(Nie)Ironicznie#7 – (Non) Konformizm
8 min readZbliżają się święta, czyli czas powszechnego cynizmu, kiedy spotykamy się z rodziną, którą nie bez powodu zapraszamy tylko raz do roku. To również okres beztroskiego leniuchowania, jak na złość trwającego znacznie za krótko. W tym ogólnym przedświątecznym zabieganiu, które poprzedza wspomniane „byczenie się”, przeplatane momentami libacji i detoksu, zapewne nie zwróciliście uwagi na (celowe) błędne użycie słowa „cynizm” w pierwszym zdaniu tego tekstu.
(Edytorka zakrztusiła się kawą, zaklęła siarczyście i przystąpiła do poprawiania własnej poprawki)
Cytując słownik PWN:
cynizm [gr.],
filozofia cyników; także postawa życiowa polegająca na nieuznawaniu powszechnie przyjętych w danej społeczności wartości i na lekceważeniu uznanych instytucji społecznych, autorytetów i zachowań;
przyjęcie postawy cynicznej jest wyrazem przekonania, że przywiązanie ludzi do wartości i autorytetów ma charakter powierzchowny i wynika zwykle z niewiedzy, naiwności, mistyfikacji lub hipokryzji.
Mi cynizm kojarzył się zawsze pejoratywnie, jako coś, czym nie powinno się chwalić na pierwszej randce, bo, w przeciwnym razie, drugiej może już nie być. Nieco ironizując, z definicji jasno wynika, że pod cynizm można podciągnąć zachowanie kiboli Arki, rzucających w Uznaną Instytucję Społeczną – Policję, a dokładniej jej reprezentację, czyli pododdział zwarty OPP – naprzemiennie inwektywami i kostką brukową.
Zdecydowanie bardziej pozytywnie kojarzy się za to nonkonformizm – może z uwagi słabsze konotacje filozoficzne od cynizmu albo z racji na jego literową długość, która, jak wieść gminna niesie, ma kolosalne znaczenie. Cytując PWN:
nonkonformizm,
odrzucenie przez jednostkę przyjętych przez grupę norm, wartości i celów;
nonkonformizm bywa rozumiany jako publiczne, celowe działanie jednostki lub jednostek, niezgodne z przyjętymi regułami społ. i mające na celu wywołanie zmiany społ. (np. działania przywódców reformatorskich ruchów społ. lub rel.).
Definicja podkreśla tu zmianę, w aspekcie której cynizm nie szuka sprawczości, a jedynie przygląda się z dystansu kondycji społeczeństwa, ograniczając się do komentarza.
Wydaje mi się, że to jest ten „prawdziwy” powód, dla którego nonkonformista jest figurą społecznie aprobowaną… ale jedynie jako konstrukt. Kiedy myślimy o innowatorach, o ludziach „idących pod prąd”, prowokatorach zmian społecznych – podziwiamy ich hart ducha i niezłomność w walce z przeciwnościami. Lecz, kiedy taki nonkonformista zagnieździ się w naszej firmie i zaczyna utylizować niezbędne do życia plastikowe mieszadełka do kawy, w myśl światłej idei ratowania żółwi morskich, kończy się nasz podziw a zaczyna palenie na stosie – dosłownie i w przenośni, patrz: Jan Hus.
Wbrew wszystkim internetowym coachom, życie na własnych zasadach i chodzenie pod prąd nie jest dziś takie proste. Mocno spolaryzowane życie polityczne wymusza na nas obranie strony i nie pozwala na wytyczanie nowych ścieżek, omijających skrajności. Polityczne stało się nawet zdrowie i życie ludzi, których od śmierci z chorób i zimna ratowali nonkonformiści, tacy jak Medycy na Granicy.
– A kto kazał tym ludziom siedzieć w polskim lesie? – student kulturoznawstwa obudził się z letargu.
Lepszym pytaniem byłoby: „co?”. Wojna, prześladowania, chęć polepszenia jakości życia…to samo, co przechodzili nasi pradziadkowie i prababcie, a może nawet dziadkowie. Ale tak naprawdę to nie ma znaczenia. W tej sytuacji liczy się artykuł 38 Konstytucji RP:
Art. 38.
Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia.
Nie „każdemu obywatelowi”, „każdemu człowiekowi”…
W konwencje o ochronie praw człowieka zagłębiać się już nie będę, bo Trybunał Konstytucyjny może w każdej chwili uznać je za niezgodne z Konstytucją RP (co nie znaczy, że uzna). Zastanawiam się jedynie, która z setek możliwych interpretacji wspomnianego artykułu uzasadniałaby zaniechania humanitarne polskiego rządu. To wyzwanie dla Was, studenci prawa.
