199 szans na życie – Wywiad z Alicją Brakoniecką, HELPERS’ GENERATION DKMS
6 min readPrzez pierwszy tydzień kwietnia na Uniwersytecie Gdańskim można było się zapisać na listę potencjalnych dawców szpiku Fundacji DKMS. Akcja działa się zarówno na kampusie w Gdańsku jak i w Sopocie. Wolontariuszom udało się zarejestrować 199 nowych potencjalnych dawców. Jest to 199 szans na nowe życie dla osób chorych na białaczkę.
W akcji brały udział dwie ekipy wolontariuszy. Jedną z nich koordynowała Alicja Brakoniecka, studentka II roku Zarządzania Rozwojem Przedsiębiorstwa na Uniwersytecie Gdańskim. Jej drużyna zarejestrowała 162 osoby na pięciu wydziałach.
Skąd dowiedziałaś się o idei rejestracji potencjalnych dawców szpiku na UG?
O całej idei rejestracji potencjalnych dawców szpiku czytałam już przed skończeniem 18 lat. Wtedy właśnie postanowiłam oddać cząstkę siebie komuś innemu. Cała moja przygoda z Fundacją DKMS zaczęła się dzięki organizacji studenckiej AEGEE-GDAŃSK, której jestem członkiem. Moja rejestracja również odbyła się podczas takiej akcji, którą prowadziła jedna z moich koleżanek. Na kolejnej już zostałam wolontariuszem, aby w jakiś sposób włączyć się w pomoc innym. W ten sposób pozyskiwałam wiele informacji na temat Fundacji.
Kiedy pomyślałaś, że chciałabyś koordynować taką akcją?
Będąc wolontariuszem nie przeszło mi nawet przez myśl, że kiedykolwiek będę miała okazję zarządzać aż tak dużym projektem. Jednak gdy pojawił się komunikat, czy ktoś chciałby zgłosić się do przeprowadzenia kolejnej akcji pomyślałam, że w sumie czemu nie. Będzie to doskonała okazja do wykazania się i zrobienia czegoś dobrego. Na kolejnym naszym spotkaniu powiedziałam, że mogłabym się tym zająć tylko boję się, że nie dam sobie rady. Wtedy koleżanki, które zajmowały się już tym wcześniej, zaproponowały swoją pomoc i wsparcie. Dodały również, że jak najbardziej się do tego nadaję i nie mam się czego bać. Tak właśnie zapadła decyzja o wysłaniu formularza zgłoszeniowego i oczekiwanie na wiadomość zwrotną od Fundacji. I udało się!
Co należało do Twoich obowiązków jako koordynatora?
Lista moich obowiązków była bardzo długa, przez co chodziłam niedospana i ciągle zmęczona. Znajomi śmiali się ze mnie, ze wyglądam jak widmo. Jako koordynator musiałam uzyskać zgodę od Kanclerza UG, a następnie od Dziekanów poszczególnych wydziałów. Kolejnym krokiem było pozyskanie sponsorów i partnerów, w między czasie organizowanie wolontariuszy i spotkania z nimi. Na bieżąco pojawiały się nowe problemy i sprawy do rozwiązania, przez co bywałam bardzo często w Gdańsku, gdzie przedtem pojawiałam się sporadycznie. Podczas trwania akcji zajmowałam się organizacją stanowiska, pomaganiem moim wolontariuszom, dzwonieniem do Fundacji w przypadkach kiedy potrzebna była konsultacja lekarska związania z wątpliwościami osób chcących się zarejestrować. Po każdym dniu akcji następowało zliczanie wymazów, czy wszystko się zgadza oraz pakowanie do specjalnych kopert. Każdego dnia nasze stanowisko znajdowało się na innym wydziale, więc było bardzo pracy, aby wszystko przebiegło bez najmniejszych zakłóceń. Po całej już akcji zostało podziękowanie wolontariuszom i partnerom oraz wysłanie ostatecznej paczki do Fundacji.
W akcji wspierało was BeActive, MiiMove, Auchan, kilka trójmiejskich pizzerii, a nawet sam Jurek Owsiak opublikował wspierające akcję zdjęcie. Jak tego dokonałaś, jak namówiłaś tych wszystkich ludzi do współpracy?
