18/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Gra w europejskich pucharach = pocałunek śmierci? Niekoniecznie [ANALIZA]

12 min read
Fot. Andrzej Romański – PLK

Niegdyś jeden z polskich trenerów (Michał Probierz) powiedział, że gra w europejskich pucharach to taki „pocałunek śmierci”. Głównie chodziło o to, że gra w Europie rzutuje na fatalne wyniki na krajowym podwórku. Jednak tu mówimy o piłce nożnej. A jak sytuacja odnosi się do koszykówki? Tutaj, w zależności od danej drużyny, różnice są diametralne.

W swoim tekście postanowiłem przeanalizować sytuację pięciu ekip, które występują w tym sezonie w europejskich pucharach. Zresztą jest to też pięć najlepszych drużyn ostatnich rozgrywek. Na tapet wziąłem mistrza Polski — Arged BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski, który występuje w koszykarskiej Lidze Mistrzów. Ponadto przeanalizowałem też sytuację Enea Zastal BC Zielona Góra (liga VTB), Śląska Wrocław (7Days Eurocup) oraz Legii Warszawa i Trefla Sopot, które w środę uzyskały awans do TOP 16 rozgrywek FIBA Europe Cup.

Jaki płynie ogólny wniosek z tych występów? A no taki, że zbyt krótki skład przy graniu meczów co 3 dni nie zawsze pozwoli na uzyskanie dobrych wyników na obu frontach. Jednak po kolei omówmy sytuację każdego z wyżej wymienionych zespołów.

Europejskie puchary w Ostrowie? Czegoś ciągle brakuje w końcówkach. Sytuacja ligowa? Całkiem dobra

Zanim zaczniemy analizę występów polskich drużyn, warto jeszcze przedstawić hierarchię atrakcyjności i poziomu rozgrywek europejskich pucharów. Wygląda ona mniej więcej tak:
  1. Euroliga
  2. Eurocup
  3. VTB
  4. Liga Mistrzów
  5. FIBA Europe Cup
Arged BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski | Fot. Andrzej Romański – PLK

Nawet to, że mistrz Polski z Ostrowa Wielkopolskiego gra w rozgrywkach, które umieściłem na 4. miejscu, nie oznacza, że poziom Ligi Mistrzów stoi na niskim poziomie. Jest wręcz przeciwnie — z roku na rok atrakcyjność koszykarskiej Champions League jest coraz wyższa. Zawodnicy trenera Igora Milicicia w tym sezonie trafili do dosyć silnej grupy z hiszpańskim Baxi Manresa, tureckim Pinarem Karsiyaka oraz izraelskim Hapoelem Jerozolima. Pomimo to zespół z Wielkopolski prezentuje się w tych rozgrywkach całkiem dobrze, aczkolwiek nieudane drugie połowy bądź końcówki tych spotkań sprawiają, że po 4. kolejkach drużyna Milicicia ma na koncie zaledwie bilans 1-3.

1. kolejka: Manresa (wyjazd) 81:76: prowadzenie 46:35 do przerwy 4. kwarta przegrana 14:24
2. kolejka: Pinar (wyjazd) 80:77: prowadzenie do przerwy 51:37, druga połowa przegrana 26:43, czwarta kwarta 19:26
3. kolejka: Hapoel (dom) 76:65: czwarta kwarta wygrana 22:13
4. kolejka: Hapoel (wyjazd) 83:76: druga połowa przegrana 49:34
Gdyby tylko drużyna trenera Milicicia grała równo przez obie połowy, mogłaby teraz nawet szczycić się bilansem 4-0 w swojej grupie. Problemem może być też jednak fakt, że „Stalówka” nie ma ostatnio, choćby jednego polskiego zawodnika, który w europejskich pucharach mógłby dostarczać punkty. Damian Kulig powoli wraca po kontuzji do gry. Bo z kolei zaciąg zagranicznych graczy Stali, czyli James Palmer jr., Kobi Simmons, Trey Dreschel, Denzel Andersson, Michael Young oraz James Florence, spisuje się zazwyczaj bez zarzutu. Stal w Lidze Mistrzów dalej ma szansę na wyjście z grupy, ale musi wygrać ostatnie dwa domowe spotkania. A jak wiemy, atmosfera w ostrowskiej hali jest nie do podrobienia — kibice z pewnością będą olbrzymim wsparciem, a sami koszykarze dobrze spisują się na swoim parkiecie. Jest spora szansa na awans. Tylko trzeba grać na podobnej intensywności przez 40, a nie 20 minut.
Jak ta cała sytuacja odnosi się do grania w polskiej lidze? Stal w Energa Basket Lidze spisuje się całkiem dobrze — aktualnie szczycą się bilansem 9-3. We wtorek po fantastycznym widowisku pokonali w rewanżu za ubiegłoroczny finał wicemistrza Polski z Zielonej Góry 105:98. Na ten moment (stan na 19.11) koszykarze z Ostrowa Wielkopolskiego są liderem tabeli i notują serię trzech ligowych wygranych z rzędu. Jak tylko do formy, a przede wszystkim do gry wróci Kulig, to ostrowianie będą mieli bardzo duże szanse, aby odnieść sukces zarówno w koszykarskiej Lidze Mistrzów, jak i w Energa Basket Lidze. Dodatkowym atutem jest jeszcze osoba trenera Milicicia, który nie raz pozytywnie potrafi zaskakiwać swoimi pomysłami, nowinkami taktycznymi.
W związku z tym, czy na dzisiaj gra w europejskich pucharach jest dla Stali „pocałunkiem śmierci”? Zdecydowanie nie.

