12/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Lewis Hamilton wygrywa najbardziej absurdalny wyścig w tym sezonie

8 min read

twitter.com/F1

twitter.com/F1

Lewis Hamilton po raz kolejny wychodzi obronną ręką z walki z Maxem Verstappenem i zwycięża w pierwszym w historii Grand Prix Arabii Saudyjskiej. Brytyjczyk zrównał się punktami z Holendrem przed ostatnią rundą tego sezonu.

 

Arabski tor Jeddah Corniche Circuit gościł również w ten weekend kierowców Formuły 2, którzy jako pierwsi pokazali próbkę możliwości ścigania na tym torze. Samochód bezpieczeństwa oraz czerwone flagi to wydarzenia, do których każdy widz przywykł. Obiekt autorstwa Carstena Tilke okazał się być bezlitosnym dla zawodników. Niemal każdy błąd kończył się uderzeniem w bariery i rozbiciem.

Banda zatrzymała Verstappena w drodze po Pole Position

Kwalifikacje rozpoczęły się od sensacyjnego odpadnięcia duetu Astona Martina w Q1. Kolejne problemy dopadły kierowców Ferrari. Carlos Sainz popełnił dwa dość spore błędy, które poskutkowały dopiero 15. pozycją dla Hiszpana. Następnie Charles Leclerc wypadł z toru podczas Q3 w zakręcie 22. i z hukiem rozbił się o bariery, szczęśliwie wychodząc z bolidu o własnych siłach. Jednak największą uwagę skupił na sobie Max Verstappen. Kierowca Red Bulla podczas swojego finałowego okrążenia w kwalifikacjach jechał po absolutnie rekordowy czas. Niestety zbyt agresywnie wyjechał z ostatniego 27 zakrętu i uderzył prawym tylnym kołem w bandę, powodując uszkodzenia zawieszenia uniemożliwiające dalszą jazdę. To spowodowało, że Mercedes zdobył pierwszy rząd na starcie niedzielnego wyścigu, a Lewis Hamilton swoje 103. Pole Position w karierze. Zapowiadało się więc, że czeka nas ekscytująca rywalizacja w niedzielny wieczór.

twitter.com/F1

Z czerwonymi flagami za pan brat

Wyścig rozpoczął się niespodziewanie spokojnie, bez większych kolizji i incydentów…do czasu. Ponownie zakręt 22. Tym razem padło na Micka Schumachera, kierowcę Haasa. Sytuacja identyczna jak z Leclerciem w kwalifikacjach. Na tor od razu wypuszczono samochód bezpieczeństwa, co wykorzystali zawodnicy Mercedesa, którzy zjechali na zmianę opon. Odwrotnie zrobił jednak Verstappen. Jak się okazało, opłaciło mu się to, gdyż kółko później dyrektor wyścigu Michael Masi postanowił wywiesić czerwoną flagę i rywalizację wstrzymano. Trzeba było zebrać bolid z toru oraz naprawić barierę, którą uszkodził Mick. To była świetna sytuacja dla Maxa, gdyż mógł on wymienić opony bez utraty pozycji. Oczywiste jest, że Lewis był wściekły z tego powodu i miał pretensje do swojego zespołu o zjazd do alei serwisowej okrążenie wcześniej. Po 20 minutach przerwy wznowiono ściganie. Restart odbywał jak zawsze z pól startowych. Fantastycznie ruszył Hamilton, który od razu wyprzedził Verstappena, ale Holender nie zamierzał odpuszczać i próbował jeszcze ratować swoje prowadzenie, ścinając  drugi zakręt. Zablokował on tym manewrem Brytyjczyka, którego w dodatku wyprzedził jeszcze Esteban Ocon, kierowca Alpine. Za ich plecami działo się równie dużo. Najpierw w kleszcze wzięto Sergio Pereza, który został zahaczony przez Charlesa Leclerca, a po uderzeniu w bandę nie był w stanie on kontynuować jazdy. Zawodnicy jadący na tyłach stawki zaczęli zwalniać, aby ominąć stojącego w poprzek toru kierowcę Red Bulla. Niestety nie zauważył tego Nikita Mazepin, który wleciał w tył bolidu George’a Russella, wykluczając siebie i jego z rywalizacji. Okazało się więc, że w jednym incydencie, rozbiły się aż trzy bolidy na wyjściu z trzeciego zakrętu. Tym razem od razu pokazano czerwoną flagę bez wcześniejszego samochodu bezpieczeństwa. Zawodnicy wrócili więc raz jeszcze do alei serwisowej.

