Zbombkowani w listopadzie – kto zaczął święta?

Humphrey Muleba, źródło: pexels.com

31 października o godzinie ósmej rano na sklepowych półkach wciąż kurzyły się resztki dyń, słodyczy o odrażających kształtach i strasznych dekoracji. Tego samego dnia wieczorem weszłam do sklepu po raz drugi, a dotychczasowa ekspozycja już zniknęła. Wszędzie stały pudła i można by pomyśleć, że zgodnie z kalendarzem, półkami zawojują artykuły związane ze Świętem Niepodległości. Nic bardziej mylnego. Na drugi dzień moim oczom okazały się bombki we wszystkich możliwych kolorach i kształtach. Jest listopad, zaczynamy święta.

Bożonarodzeniowy asortyment pojawił się już we wszystkich możliwych sklepach. Otaczają nas kubki w renifery, sztuczne choinki, czekoladowe Mikołaje, a nawet…świąteczne promocje. Wcześniejsze wprowadzenie świątecznej atmosfery, w ostatnich latach, zyskało na popularności. Czy to czysty wpływ wszechobecnego konsumpcjonizmu, a może sposób na odwrócenie naszej uwagi od jesiennej chandry? Jedno jest pewne, wcześniejsze wprowadzanie świąt ma zarówno swoich przeciwników jak i zwolenników.

W Polsce spotkałam się z większością krytycznych głosów na ten temat. Nie jest to nic dziwnego, zważywszy na fakt, że jesteśmy po uszy zanurzeni w katolickiej tradycji i Polacy Boże Narodzenie bardziej kojarzą z religią, niż z jakimkolwiek innym aspektem świąt, a odliczanie do świąt rozpoczyna się wraz z początkiem Adwentu (w tym roku 27 listopada). Ponadto wiele osób twierdzi, że przedwczesne przystrajanie domów pozbawia nas ekscytacji, z jaką wiąże się oczekiwanie na święta, a tym samym zabija ich ducha i kończy rozczarowaniem, kiedy wigilijna kolacja nie będzie odpowiadać, budowanym od listopada świątecznym oczekiwaniom.

David Guerrero, źródło: pexels.com

Istnieje również druga, zdecydowanie bardziej pozytywna grupa ludzi, którzy są zwolennikami wcześniejszego wprowadzania świątecznej atmosfery. To właśnie te osoby znają sekret, który sprawia, że jesienna melancholia im niestraszna. Naukowcy potwierdzają – wcześniejsze stworzenie sobie atmosfery świąt sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi! Kolorowe ozdoby, prezenty, wesołe piosenki, grzane wino i gorąca czekolada to rzeczy, z którymi kojarzą nam się święta, a równocześnie w obliczu których nie skupiamy się na depresyjnej pogodzie za oknem. Nie da się ukryć, że biznesy na tym korzystają, gdyż szczęśliwie wypełnieni duchem świąt chętniej ulegamy pokusom i wpadamy w wir zakupów (szczególnie gdy sklepy sprytnie przeceniają swój asortyment). Ale czy komuś to szkodzi? Uparciuchy mogą zrezygnować z wycieczki do centrum handlowego w tym okresie lub kontrolować swoje zakupowe zapędy i kupić jedynie niezbędne rzeczy. Dla chcącego nic trudnego.

Osobiście kojarzę święta z ciepłem i szczęściem, a bożonarodzeniowe ozdoby sprawiają mi niesamowitą frajdę. Lubię wrócić wieczorem do pokoju oświetlonego lampkami i odpalić świeczkę o jakimś korzennym zapachu. Robię to już od dobrego tygodnia, a mamy połowę listopada. I wiecie co? Nie mogę się już doczekać, aż ubiorę choinkę. Może dałam się zmanipulować wielkim marketingowcom i ulegam wpływom konsumpcjonizmu, ale jeśli sprawiają oni, że jestem szczęśliwsza to chapeau bas dla nich i niech dalej tak działają, bo robią kawał dobrej manipulacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

9 − 8 =