Baty w VTB, w lidze gra falami

Przemysław Żołnierewicz (nr 28) i Jarosław Zyskowski (nr 1) | Fot. Andrzej Romański – PLK

W poprzednim sezonie Zastal Zielona Góra zagrał nawet w fazie play-off ligi VTB. Jednak latem z Zielonej Góry odszedł trener Żan Tabak (niedawno zwolniony w lidze hiszpańskiej), a w składzie doszło do sporej ilości zmian. Widać też niestety tego efekty. Co prawda Tabaka na stanowisku zastąpił inny dobry szkoleniowiec — Serb Olivier Vidin, a w zespole pojawili się m.in. Jarosław Zyskowski, Brandon Frazier, Przemysław Żołnierewicz czy Dragan Apić. Jednak mimo wszystko styl gry i wyniki zespołu w europejskich pucharach nie powalają na kolana — Zastal ma bilans 1-6 (stan na 19.11) i zajmuje 11. miejsce w tej lidze (na 12 zespołów). Zazwyczaj były to przegrane z dużo wyżej notowanymi, lepszymi zespołami różnicą powyżej 15 punktów: CSKA Moskwa (105:71), UNICS Kazań (92:63), Niżny Noworogród (77:95) czy Zenit Sankt Peterburg (97:80). Jedyne co może być pożyteczne dla Zastalu z gry w VTB to doświadczenie i możliwość grania z silnymi zespołami, które występują też m.in. w Eurolidze (CSKA Moskwa, Zenit Sankt Petersburg) czy Eurocupie (Lokomotiv Kubań Krasnodar).

Dalekie i nieustanne podróże po Europie i Polsce oraz gra co 3 dni nie wpływa dobrze na formę Zastalu w EBL. Zielonogórzanie sezon zaczęli od bilansu 4-2, choć ich gra nie była rewelacyjna. Potem przyszły porażki w Sopocie z Treflem (93:89) i aż 18-punktowa w Toruniu z rewelacyjnie grającymi w tym sezonie Twardymi Piernikami (95:77). Po tych ligowych porażkach w grze Enei Zastalu było widać jakieś przełamanie i przebłyski lepszej gry, o czym świadczą wysokie wygrane z GTK Gliwice (102:82) i rozgromienie PGE Spójni Stargard (53:96). We wtorek przegrali w Ostrowie po naprawdę dobrym spotkaniu, na parkiecie mistrza Polski. Ostatnie mecze dają nadzieje na to, że Zastal wejdzie do ligowej czołówki, a w lidze VTB będą sprawiać niejedną sensację. Chyba powoli czas najwyższy.

Czy występy w VTB są dla Zastalu „pocałunkiem śmierci”? I tak i nie. Tak, ponieważ ciągłe podróże po Polsce i Europie przekładają się na zmęczenie zawodników, a to rzutuje na wyniki ligowe. Nie, bo doświadczenie w spotkaniach przeciwko topowym zespołom w Europie może zaprocentować w najważniejszych momentach tego sezonu, jakim będzie faza play-off EBL.