Oferty od dyrektora wyścigu i największa kontrowersja roku

Kiedy porządkowi sprzątali resztki bolidów leżące na torze, to Masi postanowił na własną rękę, jeszcze przed interwencją sędziów, zająć się nielegalnym wyprzedzaniem Verstappena poza torem. Zaoferował on szefostwu Red Bulla zamianę miejscami Maxa z Lewisem, co oznaczało, że Ocon ma ruszyć do kolejnego restartu z pierwszego pola. Zespół obawiając się kary, zgodził się na taką zmianę. Po kolejnej długiej przerwie znowu wystartowano wyścig. Max popisał się kapitalnym startem i do pierwszego zakrętu znowu był liderem, jednak tuż za jego plecami znowu pojawił się Lewis. To zwiastowało kolejną walkę między dwoma pretendentami do tytułu. Przez kolejnych kilkanaście okrążeń rywalizacja nieco się uspokoiła. Kolejne apogeum nastąpiło na początku 38 okrążenia. Lewis przy użyciu systemu DRS zaatakował do pierwszego zakrętu Maxa, jednak ten znowu postanowił bronić się za wszelką cenę. Przestrzelił hamowanie i ściął drugi zakręt, co naturalnie wywołało ogromną frustrację u Brytyjczyka. Pod koniec tego samego okrążenia Holender przez radio dostał od swojego inżyniera wyścigowego informację, aby w sposób strategiczny przepuścić Lewisa za ten ostatni manewr. I tu dochodzimy do największej kontrowersji w tym wyścigu, szeroko komentowanej jeszcze przez kolejnych kilka dni w internecie. Max zaczynał zwalniać na dojeździe do ostatniego zakrętu, chcąc przepuścić Lewisa, zgodnie z poleceniem od zespołu. Pamiętajmy, że poproszono go o zrobienie tego strategicznie. Stąd też kierowca Red Bulla odpuścił jeszcze przed linią detekcji DRSu, aby po oddaniu pozycji móc ją odzyskać na prostej startowej. Lewis jednak nie zorientował się w sytuacji i uderzył w tył bolidu Maxa, jednocześnie uszkadzając sobie przednie skrzydło. Ikonicznym obrazkiem było ujęcie Toto Wolffa, szefa Mercedesa, który z wściekłości rzucił słuchawkami o blat swojego stanowiska. Po drugiej stronie szefostwo Red Bulla było w szoku, nie wiedząc, czy dalej muszą zamienić się miejscami z zawodnikiem Mercedesa. Na 42 okrążeniu dostali jednak polecenie, aby przepuścić Hamiltona. Max ponownie zwolnił przed ostatnim zakrętem, dał się wyprzedzić, zyskując jednak DRS na prostej, a w dodatku przypuścił kontratak na Brytyjczyka, znowu wracając na pierwsze miejsce, czyli tak naprawdę oddał pozycję, ale zaledwie na kilka sekund. Absurd gonił absurd w niedzielny wieczór.

