłam w tylu pogrzebach. Dziś pogrzeby stanowią nieodłączny element codzienności. Każdego dnia żegnam żołnierzy, zwykłych obywateli, dzieci, przyjaciół, osoby, które kocham. Kiedy więc przechodzisz to ciągle na nowo, obojętniejesz. Dlatego tak ważni są dla mnie ludzie, z którymi tego doświadczam, którzy stają się dla mnie wsparciem, do których po prostu mogę się przytulić. Te ludzkie gesty przypominają mi, że nadal mam emocje, choć one same starają się ukryć wewnątrz mnie.
Prócz pracy na froncie, dużo podróżujesz, działasz na rzecz Ukrainy za granicą. Tam spotykasz ludzi w Twoim wieku, którzy żyją skoncentrowani na swojej normalności. Nachodzi Cię czasem myśl, by zamienić się z nimi miejscami, by żyć prościej?
Jasne, że tak. Tęsknię za beztroskimi latami, światem bez wojny. Miałam takie szczęśliwe życie. Wszyscy mieliśmy. Byłam wtedy jak typowa studentka, lubiłam imprezować, nosić sukienki, wystroić się, zabawić. Moim hobby nawet przez pewien czas był modeling. Uwielbiałam także podróże i poznawanie nowych ludzi. A teraz… Wiesz, nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz nosiłam tę sukienkę. Teraz najczęściej wybieram hełm i kamizelkę. To moja rzeczywistość. Bardzo brakuje mi wizji życia, jakie mogłabym teraz mieć. Kiedy za granicą spotykam ludzi w moim wieku, jestem szczęśliwa z ich radości, bezpieczeństwa, możliwości, bo ich rówieśnicy na Ukrainie walczą na froncie lub tam pomagają. W szpitalu w Mariupolu pracowało wielu początkujących lekarzy w wieku około 20, 21, 22 czy 23 lat.
Mam nadzieję, że wojna w Ukrainie się skończy. A wtedy starzy i młodzi ludzie odzyskają swoją normalność.
Czy będąc poza Ukrainą, nadal myślisz, co się tam dzieje? Czy są chociaż momenty, w których udaje ci się na trochę zapomnieć?
Myślę, że wojna zawsze jest w mojej głowie. Zawsze w moich myślach. Bo wojna sama nie pozwala o sobie zapomnieć. Nawet dziś rano, gdy się obudziłam, dowiedziałam się z kanałów informacyjnych, że moje rodzinne miasto zostało zaatakowane przez drony. Wydaje mi się, że od początku inwazji na pełną skalę nie było chwili, w której nie myślałam o wojnie. Jest we mnie tyle niezgody na to wszystko. Ludzie powinni być szczęśliwi, wolni i bezpieczni. Nie powinni brać udziału w wojnie. A to los każdego Ukraińca.
Jakie było Twoje dzieciństwo? Co z tamtych lat sprawiło, że dziś jesteś tak silną osobą?
Pamiętam, że zawsze chciałam być dziennikarką. Nawet gdy byłam małą dziewczynką na cotygodniowych rodzinnych obiadach, robiłam dla najbliższych wystąpienie, na którym prezentowałam wiadomości zapamiętane z telewizji. Poruszałam nawet tematy polityczne. Rodzice dziwili się, że może to interesować dziecko. Ta pasja została ze mną do dorosłości. Po zakończeniu szkoły postanowiłam, że pójdę studiować dziennikarstwo, ponieważ uważam, że dziennikarze mogą zmienić ten świat, uczynić go lepszym, pomóc ludziom i walczyć o prawa człowieka. To ta misja jest dla mnie najważniejsza – wyniesiona z dzieciństwa wiara w moc tego zawodu.
Poza tym moje dzieciństwo było naprawdę wspaniałe. Myślę, że byłam po prostu normalnym dzieckiem, miałam przyjaciół, dużo się bawiłam na podwórku niedaleko mojego domu. Szkołę też dobrze wspominam, moimi ulubionymi przedmiotami była historia i angielski.
Ale chyba wtedy jako dziecko nie wyobrażałaś sobie swojej dziennikarskiej kariery w ten sposób?
Absolutnie nie. Chciałam wtedy być dziennikarką kulturalną lub społeczną. Jednym z bliższych początkowo dla mnie tematów było walczenie o prawa osób z niepełnosprawnościami, tworzenie w Ukrainie nowych ośrodków rehabilitacyjnych dla dzieci z rzadkimi chorobami. Ale wojna dokonała za mnie innego wyboru. Zmieniłam swój styl, swoje życie, moja misja automatycznie dostosowała się do sytuacji. Stało mi się to na tyle bliskie, że po zakończeniu wojny w Ukrainie, chciałabym nadal relacjonować zdarzenia na frontach różnych innych konfliktów na świecie. W ten sposób czuję, że mogę rzeczywiście głosić prawdę, dawać głos uciśnionym, pomagać cierpiącym, obalać tyranów.