Bez sukcesu w Eurocupie, w lidze po zmianie trenera gra wygląda lepiej

W Śląsku Wrocław byliśmy w tym roku świadkami fatalnego startu ligowego sezonu — na początek wrocławianie legitymowali się w EBL bilansem 2-5. To spowodowało, że pracę we Wrocławiu stracił szkoleniowiec Petar Mijović, który przed sezonem podpisał kontrakt… na 3 lata. Tak to już jest, że trener na lata jest trenerem do lata. Coś o tym wiedzą byli trenerzy piłkarskiej Legii. Mijović pracę stracił 11 października, czyli na 9 dni przed pierwszym meczem Śląska w tak prestiżowych rozgrywkach, jakim jest Eurocup. Misję prowadzenia drużyny od połowy października powierzono personie znanej w całej koszykarskiej Polsce, czyli Andrejowi Urlepowi, który ma pseudonim „Gargamel”. Jednak nawet przyjście tak dobrego i utytułowanego szkoleniowca jak Urlep, nie daje sukcesów drużynie z Dolnego Śląska w europejskich pucharach. Zespół ma zero zwycięstw i aż pięć porażek, co czyni go jedyną ekipą, która w tych rozgrywkach nie zaznała jeszcze smaku zwycięstwa. Były to różne przegrane potyczki — raz przez słabą drugą połowę bądź czwartą kwartę, a raz w ogóle Śląsk nie nawiązał walki z rywalem. Spójrzmy na wyniki:

  1. Lietkabelis Panevezys (Litwa, dom) 59:70, czwarta kwarta przegrana 10:20,
  2. Boulogune Metropolitans 92 (Francja, wyjazd) 86:83, w końcówce faul ofensywny Travisa Trice i niecelna trójka Kodiego Justice na dogrywkę
  3. Turk Telekom Ankara (Turcja, wyjazd) 89:73, druga połowa przegrana 49:31 (czwarta kwarta 21:8)
  4. Lokomotiv Kubań Krasnodar (Rosja, dom) 67:97. Mecz, w którym nie wychodziło nic ani po jednej, ani po drugiej stronie parkietu od początku do końca rywalizacji.
  5. Dolomini Energia Trento (Włochy, wyjazd) 81:77 po dogrywce, 4:12 minuty bez punktów w 4. kwarcie (4:39 – 0:27)
Przed wrocławianami w tych rozgrywkach jeszcze 13 spotkań. Kolejne 8 grudnia, a rywalem Śląska we Wrocławiu będzie niemieckie Hamburg Towers. Liczymy na to, że podopieczni Urlepa odniosą pierwsze zwycięstwo w Eurocupie i namieszają jeszcze w pucharach.
W lidze, odkąd drużynę przejął nowy szkoleniowiec, Śląsk ma bilans 3-1, a jedyną przegraną odniósł w meczu z Kingiem Szczecin na wyjeździe (99:83), który był pierwszym meczem Urlepa po powrocie do Wrocławia. Od momentu kiedy Śląsk zaczęli grać w pucharach, w lidze nie przegrał meczu, a na zwycięstwa dzierżą z m.in. Treflem Sopot czy Legią Warszawa. Pomogła zmiana szkoleniowca oraz transfery rozgrywającego Travisa Trice (EBL: 17,5 punktów i 9 asyst na mecz (2 mecze), Eurocup: 11 punktów, 6,3 asysty na mecz (4 mecze) i centra Martinsa Meyersa (w debiucie z Trento 11 punktów i 6 zbiórek z ławki). Nowi zawodnicy mają wpływ na grę Śląska i poprawę wyników drużyny w ostatnim czasie. Wreszcie Łukasz Kolenda może grać jako rzucający obrońca, a nie jako rozgrywający, gdzie ewidentnie się męczył i nie wykorzystywał w pełni swojego ogromnego potencjału i talentu.

Czy europejskie puchary są dla Śląska „pocałunkiem śmierci”? Może jedynie pod względem niezbyt dobrej budowy składu przed sezonem, teraz jednak gra w Europie nie przekłada się na ligowe porażki.

