O przeklinaniu bez tabu – Historia wulgaryzmów
2 min read6 stycznia na Netflixie swoją premierę miał serial „Historia wulgaryzmów”. Jeżeli widzieliście tę pozycję w zakładce „proponowane”, ale uznaliście, że nie chcecie marnować czasu na kolejny dokument pełen przydługich wstępów i skomplikowanych wypowiedzi ekspertów – nic bardziej mylnego! Czym właściwie jest nowy show Netflixa i czy warto wziąć tę, niecodzienną skądinąd, produkcję pod uwagę? O tym wszystkim przeczytacie w poniższej recenzji!
„Historia wulgaryzmów” to miniserial składający się z 6 odcinków trwających po 20 minut, z czego każdy prezentuje inne anglojęzyczne przekleństwo. Z tego również względu uprzedzam każdego ewentualnego czytelnika poniżej 16 roku życia – według sugestii Netflixa, pozycja ta nie jest dla Was wskazana. Powracając jednak do samej konwencji „Historii…”, ma ona charakter komediowo-dokumentalny, co staje się dla widza jasne już od pierwszych minut trwania odcinka
Pomimo wstępnych obaw, że będzie to dobra forma rozrywki, ale raczej z kategorii pustej i niewiele wnoszącej „guilty pleasure”, moje wątpliwości zostały rozwiane. Wśród ekspertów wypowiadających się w programie znaleźli się naukowcy i specjaliści z zakresu językoznawstwa i etymologii z najlepszych uniwersytetów. Pomimo wielości tytułów poprzedzających ich nazwiska, sami wypowiadający się utrzymują swoje narracje na bardzo przystępnym poziomie, tworząc przekaz kompatybilny z samą produkcją – lekki i ze szczyptą (czasem mniejszą, czasem większą) humoru i satyry. Bez dwóch zdań show ma naturę rozrywkową, ale to nie przeszkodziło mu w przemyceniu kilku faktów historycznych czy lingwistycznych. Nie brakuje nawet paru dydaktycznych momentów, w których podjęte zostają problemy wyjątkowo współczesne, jak seksizm, feminizm i dyskryminacja.
Wisienką na tym komediowo-edukacyjnym torcie jest postać, która przeprowadza nas przez całą wyboistą ścieżkę. Narrator i prowadzący – Nicolas Cage. Aktor w tej roli sprawdza się świetnie, udowadnia, że może być rezolutnym showmanem i z widocznym dystansem, zarówno do własnej osoby jak i podejmowanej w produkcji tematyki, daje fantastyczny popis aktorstwa na najwyższym poziomie.
Formuła odcinków jest bardzo schematyczna i powtarzalna, co na początku nie jest szczególnie wyczuwalne, lecz może okazać się nużące pod koniec serii, jeżeli oglądamy całość „za jednym zamachem”. Pomimo tego produkcja jest godna polecenia. Idealna pod koniec dnia pełnego sesyjnego stresu, kiedy po intensywnej nauce jedyne, na co mamy ochotę, to coś, co poprawia humor i jest lekkie w odbiorze. „Historia wulgaryzmów” to Wasze remedium na ten wymagający czas.