Zajmujesz się głównie produkcją materiałów audiowizualnych. Dlaczego posługujesz się akurat tą formą komunikacji?
Tak, pracuję jako dziennikarka wideo, jestem kamerzystką. Na co dzień produkuję wiadomości do serwisów informacyjnych, ale także tworzę większe formy, reportaże filmowe, takie jak „20 dni w Mariupolu”. Mogę w ten sposób pokazać ludziom, co ja widzę, pozwolić im spotkać się z opowieściami zwykłych ludzi dotkniętych cierpieniem i uhonorować odwagę żołnierzy. Zbierając materiał do naszego dokumentu, baliśmy się, że te tragiczne historie zaginą w wielkim kotle szybkich newsów, dlatego postanowiliśmy zebrać je w coś znacznie większego, coś obok czego nie da się przejść obojętnie. I tak się stało. Odbyły się pokazy w całej Europie i Stanach Zjednoczonych. Prawdy o ludzkim cierpieniu nie dała się pominąć.
Czym jest Ukraina, kim są Ukraińcy w Twoich oczach?
Uważam, że Ukraińcy są naprawdę odważni. Wojna zweryfikowała nasze charaktery. Ludzie stali się sobie naprawdę bliscy, pomagają sobie nawzajem w najtrudniejszych sytuacjach. Nasze wojsko to w znacznej mierze niezłomni mężczyźni, którzy sami się tam zaciągają, by stawiać czoła inwazji. Albo młodzi ludzie, którzy jako wolontariusze w różnych miejscach starają się wspierać walczących. Lekarze, strażacy. Są to osoby o wielkich serca i wierze. Dla mnie stanowią prawdziwą inspirację, dlatego czuję się wyróżniona, mogąc w mojej pracy, tę ich siłę uwieczniać.
Jak po takich doświadczeniach patrzeć na świat i nie widzieć tylko zła?
Przemawia przeze mnie nie tylko smutek i żal, ale także wiara i nadzieja. Liczę, że ta wojna wkrótce się skończy. Chcę zobaczyć Ukrainę wolną i niepodległą jak inne europejskie kraje, a Ukraińców szczęśliwymi, budującymi lepsze życie. Całe zło wtedy się skończy. Pamięć o grzechach Rosji jednak na pewno w nas pozostanie. Tak samo jak pozostanie w nas pamięć o poległych. Dziś patrzę na świat, widząc lepszą przyszłość dla Ukrainy i to mi pomaga nie koncentrować się na tym, co złe.
A kim Ty będziesz w tej przyszłości?
Myślę, że nigdy nie będę osobą, którą byłam wcześniej. Stałam się duchowo starsza, dużo starsza. Spotkałam nie tak dawno kobietę, zapytała mnie, ile mam lat. Gdy odpowiedziałam, że 23, powiedziała: „Widziałam, że jesteś młodą kobietą, ale potem zobaczyłam twoje oczy, one wyglądają jak oczy czterdziestolatki”.
To prawda. Również to widzę.
Tak się też trochę czuję. Oczy w końcu zawsze mówią prawdę. Ciężko mi sobie wyobrazić powrót do normalności. Boję się, że przestanę odczuwać radość. Może po wojnie, później jeszcze raz poczuję szczęście. Tak dawno nie czułam dobrych emocji.
Życzę Ci tego. Jak wygląda takie życie na froncie? Jest tam tylko ból i cierpienie, czy pojawiają się pozory tej normalności, której przecież wszyscy potrzebują?
Sytuacja na pierwszej linii frontu jest naprawdę ciężka. Ukraińscy żołnierze nieustannie walczą, miesiącami siedzą w okopach i czasem brakuje im amunicji, pocisków i broni. Gdy z nimi rozmawiamy, zawsze wspominają poległych, nie potrafią wtedy wypowiadać się bez łez w oczach. Wydaję mi się jednak, że mimo tego bólu, nie tracą optymizmu. Zawsze próbują żartować, uśmiechać się i wspierać siebie nawzajem. Na froncie często mówi się, że jesteśmy u siebie w domu i nieważne co się z nami stanie, zostaniemy w tym domu. Czasem zadziwia mnie, skąd w nich taka niezłomność, nawet w najgorszych chwilach. Póki możemy się do siebie uśmiechać i żartować, nawet w najtrudniejszej sytuacji, mamy poczucie, że życie toczy się dalej. Potrzebujemy tego poczucia. Dziś także wielu Ukraińców wraca do bezpieczniejszych już miast, ma się więc wrażenie, że kraj odzyskuje energię. Ludzie próbują kontynuować swoje życie, odbudować zniszczenia, stworzyć coś nowego.