W FIBA Europe Cup rządzą, w lidze też nie jest źle

Na koniec omówimy sytuację ekip, które grają w rozgrywkach FIBA Europe Cup i w środę awansowały do TOP 16 tych rozgrywek, czyli Legii Warszawa i Trefla Sopot.

Legioniści wygrali w fazie grupowej wszystkie sześć spotkań. Idąc po kolei, to wyglądało mniej więcej tak:
  1. kolejka: CSM Oradea (Rumunia, wyjazd) 66:76,
  2. kolejka: Szolonoki Olajbanyasz (Węgry, dom) 83:66,
  3. kolejka: FC Porto (Portugalia, dom) 71:66,
  4. kolejka: CSM Oradea (Rumunia, dom) 73:66,
  5. kolejka: Szolonoki Olajbanyasz (Węgry, wyjazd) 68:75,
  6. kolejka: FC Porto (Portugalia, wyjazd) 81:82.
Legia w większości tych spotkań była drużyną lepszą i wygrywała bez większego problemu poszczególne pojedynki. Trener Wojciech Kamiński rotuje w tych rozgrywkach trochę inaczej składem niż zazwyczaj w polskiej lidze. W taki sposób w FIBA Europe Cup miał już okazję zagrać i rzucić punkty 20-letni Beniamin Didier-Urbaniak. Więcej minut dostaje też o rok starszy Grzegorz Kamiński. Jak widać to się sprawdza skoro drużyna ze stolicy naszego kraju od 8 grudnia rozpocznie drugą rundę w FEC, w ramach której rozegra kolejne sześć spotkań (mecze w domu i na wyjeździe). Pierwszym rywalem będzie rosyjska Parma Perm, w której barwach gra nasz reprezentant, a do niedawna jeden z najlepszych obrońców w EBL — Marcel Ponitka. Szykuje się trudne spotkanie. Pozostali przeciwnicy to holenderski ZZ Leiden i niemieckie Medi Bayeruth. Poprzeczka idzie w górę, ale w końcu na tym to polega, że w pucharach dalej grają tylko najlepsi. Pomimo tego uważam, że Legia ma szansę wywalczyć z tej grupy awans do ćwierćfinału (tak jak w fazie grupowej do ćwierćfinału awansują po dwa najlepsze zespoły).
Rewelacyjna gra w FEC nie ma przełożenia na fatalne wyniki ligowe. Legioniści w lidze legitymują się bilansem 6-4, a w ostatnią niedzielę po zaciętym spotkaniu drużyna trenera Kamińskiego pokonała bardzo dobry w tym sezonie Anwil Włocławek 74:73. Pomimo dobrego bilansu Legii nie udało się uniknąć wpadek, takich jak wyjazdowa porażka w Gliwicach (78:75) czy domowa przegrana w meczu z PGE Spójnią Stargard (84:86). W najbliższą niedzielę o 20:00 czeka ich bardzo ważne domowe starcie z tegoroczną ligową rewelacją, czyli Grupą Sierleccy Czarni Słupsk. Wygrana na pewno pozwoli warszawianom utrzymywać kontakt z ligową czołówką.

Czy w związku z tym na ten moment gra w europejskich pucharach to dla Legii „pocałunek śmierci”? Absolutnie nie.

W Europie dokonali niemalże cudu, w lidze to mistrzowie przegrywania końcówek

Pięć — jest to liczba, która symbolizuje dwie rzeczy: taką łącznie różnicą punktową Trefl przegrał trzy mecze w FIBA Europe Cup oraz tyle porażek z rzędu sopocianie mają w Energa Basket Lidze w ostatnim czasie. Drużyna z Trójmiasta jest więc ekipą, której gra na dwóch frontach rzutuje po części na wyniki ligowe. Po części, ponieważ swoją rolę odgrywają też urazy — aktualnie kontuzjowani są Mateusz Szlachetka, Deandre Davis i Daniel Ziółkowski. Problemy zdrowotne dwa tygodnie temu miał też Michał Kolenda. To wszystko sprawia, że w ostatnim czasie trener Marcin Stefański był zmuszony do zawężenia rotacji do ośmiu zawodników. Taka sytuacja nie ma szansy gwarantować dobrych wyników na obu frontach. Zacznijmy najpierw więc od FEC. Trefl w tych rozgrywkach ma bilans 3-3 i wywalczył w środę awans do 2. rundy. Zapewnił to sobie ostatnimi dwiema wyjazdowymi wygranymi w Bułgarii i Izraelu. Choć po porażce z Kijowem w Sopocie promocja do 2. rundy wydawała się praktycznie nieosiągalna. Sopocianie dokonali jednak cudu.