Usuwając politykę na bok, dziwne uczucie – nazywać lekarzy, pielęgniarki, ratowników medycznych i kwalifikowanych „nonkomformistami”, prawda? Na tym polega przecież ich praca. Podejrzewam, że sami nie czują się jakoś specjalnie. W ich wypowiedziach padały jednak słowa niezgody na zastaną sytuację i silna motywacja wewnętrzna do robienia tego, co umieją najlepiej. Można powiedzieć, że obecnie ratowanie życia to postawa nonkomformistyczna, na którą nie każdy jest w stanie się zdobyć…choćby w codziennym życiu, niekoniecznie w podlaskich lasach.
WMKA
Choć wolności i prawa obywatelskie nie są obecnie formalnie ograniczane, jak to miało miejsce podczas stanu wojennego, którego czterdziestą rocznicę ogłoszenia obchodziliśmy w zeszły poniedziałek (13 grudnia), systematycznie napotykam sytuacje „samoograniczania się” ludzi. Opracowałem nawet własną teorię: „Wymiarowy Model Konformizmu Arasimowicza”, który w dostępny sposób opisze spektrum zachowań przejawianych przez ludzi.
Wymiar to taka kreska, która ma dwa przeciwstawne końce. Do psychologii wprowadził ją podobno Wilhelm Wundt, ale to mało istotne. W WMKA (czyt. wuemka) na jednym biegunie znajduje się „dupowłazizm” jako ekstremalny przejaw postawy konformistycznej, a na przeciwnym nonkonformizm wraz z „podprądyzmem”, jako postawa teoretycznie hołubiona i szanowana.
Piszę „teoretycznie”, bo w zetknięciu z brutalną i niewyidealizowaną rzeczywistością więcej korzyści przynoszą zachowania bliższe „dupowłazizmowi”. Są też, po cichu, aprobowane awansami zawodowymi i społecznymi, bo od stuleci przyjemnie łechcą ego szefów i przywódców.
Jakiś przykład? Proszę bardzo! Wyobraźcie sobie, że jesteście redaktorem gazety studenckiej i przypadkiem dowiadujecie się, że wasz Naczelny robi film i zbierana na niego fundusze. Licząc na osobiste korzyści, pod pozorem pisania nazbyt rozbudowanego tekstu o filozoficznym zabarwieniu, wplatacie do niego link do filmowej zrzutki, jednocześnie zapewniając, że Kacper jest godny zaufania i śmiało możecie powierzyć mu Wasze pieniądze.
Na szczęście w CDN nie jest to możliwe, bo, pomimo starań, Naczelny nie jest w stanie zapewnić mi nawet korzyści w postaci pseudo-profesjonalnej legitymacji dziennikarskiej, z uwagi na odmowę przyznania środków przez Dziekana WNS.
A tak przy okazji, zupełnym przypadkiem kolejne śródtytuły będą miały filmowe konotacje. Żebyście nie zapomnieli…
Dzięki władzom UG, naszej redakcji „dupowłazizm” nie grozi, co nie znaczy że cały świat akademicki jest od niego wolny. Na najbliższym nam poziomie chodzi mi o bezrefleksyjne uleganie autorytetom, czyli wykładowcom, które objawia się brakiem krytycyzmu i niewyrażaniem własnego zdania (czy to „dla świętego spokoju”, czy przez lęk).
Winię za to ponoszą folwarczne relacje w edukacji, do których jesteśmy warunkowani już jako dzieci, chociażby poprzez podnoszenie ręki, aby odpowiedzieć, czy wyjść do toalety. Stosunek „pan –podwładny” przez lata nauki utrwala się i naturalnie wpasowuje w relacje wykładowca – student. Choć studia się kończą, konformizm trwa w najlepsze, przechodząc na dorosłe życie zawodowe.
– No i co z tym chcesz niby zrobić? – zaśmiał się student kulturoznawstwa. – Własną frustracją świata nie zbawisz…
A może by zacząć od zmiany stosunków akademickich, którą na własną rękę prowadzą już niektórzy wykładowcy? Po co tworzyć dystans? Czy nie lepiej skupić się na partnerskich relacjach między stronami procesu edukacyjnego? Oczywiście, że nauczyciele akademiccy posiadają większą wiedzę od studentów, ale nie znaczy to, że powinni być nieomylnymi półbogami. Konstruktywna krytyka wykładowcy czy materiału nie powinna wiązać się z konsekwencjami urażenia ego profesora, wręcz przeciwnie, należy ją doceniać jako wyrażanie własnego zdania i przejaw myślenia studenta, a nie jedynie odtwarzania literatury. Relacja partnerska nakładałaby na wykładowców pewną odpowiedzialność, a mianowicie „staranie się”. Jako pan i władca, nauczyciel może mieć studenta w głębszym poważaniu niż (stereotypowa) Pani z Dziekanatu, natomiast w sytuacji partnerskiej starania ze strony ucznia wymagają takiej samej odpowiedzi ze strony wykładowcy i vice versa. Pytanie, czy mentalność akademików pozwala na taką zmianę?