Trochę zmienię teraz temat. Nagroda Pulitzera to najważniejsze wyróżnienie dziennikarskie, o którym chyba my wszyscy młodzi redaktorzy marzymy. Ty je zdobyłaś. Co dzieje się w głowie dwudziestoparoletniej dziewczyny, która osiąga taki sukces?
Nigdy nie śmiałam o tym marzyć. Kiedy wybuchła wojna, starałam się po prostu wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafię. Kiedy dowiedziałam się, że zdobyliśmy Pulitzera byłam przeszczęśliwa. Ale nie przez samą nagrodę. Był to dla mnie dowód na to, że świat nas usłyszał, że poznał prawdę o tym, co dzieje się w Ukrainie, że nas wspiera i nam wierzy. To dla mnie motywacja do dalszych działań na froncie, bo wiem, że ludzie czekają, by ponownie usłyszeć, co mają im do powiedzenia walczący Ukraińcy. Napawa mnie to dumą.
Poza tym dla mnie jako początkującej w zawodzie był to znak, żeby być bardziej pewną siebie w swoich materiałach.
Przyniosło Wam to olbrzymi rozgłos. Czujesz się popularna?
Och, nie, oczywiście, że nie. Dla mnie z przeszłości, która marzyła o byciu dziennikarką kulturalną i o modelingu, pewnie taka nagroda przynosiłaby poczucie popularności. Dziś jednak jestem inną osobą. Nie liczy się dla mnie poklask, a ludzkie życie. Cieszy mnie, że ukraińscy dziennikarze dzięki swojej pracy na froncie są zauważani na arenie międzynarodowej, bo to sprawia, że otrzymujemy ogromne wsparcie. Miło też, że nasze historie kogoś inspirują. Ta popularność jednak nic nie znaczy, jeśli twój dom jest w niebezpieczeństwie.
Vasiliso, co jest dzisiaj Twoją największą miłością?
Przed wojną miałam mnóstwo zainteresowań, kochałam chodzić na koncerty muzyki rockowej, lubiłam modę, ubrania oraz teatr. Teraz dla świata to nie ma znaczenia. Teraz myślisz o tym, jak przetrwać, jak dobrze wykonywać swoją pracę, jak się nie poddawać, wspierać ludzi wokół siebie, utrzymywać kontakt z rodziną. Ale próbuję też czasem zrobić coś dla siebie, odpocząć, obejrzeć film, pospacerować po malowniczych miejscach, kupić sobie coś ładnego, pomalować się.
Przypomnieć sobie, kim jesteś…
Zdecydowanie. Myślę, że to ważne. Takie drobnostki sprawiają, że czuję się żywa, czuję się kobietą. Zdradzę Ci śmieszną anegdotkę. Zawsze znajdziesz w piwnicach na froncie kobietę, która zrobi Ci paznokcie. Jest w nas coś takiego, że potrzebujemy czuć się piękne. To pomaga.
Zamierzasz wracać na front do samego końca?
Mam taką nadzieję. Każdy dzień przynosi niebezpieczeństwo, trudno więc przewidzieć, jakie będzie jutro. Śmierć na froncie poniosło już ponad 50 dziennikarek i dziennikarzy. Liczę więc, że ja będę miała szansę realizować swoją misję do ostatniego dnia, by jak największej liczbie osób oddać głos. Takie dziennikarstwo jest takie interesujące. To jak przygoda, prawda? Praca w strefie wojny lub konfliktu, zawsze jest to coś ekscytującego. Przed tobą różne historie i różne wyzwania, każdego dnia uczysz się czegoś nowego. To już chyba zawsze będzie moje życie.
A jak sobie ten koniec wyobrażasz?
W jasnych barwach, liczę na to, że wszystko skończy się dobrze. Chcę, by Ukraina mogła odbudować zniszczenia i stać się nowoczesnym krajem, by ludzie mogli bezpiecznie wrócić do swoich domów, ciesząc się wolnością. To właśnie pragnę uwiecznić na swojej kamerze za jakiś czas.
Vasilisa Stepanenko – 23-letnia ukraińska dziennikarka. Absolwentka Państwowej Akademii Kultury. Karierę zaczynała w lokalnej gazecie w rodzinnym Charkowie. Pracowała także jako prezenterka w TV Simon. Obecnie związana jest z międzynarodową agencją prasową Associated Press, gdzie zajmuje się głównie produkcją materiałów audiowizualnych. W swojej twórczości koncentruje się na kwestii praw człowieka i sprawiedliwości społecznej. Wraz z dwoma dziennikarzami Chernovem i Maloletką była jedynymi przedstawicielami mediów podczas bombardowania Mariupola, czego efektem jest materiał „20 dni w Mariupolu”. Film ujawnia prawdę na temat krzywdy ludzi cywilnych w czasie wojny. Produkcję nagrodzono Pulitzerem, został także zgłoszony jako ukraiński kandydat do Oscara.