13/11/2025

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

,,Wielki Marsz”, czyli wyścig bez mety – recenzja filmu

5 min read
Wielki Marsz film Francis Lawrence kadr uczestnicy

Fot. lionsgatepublicity.com / Autor: Murray Close/Lionsgate

Prawie dwugodzinny marsz. Żadnych efektów specjalnych, żadnych fajerwerków. A mimo to trudno oderwać wzrok od ekranu. Francis Lawrence pokazuje, że kino potrafi hipnotyzować prostotą i zostaje w pamięci na długo.

Produkcja Wielkiego Marszu wzbudzała emocje jeszcze przed premierą. Książka Stephena Kinga, wydana przez niego w 1979 r. pod pseudonimem Richard Bachman, jest jego pierwszą napisaną nowelą. Po latach doczekała się filmowej adaptacji, na którą z niecierpliwością czekali zarówno miłośnicy twórczości Kinga, jak i fani kina gatunkowego.

Światowa premiera odbyła się 12 września 2025 r., a tydzień później film trafił do polskich kin.

Przetrwają tylko najsilniejsi

Akcja Wielkiego Marszu rozgrywa się w dystopijnej przyszłości, w której Stany Zjednoczone pogrążone są w kryzysie gospodarczym, a większość obywateli żyje w ubóstwie. Państwem rządzi totalitarny reżim, który każdego roku organizuje tytułowe wydarzenie — brutalny konkurs – transmitowany na żywo w telewizji. W wyniku losowania z każdego stanu wybierany jest jeden uczestnik spośród tysięcy chętnych.

Wielki Marsz film Francis Lawrence kadr Mark Hamill
Fot. lionsgatepublicity.com / Autor: Murray Close/Lionsgate

Zasady są proste: trzykrotne zwolnienie poniżej określonego tempa oznacza natychmiastową egzekucję. Ostatnia osoba, która przeżyje, otrzymuje nagrodę pozwalającą mu dostać cokolwiek zechce i korzystać z tego przez resztę swojego życia. W trakcie marszu nie ma miejsca na odpoczynek. Potrzeby fizjologiczne, pogoda, głód — wszystko to traci znaczenie. Widz towarzyszy uczestnikom, którzy krok po kroku zbliżają się do granic ludzkiej wytrzymałości.

To właśnie surowość zasad i ich prostota sprawiają, że historia działa równie dobrze w książce, jak i na ekranie.

Wiele powodów, jeden cel

Mamy tu grupę bohaterów, którzy z desperacji ryzykują wszystko w nadziei na lepszą przyszłość. To bardzo uniwersalny motyw, więc każdy, kto ogląda ten film, może się z nim w jakimś stopniu utożsamiać, niezależnie od pochodzenia czy statusu społecznego. Dodatkowo, postacie biorą udział w konkursie z indywidualnych powodów; wszyscy chcą wygrać, ale marzą o rozmaitych nagrodach. Ludzie z różnych zakątków kraju, o odmiennych charakterach i celach, w jednej chwili stają się sobie równi. W obliczu zagrożenia mogą postawić na egoizm lub współpracę ,,jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Jednak niezależnie, co postanowią, każda decyzja ma swoje konsekwencje.

Postacie Wielkiego Marszu

Wielki Marsz film Francis Lawrence kadr Cooper Hoffman David Jonsson
Fot. lionsgatepublicity.com / Autor: Murray Close

Jednym z największych atutów filmu jest bez wątpienia jego obsada. Nie chodzi tu jedynie o aktorstwo — choć każdy wypadł znakomicie — ale raczej sposób, w jaki zostały przedstawione same postacie. Raymond Garraty (Cooper Hoffman), Peter McVries (David Jonsson) i Stebbins (Garrett Wareing) wyróżniają się szczególnie na tle pozostałych uczestników marszu.

Każdy bohater wnosi coś od siebie i choć niektórzy z początku mogą wydawać się przerysowani lub stereotypowi, z czasem stają się bardziej ,,ludzcy”. Zaczynamy im współczuć, rozumieć, czym się kierują i coraz bardziej angażujemy się w historię.

