„O wszystko zadbam”, reż. J Blakeson – recenzja
3 min readStosunkowo niedawno na polskim Netflixie pojawił się długo wyczekiwany film o dosadnym tytule: „O wszystko zadbam”. Skąd to zniecierpliwienie? Otóż stąd, iż wiele stron zajmujących się kulturą publikowało trailery podjudzające widza, aby obejrzał tę produkcję. Jestem jedną z tych osób, które dały się złapać w ten wir wyczekiwania. Głównie za sprawą Rosamund Pike, ale także oryginalnej historii, jaką przedstawia. Cóż, film obejrzany. Czy było warto czekać?
Zanim rozprawię się z jakością filmu i pozostałymi niuansami, nakreślę, o czym on jest. Fabuła jest doprawdy nowatorska i przemyślana. Twórcy wykreowali barwną postać Marli Grayson (Rosamund Pike), która w sprytny i oszlifowany sposób nagina prawo. Wykorzystuje swoją pozycję i niedołężność starszych osób, aby skonfiskować ich majątki, a następnie umieszcza ich w domach starców. Pełni w tym wszystkim rolę ich opiekunki. Jak łatwo się domyślić, wreszcie popełnia błąd. Natrafia na osobliwą staruszkę, która z pozoru wygląda niewinnie i bezproblemowo. Od tej pory na scenę wchodzą takie osobistości jak Dianne Wiest (znana z takich produkcji jak „Przemytnik” z Eastwoodem, czy też „Edwarda Nożycorękiego”) i Peter Dinklage (chociaż fani „Gry o tron” zobaczą w nim tylko Tyriona), którzy solidnie namieszają w życiu Marli.
Tak jak wspomniałam na początku – film zaintrygował mnie już samą Pike, która zachwyciła już w wielu produkcjach, np. w „Zaginionej dziewczynie”. Wiem, czego można spodziewać się po tej aktorce i myślę, że twórcy trafili w samo sedno, obsadzając ją w roli głównej. Natomiast fabuła, choć niespotykana i nieszablonowa, to jednak źle poprowadzona. O ile początek jest fascynujący i zadziwiający, tak z czasem entuzjazm opada.
Liczyłam na dobry humor, w końcu to czarna komedia, lecz tutaj również się zawiodłam. Mogę policzyć na palcach u jednej ręki, ile razy się zaśmiałam. Doprawdy, padały mało wykwintne żarty. Natomiast nie można zapomnieć, że jest to także thriller, nie jedynie komedia. Ta mroczna i niebezpieczna strona filmu jest już lepsza i bardziej wciągająca. Niestety dla mnie, miłośnika kryminałów, to było wciąż za mało. Obejrzałam ten film z dużym niedosytem i irytacją.
Zaletami „O wszystko zadbam” są oczywiście obsada i inwencja twórcza. Szkoda, że Blakeson nie dopracował swojego zamysłu. Koniec, który w prawdzie był lekko nieprzewidywalny – nie wcisnął mnie w fotel. Zabrakło „tego czegoś”, czyli elementu zaskoczenia. Wszystko jest prostolinijne, choć teoretycznie dużo się dzieje. Nawet Pike i Dinklage nie są w stanie uchronić tego filmu przed zatonięciem.
Zawiodłam się. Pozwoliłam się nakręcić marketingowcom, którzy w reklamach wyciągnęli z filmu najlepsze smaczki. Zachęcili mnie tym, a naiwna ja z maślanymi oczami wyczekiwałam dnia premiery. Wymęczyłam te dwie godziny spędzone na oglądaniu i wiem, że następnym razem nie dam się nabrać! Pamiętajcie, lepiej nie ekscytować się zawczasu, gdyż można się sromotnie zawieść.