“The Gift”, czyli muzyczny dar od królowej Beyoncé

fot. Empik

Kiedy ogłoszono, że Beyoncé, jedna z najlepszych wokalistek, artystek i performerek w historii, przemówi głosem Nali w nowej wersji legendarnego kinowego hitu „Króla Lwa”, dla jej fanów świat stanął w miejscu. Można było się spodziewać, że na samym dubbingu Queen B nie poprzestanie. I tak się też stało – zainspirowana fabułą i postaciami z filmu, zapraszając do współpracy wielu innych twórców, stworzyła album zatytułowany „The Gift” (2019). Rzeczywiście, to, co wydarzyło się na tej płycie, można uznać za prawdziwy dar dla świata muzyki.

Tak jak zostało to już wspomniane, na czarno-złotym krążku nie śpiewa tylko Beyoncé – wokalistka, chcąc jeszcze bardziej oddać mu afrykański klimat i uwypuklić charakterystyczne dla tych terenów rytmy – w wielu piosenkach przekazała pałeczkę tamtejszym artystom. Na „The Gift” słyszymy m.in. Tekno, Yemi Alade, Mr Eazi, Burna Boy i Moonchild Sanelly. Oprócz nich, pojawili się także znani większości Pharell Williams, Childlish Gambino, Kendrick Lamar jak i mąż piosenkarki – raper Jay – Z.  „List miłosny do Afryki”, jak określiła ten album sama wokalistka, to nie tylko muzyka. Bardzo dobrym zabiegiem okazała się przeplatanka piosenek z kwestiami bohaterów „Króla Lwa” – dzięki nim mamy do czynienia ze spójną, bezpośrednio nawiązującą do fabuły historią, a każdy utwór stanowi tło do postaci i wydarzeń z filmu.

Przejdźmy do albumu. Zaczynamy od spokojnych dźwięków utworu „Bigger”, pięknej ballady, w której Beyoncé, niczym Mufasa, stara się przekazać, że każdy z nas jest niezbędną częścią czegoś większego, pewnej szerszej historii, która obejmuje nie tylko nas samych. Moc utworu, tak jak głównego wokalu, z czasem narasta i na koniec przeradza się w prawdziwą bombę, która już przy pierwszym odsłuchu powoduje ciarki. Z kolei „Find Your Way Back” to lekki, całkiem krótki, lecz przyjemny utwór, którego charakterystyczne brzmienie kojarzy mi się z wakacyjnym klimatem. Beyonce nie pokazuje tu swoich umiejętności wokalnych, lecz nie jest to w żaden sposób ujma dla albumu, bo nie od dziś wiadomo, że wokalistka lubi pokazywać siebie samą od różnych stron.

Jednym z moich faworytów zdecydowanie stało się „Don’t Jealous Me” – niezwykle taneczny i żywy kawałek, w którym słyszymy afrykańskich twórców: Tekno, Yemi Alade i Mr Eazi, a pojawiające się w refrenie „Sheep don’t run with lion, snake don’t swing with monkey, I can’t talk for too long, Got too much gold to try on” porywa za każdym razem. Kolejne „Ja Ara E”, choć nie zrobiło na mnie większego wrażenia, już od pierwszym sekund wprowadza słuchaczy w afrykański klimat. Wykonawca utworu Burna Boy radzi w nim pozostać sobą i nie iść za tłumem. Niezwykle interesującą produkcją okazało się mające niecałe dwie minuty „Nile”, gdzie razem z Beyoncé zaprezentował się Kendrick Lamar. Piosenka pozostawiła bardzo duży niedosyt, bo akurat w najlepszym momencie, urzekającej i nieco rapowej zwrotki wokalistki twórcy postanowili ją zakończyć.  Jednym z największych hitów, do którego został wydany efektowny teledysk, jest „Mood 4 Eva” Beyoncé, która pochwaliła się swoimi raperskimi umiejętnościami, Jaya – Z i Childlisha Gambino – czyli prawdziwej wielkiej trójcy na tym albumie. To bardzo pozytywny i rytmiczny utwór, chociaż nie jest moim faworytem, tak jak większości słuchaczy.

Ogromne wrażenie zrobiły na mnie „My Power” – potężna produkcja przypominająca o sile kobiet z bardzo mocnym bitem, w której udział wzięły same artystki. Tekst, brzmienia, energia – przy każdym odsłuchu sprawiają, że przechodzą mnie ciarki. Natomiast jedną z najlepszych smutnych i najbardziej emocjonalnych piosenek, jakie słyszałam, jest właśnie pochodzący z „The Gift” utwór „Scar”, oczywiście nawiązujący do filmowego Skazy. Połączenie płaczliwego wokalu 070 Shake i rapu Jessie Reyez wywołuje niepowtarzalne odczucia. Podobne wrażenie sprawia „Otherside”, którego przewodnie, chwytające za serce brzmienie i wokal Beyoncé wspólnie tworzą piękny utwór o więzi z tymi, którzy już odeszli.  Czternastą i zarazem ostatnią piosenką na płycie jest „Spirit”, które stało się reklamą i wizytówką nowej ekranizacji „Króla Lwa”. Pełny energii, podnoszący na duchu i też niezwykle trudny wokalnie utwór w niemal całości wykonany przez Beyonce, stał się jedną z najlepszych filmowych piosenek. Otrzymał też kilka nagród i moim zdaniem – całkowicie zasłużenie.

„The Gift” to bardzo dobry album. Nie jest doskonały – do paru utworów raczej już nie wrócę, jednak są na nim prawdziwe perełki. Najbardziej podoba mi się to, że ma on wiele odcieni – od tanecznych, rytmicznych i wesołych piosenek po te mroczne, smutne i ponure. Całość oddaje klimat filmu i pozwala jeszcze bardziej się w niego wczuć. Beyoncé chciała pokazać światu afrykańską muzykę i kulturę – można śmiało powiedzieć, że jej się to udało. Po raz kolejny udowodniła, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych i stawia na rozwój oraz prawdziwą sztukę, a nie na tanie sprzedające się single. Oby tak dalej, Queen B.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzy × cztery =