  1. kolejka: BC Kijów (Ukraina, wyjazd) 69:68,
  2. kolejka: Rilski Sportist (Bułgaria, dom) 90:81,
  3. kolejka: Hapoel Eliat (Izrael, dom) 85:88,
  4. kolejka: BC Kijów (Ukraina, dom) 65:66,
  5. kolejka: Rilski Sportist (Bułgaria, wyjazd) 64:84,
  6. kolejka: Hapoel Eliat (Izrael, wyjazd) 83:89.
Dwie z tych trzech przegranych to po prostu czysty pech. Chodzi o domowe starcia z zespołami z Izraela i Ukrainy. W meczu z Hapoelem Trefl w 4. kwarcie odrobił 17 punktów straty w sześć minut, żeby w końcówce Brandon Young sfaulował przy rzucie za 3 punkty Bryona Allena (Allen wszystkie wolne trafił). Drużyna z Kijowa natomiast wygrała w sopockiej Hali 100-lecia po efektownym buzzer-beaterze Michaela Caffeya za 3 punkty. Sopocianie na dobrą sprawę mogliby mieć bilans 6-0 po 1. rundzie. Słabe końcówki jednak sprawiły, że to jest tylko 3-3. W 2. rundzie Trefl zmierzy się z drużynami z Lizbony: Sportingiem i Benfiką (trochę zapachniało tu piłką nożną) oraz rumuńską CSM Oradeą, która w 1. fazie rozgrywek rywalizowała z Legią. Pierwsze starcie w 2. rundzie odbędzie się 8 grudnia w Ergo Arenie ze Sportingiem.
W lidze Trefl jest przypadkiem trudnym do opisania jednym słowem. Większość ostatnich spotkań wygląda tak, że sopocianie dobrze wchodzą w mecz, osiągają przewagę około 10 – 15 punktów, by chwilę później ją w całości zmarnować i słabo rozegrać czwartą kwartę oraz końcówkę pojedynku. Coś się zacięło w zespole trenera Stefańskiego po domowej wygranej z wicemistrzem Polski z Zielonej Góry (93:89) 9 października. Od tego momentu drużyna z Trójmiasta zanotowała pięć porażek z rzędu. Co smutne i zadziwiające jednocześnie — wszystkie zostały przegrane w podobny sposób. Wpływ na to mają na pewno kontuzje, ale też po części gra w Europie, która oznacza mecze co 3 dni i zmęczenie zawodników. W lidze zawodzi też Young, o czym wraz z Dawidem Chęciem z „Radia Tczew” mówiliśmy w drugiej części naszego cyklu. Jednak może awans do TOP 16 FEC i przewidywany powrót do gry Davisa po przerwie na kadrę sprawi, że w Sopocie nadejdą lepsze czasy. Oby nadeszły i to byle szybko, bo za chwilę nie będzie o co walczyć w lidze.
Czy więc na ten moment gra w europejskich pucharach jest dla Trefla pocałunkiem śmierci? Niestety, ale tutaj pada odpowiedź twierdząca. Jednak jest jeszcze sporo grania w tym sezonie, więc może coś się zmieni. Zobaczymy.

Podsumowanie

Na dzisiaj kluby, które grają na dwóch frontach, w większości radzą sobie dobrze w polskiej lidze. W Europie wyniki są jednak różne. Jednak idea gry polskich klubów w europejskich pucharach polega na tym, by grać z jak najlepszymi zespołami, zbierać doświadczenie, zgrywać zespół. To z kolei powinno zaprocentować w najważniejszych momentach rozgrywek, np. jak przyjdzie grać o mistrzostwo Polski albo o wejście do ligowych półfinałów. Czy w związku z tym w koszykówce gra w pucharach to „pocałunek śmierci”? Niestety, ale twierdzenie Michała Probierza nie ma tutaj moim zdaniem zastosowania. Wiadomo, chcielibyśmy, aby polskie drużyny i w lidze, i w europejskich pucharach spisywały się świetnie. Jednak nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

osiemnaście + 12 =