Też jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, że aż tyle osób zdecydowało się wesprzeć nas w tych szczytnym celu. Pisałam e-maile oraz dzwoniłam tylko gdzie się da, aby coś wskórać. Gdy nie dostawałam odzewu drogą mailową, pisałam jeszcze raz, ewentualnie wykonywałam telefon. Prawie za każdym razem spotykałam się z miłym odzewem i chęcią współpracy. Często słyszałam, że osoby z którymi się kontaktowałam same są już w bazie i jak najbardziej chcą pomóc. Było bardzo miło słyszeć, że aż tyle osób jest w bazie Fundacji DKMS. Pisałam do wielu znanych osób, aby pomogli jednak nie dostawałam żadnej informacji. Bardzo miłym zaskoczeniem było, gdy w trakcie trwania akcji dostałam maila od Pana Jurka Owsiaka ze zdjęciem oraz informacją, w której nas wspiera, zachęca do działania oraz jest z nas dumny. Wtedy doszło do mnie, że moje maile jednak dochodzą do adresatów i nie lądują w koszu.
Co najbardziej zaskoczyło Cię w byciu koordynatorem?
Dużym zaskoczeniem były Panie w dziekanatach, ponieważ były bardzo miłe, pomocne i całkiem inne niż w opowiadaniach studentów. Zgłaszając się byłam świadoma ilością rzeczy do ogarnięcia, jednak okazało się być tego o wiele więcej. Moja głowa była pełna pomysłów natomiast od szkolenia do akcji miałam tylko miesiąc, a czas biegł nieubłaganie. Byłam również zaskoczona otwartością ludzi na naszą akcję. Mieliśmy wspaniałą ekipę promocyjną, która chodziła i zapraszała ale nawet bez ich pomocy ludzie sami do nas podchodzili i okazywali chęć rejestracji. Również hojność ludzi, który pomogli nam w zorganizowaniu aż tak dużej akcji, była bardzo zauważalna.
Co było najtrudniejsze w byciu koordynatorem?
Każde z zadań wymagało ode mnie dużo pracy. Trudno jest mi jednak określić co było najtrudniejsze. Uważam, że nie da się określić konkretnego zadania, które wyłoniłabym na pierwsze miejsce. Na pewno dużo stresu kosztowało mnie finalne skompletowanie paczki do Fundacji i myśl czy uda nam się zgrać z drugą koordynatorką. Na szczęście wszystko skończyło się sukcesem.
Ilu miałaś pod sobą wolontariuszy?
Moja dzielna grupa wolontariuszy liczyła aż 27 osób nie licząc ludzi, którzy pomagali w inny sposób np. tworząc dla nas stronę, która liczyła już zarejestrowane osoby. Z nimi licząc było nas aż ponad 30. Jestem bardzo szczęśliwa, że tyle osób zaoferowało swój wolny czas i chęć pomocy.
Jak werbowałaś osoby chętne zostać wolontariuszami?
Próbowałam na wszelkie sposoby m.in. udostępniałam posty na swoim koncie na Facebooku informując o tym, że poszukuje wolontariuszy. Wiele osób również zgłosiło się z mojej organizacji, znajomi przyprowadzali swoich znajomych i w ten sposób uzbierała się tak liczna gromadka.
Jak oceniasz pracę wolontariuszy, którzy Ci pomagali?
Moi wolontariusze sprawdzili się w 100%. Zawsze mogłam na nich liczyć i wiedziałam, że to co im powierzyłam jest w naprawdę dobrym rękach. Każdy z nich rzetelnie się przygotował i przybył na nasze szkolenie przygotowawcze, jak również zapoznał się z wszystkimi materiałami, które przekazałam im do przyswojenia.
Czemu zawdzięczasz sukces Twojej drużyny?
Gdyby nie oni, tak naprawdę rejestracja nie odbyła w ogóle. Sama nie była bym w stanie wszystkiego ogarnąć. W pewnym stopniu oni też pilnowali mnie i co chwilę mówili, że czegoś brakuje albo trzeba po coś jechać. Jak do tej pory nie miałam okazji pracować z tak zgraną i profesjonalną ekipą. Ludzie bardzo przyjaźnie nastawieni, wspierali mnie i wykonali to o co ich poprosiłam. Każdy oferował swoją pomoc jak tylko mógł m.in. dziewczyny upiekły wspaniałe ciasta na poczęstunek, jednemu z kolegów udało się załatwić, aby w tramwajach leciała informacja o naszej akcji. Jestem im z całego serca bardzo wdzięczna za to co zrobili i z tej okazji jeszcze raz chcę im podziękować za włożony trud.
Jakie masz plany na jesienną akcję? Wolontariusz czy ponownie rola koordynatora?
Na pewno moja przygoda z Dniami Dawcy się nie skończy. Już słyszałam o dwóch osobach, które chcą się tym zająć w następnej edycji i z jednej strony dostałam nawet zapytanie, czy chciałabym razem się tego podjąć. Ja jestem jak najbardziej na tak i z chęcią włączę się w to po raz kolejny i oczywiście trzymam kciuki za kolejnym liderów, bo na pewno są w stanie stworzyć jeszcze więcej niż udało się to mi.