Cierpi na tym edukacja.
Cytując socjologa, Michała Dobrołowicz z Uniwersytetu Warszawskiego:
[…] należy zauważyć, że osoby stosujące strategię konformistyczną potwierdzają, że – zgodnie z przyjętą przeze mnie tezą – mają trudności związane z wczesnym usamodzielnieniem się, wyprowadzeniem od rodziców i założeniem rodziny. Ich reakcja polega na świadomym odroczeniu tych kroków i przełożeniu ich na kolejne lata. Z drugiej strony, na edukację osoby te patrzą często jak na element, któremu nie przypisują decydującego znaczenia dla losów ich karier; są jednak do niego przywiązani przez siłę tradycji, przyzwyczajenia, a może przede wszystkim z tego względu, że formalne wykształcenie stanowi ważną część składową popularnego modelu kariery młodych osób.
Czy to przez strategię konformistyczną nie wynosimy nic ze szkoły (poza kablem rj45 – cytując klasyka)? A może szkoła nie przygotowuje nas do wyzwań rynku pracy i jest tylko potrzebna, bo tak się umówiliśmy? Po co co nam edukacja?
– No po co? – zapytał student kulturoznawstwa próbując zaspokoić potrzebę poznania.
Przekornie pozostawię to jako pytanie retoryczne, bo podejrzewam, że ile czytelników, tyle odpowiedzi.
„WMKA. Ostateczne starcie”
Skupmy się na drugim biegunie „wuemki”, który już częściowo omówiłem wyżej.
Czy studenci są wyłącznie konformistami i przyszłymi „dupowłazami”? No nie!
Nawiązując do zeszłorocznych wydarzeń dotyczących prawa aborcyjnego w Polsce, wielu studentów UG uczestniczyło w manifestacjach, które wyczerpywały znamiona celowych działań jednostki lub jednostek, niezgodnych z przyjętymi regułami społecznymi i mających na celu wywołanie zmiany społecznych. Odzew niezgadzającej się z linią obecnej władzy w sprawie aborcji części społeczeństwa był i jest nadal silny. Niestety, w mojej opinii, często przyjmuje formę antykonformizmu, czyli bezkrytycznego odrzucaniu ogólnie przyjętych reguł i wzorów postępowania. Odrzucając presję jednej grupy, poddajemy się innej, głoszącej odmienne poglądy – czyli de facto wpadamy znów w konformizm.
– A może ja chcę?! Dobrze mi, jak jest! Nie potrzebuję zmian – student kulturoznawstwa poczuł się zaatakowany.
Każdy ma prawo do własnego stylu życia. Nie chcę ci niczego narzucać, ale wydaje mi się, że korzystna dla nas wszystkich byłaby obecność większej ilości nonkonformistów w przestrzeni publicznej, w szkole, na uczelni, w Polsce. Bez nich będziemy utrzymywać status quo, co przeczy idei rozwoju. Nie chcę zabrzmieć zbyt górnolotnie, ale bez prowokatorów zmian, idących pod prąd, nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach, co przy obecnej pogodzie raczej nikomu by się nie podobało.
„Kevin sam… i bez domu”
Jako, że czytacie (Nie)Ironicznie, poruszę jeszcze jeden temat związany ze świętami i nonkonformizmem, a mianowicie świąteczną sytuację bezdomnych. Chciałbym zwrócić uwagę na fajną inicjatywę dominikanów z Duszpasterstwa Górka – „Wigilia z Osobami potrzebującymi i w kryzysie bezdomności”. Jeśli któreś z was chciałoby pójść pod prąd i dać trochę magii świąt bezdomnym z Gdańska, zachęcam do odwiedzenia strony Duszpasterstwa na Facebooku.
„Mistrz hipokryzji ucieka”
Jeśli natomiast chcecie zrobić prezent osobie, która przymyka oko na (nie)ironiczne wybryki Redaktora, zachęcam do wsparcia filmu Naczelnego.
– Zdrowych i Wesołych, jeśli obchodzicie… – dorzucił student kulturoznawstwa, który dorwał się do grogu.
A jeśli nie, to po prostu odpocznijcie i spędźcie trochę beztroskiego czasu z tymi, z którymi chcecie (a nie, musicie).
Życzy Redaktor – zupełnie (Nie)Ironicznie…