Piękno przypadku – recenzja filmu „Między słowami”

https://www.filmweb.pl/

Kiedy samotność staje się nie do zniesienia? Odpowiedź jest prosta: wtedy, kiedy spotyka nas w gronie najbliższych. Wtedy, kiedy mamy świadomość, że zostaliśmy skazani na samodzielną walkę z natrętnymi myślami, problemami, nieprzepracowanymi traumami. Więź z bliską osobą nie zawsze eliminuje samotność, a czasem ją nawet potęguje. Czy zatem można choć na chwilę się od niej uwolnić w kontakcie z zupełnie obcym, przypadkowo spotkanym człowiekiem?

Odpowiedzi na to pytanie dostarcza dzieło filmowe „Między słowami” (w oryginale: Lost in Translation) według scenariusza i w reżyserii Sofii Coppoli. Coppola stworzyła bowiem jeden z najpiękniejszych filmów, traktujących o zagubieniu, samotności oraz poczuciu głębokiego niezrozumienia, ale i o stworzeniu wyjątkowej więzi, niwelującej wszystkie te problemy; więzi opartej na tzw. pokrewieństwie dusz dwojga głównych bohaterów. Trzeba przyznać, że taki zarys fabuły wygląda dość banalnie, ponieważ przypomina historie rodem z komedii romantycznych. Bo oto podstarzały aktor, Bob Harris (Bill Murray), przyjeżdża do Tokio w celu nakręcenia reklamy whisky i spotyka tam młodą absolwentkę filozofii, Charlotte (Scarlett Johansson), która przybyła do japońskiej metropolii w towarzystwie męża – fotografika (Giovanni Ribisi). Wydawać by się mogło, że takie połączenie bohaterów, a więc: mężczyzny w kryzysie wieku średniego oraz pięknej, młodej mężatki, nie do końca szczęśliwej u boku swojego partnera życiowego, bardzo łatwo można sprowadzić do przelotnego romansu zagubionych osób, poszukujących odskoczni od szarości dnia codziennego. Między Charlotte a Bobem nie dochodzi jednak to intymnego zbliżenia. Zamiast tego widz otrzymuje ogrom gestów pełnych czułości, takich jak: delikatne muśnięcia dłoni czy długie, przenikliwe spojrzenia. Tego rodzaju sceny najczęściej były realizowane na planie półzbliżenia (plan portretowy) lub zbliżenia, dzięki czemu wyjątkowa intymność relacji została należycie wyeksponowana. Choć akcja pozbawiona jest namiętnych uniesień, to z ekranu aż kipi od wzajemnej fascynacji bohaterów, którą można określić mianem wysublimowanego erotyzmuniemal nieobecnego we współczesnej kinematografii, ale za to pięknie wyeksponowanego przez reżyserkę, stanowiącego jednocześnie jeden z największych atutów filmu.

https://www.filmweb.pl/

Coppola bardzo zręcznie przedstawia też trzeciego bohatera, mianowicie – wielką, japońską metropolię, gdzie wszystko jest przesadzone, a mentalność ludzi zgoła odmienna od mentalności zachodniej. Choć Tokio zachwyca różnorodnością oraz tętni życiem, to paradoksalnie wprowadza Boba i Charlotte w stan głębokiej melancholii, alienacji, wysysając z nich resztki sił, pozwalających jakkolwiek egzystować. Bezsenne noce w towarzystwie trywialnych, japońskich programów telewizyjnych czy długotrwałe wpatrywanie się w przestrzeń z hotelowego okna, to tylko wierzchołek góry lodowej. Najgorsze jest stale towarzyszące poczucie niedopasowania, zarówno do środowiska tokijskiego, jak i do otoczenia najbliższych osób, implikujące dojmującą samotność, która zbliża do siebie bohaterów.

Muszę przyznać, że uwierzyłam w przedstawioną w filmie historię. Jednak nie doszłoby do tego, gdyby nie znakomite kreacje aktorskie: doświadczonego Murrey’a, ale i młodziutkiej Johansson. Doskonale potrafili oddać wszystkie emocje; nie tyle za pomocą słów (występujących zresztą w bardzo szczątkowej postaci), a dzięki subtelnej, naturalnej mimice. Dużą rolę odgrywał tutaj również sposób filmowania poszczególnych scen, kiedy „oko kamery” zatrzymywało się na jednym ujęciu dłuższą chwilę, stwarzając iluzję patrzenia na fotografię, umożliwiając tym samym dokładniejszą obserwację danych gestów. Autentyczność oraz niewymuszona swoboda gry pozwoliły aktorom stworzyć i przedstawić relację opartą na wzajemnym zrozumieniu, w której to, co najbardziej istotne, dzieje się właśnie między słowami.

W tym miejscu niektórzy skłonni są zadać pytanie o to, jakim rodzajem zażyłości można określić więź, łączącą głównych bohaterów – przyjaźnią czy miłością? Myślę jednak, że w przypadku filmu „Między słowami” nie ma to żadnego znaczenia. Relacja Boba i Charlotte jest enigmatyczna, pełna niedopowiedzeń oraz niejasności po to, by pobudzić ciekawość odbiorców. Ponadto odznacza się też krótkotrwałością i ulotnością, dzięki czemu – ponownie – ujmuje prawdziwością, bowiem bohaterowie nie udają kogoś, kim nie są ze względu na stale towarzyszące im widmo rozłąki oraz poczucie, że prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkają. Scena rozstania bohaterów za każdym razem mnie wzrusza, przypominając o tym, by być otwartym na znajomości nowe, niespodziewanie zawarte. Sofia Coppola skutecznie udowadnia, że epizodyczne, z pozoru nic nieznaczące, zdarzenia mogą wywrócić dotychczasowe życie do góry nogami, zupełnie zmieniając perspektywę patrzenia na świat i siebie samego. Zachęcam zatem, by przekonać się o prawdziwości tego stwierdzenia podczas seansu „Między słowami” – filmu dedykowanemu szczególnie miłośnikom kina wysublimowanego, niszowego, a także osobom wrażliwym oraz empatycznym.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzy × 5 =