Jak studiować, by nie zwariować? – sesja edition
3 min readW końcu nadszedł czas sesji. Studenci w całej Polsce, walczą sami ze sobą, aby nie rzucić studiów. Każdy dzień, aż do ostatniego egzaminu, wiąże się z nerwami, nieprzespanymi nocami i płaczem nad notatkami (zazwyczaj uzyskanymi od starszych roczników lub znajomych z roku). Przez cały semestr imprezowałeś i nie uważałeś na wykładach? Nie wiesz jak przetrwać ten stresujący okres egzaminów? Ja też nie wiem.
To nie jest poradnik, na temat tego jak być dobrym studentem. Nie odnajdziecie tu również motywacyjnych cytatów, które zmobilizują was do nauki, a sposobów na skuteczną naukę ewidentnie nie znam, więc również nie byłabym dobrym źródłem informacji. Za to, w okresie sesji, jestem stereotypową studentką.
Mój pokój to istny chaos. Notatki można znaleźć w nim wszędzie: na łóżku, na ścianie, a niektóre, te podarte z nerwów, znajdują się w koszu. Nie jest to środowisko, które sprzyja nauce. Jednak się tym nie martwię, posprzątam go wtedy, kiedy będę miała najwięcej nauki, a na drugi dzień – egzamin. Kto wie, może nawet umyje okna. W końcu czego się nie robi, dla większego komfortu nauki.
W październiku mówiłam, że będę się uczyć na bieżąco. W listopadzie powiedziałam, że nadrobię wszystko podczas przerwy świątecznej. W styczniu przeklinam wszystkich i wszystko, próbując nadrobić cały semestr w jedną noc. Zdanie sesji w pierwszym terminie stało się marzeniem, a nie celem. Tym też się nie przejmuję, przecież są drugie terminy, a potem jeszcze sesja poprawkowa. W końcu komu zależy na tym, żeby mieć więcej czasu wolnego i nie musieć się przejmować poprawką. Zapytacie: co ze zmęczeniem? Odeśpię na wykładach.
W ciągu tych dwóch tygodni prześpię tyle, co w ciągu jednego dnia po Openerze (mój rekord to 22 godziny, może być ciężko tyle przespać w czasie sesji). Moja lodówka jest świetnie zaopatrzona i pomoże mi przetrwać te wszystkie noce. Znajdziecie w niej: pół półki energetyków, ser i ketchup. W szafce natomiast chleb tostowy i zupki chińskie. Czas, który musiałabym przeznaczyć na gotowanie, zdecydowanie wolę wykorzystać na udawanie, że się uczę. To z troski o swoje wykształcenie pakuję w siebie niezdrowe jedzenie. W sumie, tym też się nie przejmuję, wejście na wagę po sesji może być zaskoczeniem, pozytywnym lub negatywnym – to już zależy od indywidualnych preferencji.
Każdy z was się pewnie zastanawia: ale o co tu chodzi? Po pierwsze piszę ten artykuł, żeby nie uczyć się do egzaminu. Po drugie jest to mój sposób na wyładowanie frustracji spowodowanej sesją. Ale jest też trzeci powód powstania tego artykułu, prawdopodobnie najważniejszy. Wszyscy jesteśmy zestresowani nie tylko samymi zaliczeniami, ale standardami, które społeczeństwo przed nami stawia. Twórcy w Internecie, po raz kolejny, ukazują nam jedynie pozytywne aspekty swojego życia, tym razem związane z nauką: dobra organizacja czasu, kolorowe notatki, wymyślne sposoby nauki, zdrowe produkty, które „wspomogą naszą pamięć”. Artykuł jest przypomnieniem, że jeśli wasze sesyjne życie tak nie wygląda, to nie jesteście sami. Większość z nas ma całkowicie inne wrażenia z tego okresu, mimo tego, że mało kto o tym mówi, w przestrzeni publicznej.
W sumie to jednak mam dla was jedną, dla mnie bardzo ważną, poradę: nie przejmujcie się! Zawsze są drugie i trzecie terminy, wyspać się można po sesji, a my przetrwamy ten stresujący czas (miejmy nadzieję). Może zdamy ja nawet w pierwszym terminie? W końcu cuda się zdarzają.