Poza kilkoma anonimowymi postaciami drugiego planu, w filmie nie ma jednostek zbędnych. Wszyscy odgrywają istotną rolę, nie tylko w samej fabule, ale także w ostatecznym przesłaniu filmu.

Jak opowiedzieć historię, w której wszyscy idą

Niektórzy mogą uznać, że ten film to tylko sceny chodzenia i rozmów — i rzeczywiście, tak właśnie jest. W książce Stephena Kinga cała siła tkwi w głębi narracji. Dlatego też reżyser Francis Lawrence stanął przed trudnym zdaniem: oddać na ekranie historię, która w dużej mierze toczy się wyłącznie w głowach bohaterów. To projekt wymagający ogromnej kreatywności, która pozwoli uniknąć monotonii.

Twórcy poradzili sobie z tym znakomicie, wykorzystując światło, cień, muzykę czy wspomnienia postaci, by nadać każdej scenie inne znaczenie i tempo. Dzięki temu, mimo prostoty pomysłu, film przykuwa uwagę od początku do końca.

W przemyślany sposób ukazano także przemoc — czasem bardzo dosłownie, a czasem tylko sugerując, że odbywa się ona w tle wydarzeń. Wraz z rozwojem fabuły bohaterowie reagują na nią inaczej. Im bardziej się do siebie przywiązują, tym mniej chcą patrzeć. Wolą po prostu usłyszeć strzał i wiedzieć, że odpadł kolejny uczestnik konkursu.

Wielki Marsz – adaptacja noweli

Jeśli chodzi o książkę oraz różnice między nią, a filmem… Choć produkcja robi duże wrażenie, trudno nie zauważyć, że traci część tego, co w oryginale było najważniejsze.

Ray Garraty, główny bohater historii, odgrywał znacznie większą rolę w dziele Kinga, niż w w filmie. Jego myśli i wspomnienia, walka o wartości, które ceni najbardziej, jego zmagania na granicy życia i śmierci były tam o wiele bardziej rozbudowane. Na ekranie zostały nieco spłycone.

Drugą różnicą było zakończenie. Twórcy filmu zdecydowali zmienić zwycięzcę konkursu. O ile ktoś mógłby się oburzyć z tego powodu, to prawda jest taka, że nie wpływa to na przesłanie całej historii. W Wielkim Marszu nie ma zwycięzców. Nawet jeśli przetrwasz, musisz iść dalej, niosąc ze sobą traumę i wspomnienia zmarłych kolegów, które będą towarzyszyć ci do końca życia.

Od dystopii do rzeczywistości

Wielki Marsz film Francis Lawrence kadr Judy Greer
Fot. lionsgatepublicity.com / Autor: Murray Close/Lionsgate

To opowieść, która ma bardzo ponadczasowe przesłanie. Co więcej, sądzę, że niektóre jej aspekty są dziś, w 2025 r., nawet bardziej aktualne niż w latach 60., kiedy Stephen King ją pisał. Właśnie dlatego film okazał się dla mnie jeszcze bardziej poruszający, niż się spodziewałam.

Wielki Marsz to nie tylko historia o przetrwaniu, ale o społeczeństwie, które ogląda cierpienie jak widowisko. Film nie unika bardzo ważnego komentarza społecznego — tłum wiwatujących ludzi przy trasie marszu. Budzi to odrazę, ale też przypomina współczesne społeczeństwo, szukające rozrywki w cudzym cierpieniu.

Podsumowanie

To naprawdę znakomita ekranizacja i cieszy mnie fakt, że doczekała się realizacji. Produkcja jest bardzo klimatyczna i stanowi niemal idealną adaptację książki. Tak jak wspomniałam wcześniej, postacie zostały przedstawione z ogromną precyzją, dzięki czemu oddają ducha książkowego oryginału. Jednak siła tej historii tkwi w tym, że odzwierciedla współczesną rzeczywistość, co czyni ją jeszcze bardziej zapadającą w pamięć. To film, który zdecydowanie warto zobaczyć. Polecam go każdemu, kto nie boi się konfrontacji z prawdą o świecie.