Mercedes ratuje podwójne podium

Na sprytne jakby się mogło wydawać zagrania Red Bulla i Verstappena nie dali się nabrać sędziowie, którzy po raz trzeci kazali oddać Maxowi pozycję na rzecz Lewisa. To się wreszcie udało na 43 kółku i panowie już bez zmian dojechali do mety w układzie Brytyjczyk przed Holendrem. Przy okazji sędziowie „nagrodzili” również Maxa karą 5 sekund za sytuację z 38 okrążenia. W międzyczasie Esteban Ocon wciąż jechał na trzeciej pozycji, mając jednak na plecach Valtteriego Bottasa, który wyprzedził go na ostatnich metrach rywalizacji. Fin po raz drugi w karierze zyskał pozycję po foto finiszu. Wcześniej taka sytuacja miała miejsce podczas GP Azerbejdżanu w 2017 roku, gdzie tuż przed linią mety wyprzedził on Kanadyjczyka Lance’a Strolla, awansując z trzeciego miejsca na drugie. Mimo wszystko czwarte miejsce to wciąż bardzo dobra lokata dla francuskiego zawodnika. Na pochwałę zasłużył również Antonio Giovinazzi, zawodnik Alfy Romeo, który ukończył wyścig na 9. miejscu. Pięknie tę rywalizację podsumował przez radio Lando Norris, ironicznie mówiąc: „What a wonderful race. Really, really, really good race today” (Cóż za wspaniały wyścig, naprawdę, naprawdę, naprawdę dobry wyścig dzisiaj). Był to jeden z najbardziej szalonych wyścigów ostatnich lat. Nie można w tym wszystkim niestety pochwalić dyrekcji wyścigu na czele z Michaelem Masim, który nie poradził sobie z całą tą napiętą sytuacją między Hamiltonem a Verstappenem. Jakby tego było mało, kilka godzin po zakończeniu wyścigu Max otrzymał karę 10 sekund doliczonych do czasu jego wyścigu za to, że Lewis uderzył w tył jego bolidu. Internet tego nie wytrzymał. Na Twitterze i Facebooku była absolutna wojna fanów jednego i drugiego kierowcy, a kolejne stacje telewizyjne wrzucały swoje analizy tego incydentu. Nie pomogło nawet dogłębne uzasadnienie sędziów włącznie z telemetrią z obu bolidów, która pokazywała, że Max dodatkowo jeszcze zwolnił w momencie, kiedy Lewis znalazł się tuż za nim. To był gorący medialny wieczór.

Title decider w Abu Zabi i zmiany w układzie toru Yas Marina

Jakkolwiek absurdalne by nie było GP Arabii Saudyjskiej, tak jest z tego wszystkiego jeden pozytyw. Maxem Verstappen i Lewisem Hamilton remisują ze sobą w klasyfikacji generalnej. Ostatni raz taką sytuację mieliśmy w 1974 roku pomiędzy Emersonem Fittipaldim i Clayem Regazzonim. Ostatni wyścig w danym sezonie wielokrotnie był decydujący o tytule. Brazylia 2008, Abu Zabi 2014, Abu Zabi 2016  to wszystko bardzo dobrze pamięta Lewis, gdyż były to momenty, w których walczył on o tytuł aż do samej flagi w szachownicę. Najbardziej bolesnym jest jednak rok 2016, gdzie przegrał on ze swoim kolegą zespołowym, Nico Rosbergiem o zaledwie pięć oczek. Zupełnie inaczej ma się sprawa z Holendrem. Max nigdy nie miał realnej szansy na zdobycie mistrzostwa. To będzie najbardziej elektryzujący weekend Formuły 1 od pięciu lat. Mercedes, mający już niemal w kieszeni tytuł konstruktorów, Verstappen kontra Hamilton. Będzie się działo. Trzeba też pamiętać, że tor Yas Marina w Zjednoczonych Emiratach Arabskich jest po sporych zmianach w swoim układzie. Obiekt skrócono, zmniejszono liczbę zakrętów, zwiększono średnią prędkość na okrążeniu, zmieniono krawężniki na bardziej agresywne i nieprzyjemne dla bolidów. Po zmianach na Yas Marina, na której w poprzednich latach nieco lepiej radził sobie Mercedes, układ sił może się zmienić. Nowe rozłożenie toru, remis w walce o mistrzowski tytuł, napięte relacje między Lewisem a Maxem. 

W niedzielę, chwilę po godzinie 16 powinniśmy znać odpowiedź na najważniejsze pytanie tego sezonu. Czy Hamilton zdobędzie rekordowy ósmy tytuł, czy Verstappen swój pierwszy w historii? Kto będzie skakał z radości i popijał szampana, a kto usiądzie z płaczem w kącie? GP Abu Zabi już w niedzielę od godziny 14:00 na antenie Eleven Sports!

twitter.com/F1

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zdjęcia z tekstu zostały usunięte z przyczyn niezależnych od autora publikacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwa × dwa =