#AmerykańskiDylemat – Wybory czy farsa?
3 min read
System Elektorski
Amerykańskie wybory są wyjątkowe pod wieloma względami. Jednym z powodów tego stanu rzeczy jest to, że zwycięzca może okazać się przegranym i vice versa. Wszystko to wynika z unikatowego na skalę światową systemu wyborczego.
System elektorski, którego geneza sięga czasów wojny secesyjnej (1861-1865), sprawia, że wybory w Stanach Zjednoczonych mają charakter wyborów pośrednich, a nie bezpośrednich. Oznacza to, że obywatele najpierw głosują na elektorów wybranych przez partie, a oni następnie dokonują wyboru prezydenta i wiceprezydenta USA w Kolegium Elektorów Stanów Zjednoczonych.
Oto zasady, które obowiązują w wyborach prezydenckich:
-
Liczba elektorów odpowiada sumie liczby członków Izby Reprezentantów i senatorów, powiększonej o trzech dodatkowych elektorów reprezentujących Dystrykt Kolumbii, czyli stolicę USA – Waszyngton.
- Aby zamieszkać w Białym Domu, konieczne jest zdobycie co najmniej 270 głosów elektorskich z łącznej puli 538.
- Każdy stan ma swoją liczbę elektorów, zależną od liczby jego przedstawicieli w Kongresie, która z kolei wynika z populacji danego stanu.
- Liczba elektorów nie jest stała i może ulec zmianie.
- W przypadku remisu w liczbie głosów elektorskich prezydenta wybiera Kongres.
W amerykańskich wyborach prezydenckich obowiązuje jeszcze jedna zasada: zwycięzca zgarnia wszystko. Oznacza to, że jeśli na przykład w Arizonie demokrata zdobywa 50% głosów, a republikanin 49%, to wszystkie głosy elektorskie i tak przypadną demokratom.
Czy każdy głos ma znaczenie?
System elektorski narzuca specyficzne zasady, które sprawiają, że znaczna część oddanych głosów ma jedynie symboliczne znaczenie. Wynik wyborów faktycznie rozstrzyga się w mniej więcej siedmiu stanach. Oznacza to, że podczas kampanii wyborcy pozostałych 43 stanów oraz Dystryktu Kolumbii, mogą nigdy nie zobaczyć kandydata na prezydenta.
W obecnych wyborach za stany wahające się, uznaje się:
- Nevadę,
- Michigan,
- Georgię,
- Karolinę Północną,
- Pensylwanie,
- Wisconsin.
537 głosów
Amerykańskie wybory w 2000 roku uwidoczniły wszystkie paradoksy systemu elektorskiego. Starcie demokraty Al Gore’a z republikaninem George’em W. Bushem zobrazowało najgorsze cechy tego systemu. Choć demokrata zdobył 48,38% głosów powszechnych, a republikanin 47,87%, to Bush uzyskał 271 głosów elektorskich, podczas gdy Gore otrzymał ich 266. Aby jeszcze bardziej uwypuklić kuriozum tej sytuacji trzeba spojrzeć na Florydę, czyli stan, który zadecydował o wyniku tych wyborów. Bush wygrał tam różnicą 537 głosów, co oznacza, że w teorii każdy oddany głos był niezwykle istotny dla końcowego wyniku. Jednocześnie jednak około 540 tyś. głosów więcej oddanych na Al Gore’a w całym kraju nie miało wpływu na ostateczny rezultat.
Zarys problematyki wyborów na Florydzie w 2000 roku przedstawił Billy Corben w filmie dokumentalnym 537 voters.
Amerykańska demokracja
Stany Zjednoczone, postrzegane jako ostoja demokracji na świecie, są w rzeczywistości jednym z najbardziej niedemokratycznych krajów. Państwo systemowo klasyfikuje wyborców na ważnych i ważniejszych. Stan, w którym ktoś się urodził, predefiniuje to, czy będzie się miało jakkolwiek wpływ na politykę krajową. A samym państwem może rządzić osoba wybrana przez mniejszość, a nie większość.
Poprzednie artykuły: ,,Lewicowy konserwatysta” czyli paradoks Tima Walza, Kennedy na receptę, Harris vs Trump