Niezbadane oblicza Wysp Owczych w muzycznym wydaniu – relacja z koncertu Eivør!

źródło: gaffa.dk / Sigga Ella

Eivør fot. gaffa.dk / Sigga Ella

Pop, indie, electro, folk. Zapytacie co, albo kto, łączy nazwy tych czterech słów. Niewątpliwie jest to wokalistka pochodząca z Wysp Owczych, a przede wszystkim jej muzyka, która po prostu brzmi jak z innej planety. Zapraszam na relację z koncertu Eivør w Gdańsku!

Przed otwarciem drzwi i samym koncertem supportującym pojawiło się bardzo dużo osób, które chciały jak najszybciej wejść do środka. Przed rozpoczęciem dość oblegany był także sklep z płytami, koszulkami i innymi gadżetami. Ja sam postanowiłem wzbogacić swoją płytową kolekcję o dwie płyty Eivør. Wszystko w gdańskim klubie B90 rozpoczął się punktualnie – to chyba dość rzadkie zjawisko! Występ głównej gwiazdy wieczoru poprzedził support polskiej artystki młodego pokolenia, czyli LUNY. Podczas 30-minutowego show zaprezentowała kilka swoich autorskich utworów – zarówno w języku polskim, jak i angielskim. Nie zabrakło tych najbardziej znanych jak „Zgaś”, czy „Wirtualne Przedmieście”. Całość bardzo nowoczesna, światowo brzmiąca, muzyka o nieco kosmicznym, elektronicznym klimacie. Ta dziewczyna już dużo osiągnęła, przede wszystkim na platformach streamingowych, i zapewne niebawem osiągnie jeszcze więcej.

Zgodnie z planem, punktualnie o godzinie 21:00, na scenie pojawiła się Eivør, wraz z trzyosobowym zespołem. To jest idealny przykład skandynawskiej punktualności! Koncert, który miał odbyć się już rok temu, promował krążek „Segl”, wydany we wrześniu 2020 roku, czyli ponad rok temu. W mojej relacji nie omawiam samego albumu, a koncert, jednak warto wspomnieć, że tytuł płyty oznacza „Żagiel” i opiera się na doświadczeniach i przeżyciach, które zaszły w życiu artystki od czasu muzycznego debiutu, który miał miejsce ponad 20 lat temu! Z tego wydawnictwa na scenie usłyszeliśmy między innymi: „Hands”, które wokalistka zaprezentowała na siedzącą, bez obecności kolegów z zespołu. Pojawiło się także „Only Love”, które na płycie Eivør wykonuje w duecie z islandzkim artystą Ásgeir’em. Nie zabrakło też nieco żywszych propozycji jak „Sleep on It”, czy „Nothing to Fear”, które współkomponował światowy producent Jimmy Harry, który pisał dla takich gwiazd jak P!ink, Madonna, czy Kylie Minogue.

Poza promocją nowego wydawnictwa pojawiły się najbardziej znane i znaczące dla artystki piosenki. W niesamowitych, instrumentalnych aranżacjach mogliśmy usłyszeć między innymi: zaśpiewane po farersku „Í Tokuni” i „Salt” pochodzące z prawdopodobnie najlepszego krążka, czyli „Slør” z 2015 roku. Sięgnięto też po jeszcze starsze, ale jak dobre i klimatyczne piosenki, czyli „Falling Free” i „True Love”, z płyty „Room” wydanej w 2012 roku. Eivør bardzo ciekawie dobrała utwory, jeśli chodzi o język. Farerski i angielski bardzo dobrze ze sobą współgrały i przenikały się między kolejnymi piosenkami. Wszystkie aranżacje były świetnie przygotowane, koncert był wypełniony rozbudowanymi wstawkami instrumentalnymi, a wokalistka sama grała na gitarze, używała także sprzętu do modulacji głosu, przy niektórych utworach sięgała też po charakterystyczny dla niej bęben szamański. Artystka była spontaniczna, bawiła się tym, co robi, dało się zauważyć, że ma ogromne doświadczenia na scenie i uwielbia kontakt z publicznością, który także bardzo dobrze potrafiła podtrzymać. Już na samym początku wspominała, jak bardzo nie mogła doczekać się na trzy koncerty w Polsce, bowiem ceni sobie polską publiczność i jej reakcje. Po jednej z pierwszych piosenek Eivør zorientowała się, że ułamał jej się kawałek paznokcia i nie będzie w stanie zagrać na gitarze, po którą właśnie w tamtym momencie sięgała. Żartując i śmiejąc się z samej siebie, zapytała, czy ktoś posiada przy sobie pilniczek do paznokci i chce uratować jej życie i dzisiejszy koncert. Na scenie bardzo szybko pojawił się ten jakże niezbędny wtedy przedmiot, jednak nie wrócił już do właścicielki. Autograf na zwracanym pilniczku to byłoby coś!

Był to drugi koncert Eivør, na którym miałem okazję się pojawić. Ciężko je porównać, ze względu na miejsce, bowiem wcześniejszy jej koncert w Gdańsku odbywał się w Teatrze Szekspirowskim, którego budowa i styl zupełnie inaczej, według mnie zdecydowanie lepiej, wpływał na odbiór koncertu i po prostu bardziej pasował do stylu muzyki, jaki prezentuje wokalistka. Mała klubowa przestrzeń nie była najlepszym rozwiązaniem, ale jest to jedyna rzecz, o której można tutaj dyskutować. Nagłośnienie i oprawa były bardzo dobre, jak na klubowe warunki. Pochodzenie artystki i samo oblicze Wysp Owczych zdecydowanie odciska piętno na twórczości Eivør. Koncert jak i sama muzyka godne polecenia. Magicznie i mistycznie, momentami etnicznie i mrocznie. Jej występy i muzyka to uczucie nie do opisania, to krajobrazy przyrody — dzikich zwierząt, dolin, klifów, wiatru, czy fal morza Wysp Owczych. To po prostu muzyczna podróż w tamte rejony! 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *