10 alternatywnych coverów, których warto posłuchać

Wykonawcy lubią przyciągać słuchaczy popularnością nowo interpretowanego utworu lub sięgać po mniej znane numery i wykorzystywać ich potencjał. Czasami chodzi po prostu o muzyczną prowokację. Niezależnie od motywacji, najważniejszym kluczem do nagrania dobrego coveru jest jednak odtworzenie piosenki we własnym stylu i nadanie jej nowego, unikatowego charakteru. 

Nagrywanie coverów to znana powszechnie praktyka muzyczna. Kiedy kawałek wpada nam w ucho, wydaje się czasem, że skądś go znamy. Albo wręcz przeciwnie – nie zdajemy sobie sprawy, że słyszymy nową aranżację wydanego już wcześniej utworu. Choć odświeżanie złotych przebojów jest dość ryzykownym przedsięwzięciem, w historii muzyki wiele nowych aranżacji zdecydowanie przebiło oryginalne wersje. Listę alternatywnych coverów, które warto sprawdzić zacznijmy zatem od dwóch piosenek uważanych często za oryginały.

1. Wild Is The Wind

Mimo że to właśnie niezwykłe wykonanie Davida Bowiego podbiło serca słuchaczy, historia ,,Wild Is The Wind” rozpoczęła się już w 1957. To wtedy kompozycja pojawiła się na ścieżce dźwiękowej do filmu George’a Cukora – ,,Dziki jest wiatr”, zdobywając rok później Oscara za najlepszy utwór dużego ekranu. Piosenka została napisana przez Dimitriego Tiomkina i Neda Washingtona, a po raz pierwszy zaśpiewana przez Johnny’ego Mathisa. Później podwójnie interpretowała go Nina Simone, którą również błędnie uważa się za autorkę, ale słusznie za inspirację dla wspomnianej wersji Bowiego. Artysta po spotkaniu w Los Angeles z Simone, która wówczas była jego idolką, zdecydował się nagrać własną odsłonę ,,Wild Is The Wind” i umieścić ją w albumie ,,Station to Station” (1976). Po nim o dzikim wietrze śpiewali także m.in. George Michael i Jon Bon Jovi. 

 

2. Love Hurts

O tym, jak miłość rani śpiewało wielu, jednak to utwór napisany przez małżeństwo Bryantów i wykonany w 1960 roku przez The Everly Brothers, stał się inspiracją do powstania jednej z najbardziej kultowych rockowych ballad. Szkocki band Nazareth zdecydował się na wzbogacenie swojego szóstego krążka z 1975 roku właśnie numerem ,,Love Hurts”. To był strzał w dziesiątkę. Mimo że track był interpretowany również przez Cher, Roya Orbisona i Jima Capaldiego, to wersja ekipy z Dunfermline osiągnęła największy sukces, znajdując się w 1976 roku w pierwszej dziesiątce Billboard Hot 100. Nie bez powodu. Gęsia skórka pojawia się już po pierwszych, bardzo charakterystycznych sekundach ballady.

 

Zostańmy jeszcze przez chwilę przy spokojnych klimatach, ale tym razem przenieśmy się na Wyspy Brytyjskie, które są kolebką wielu gałęzi muzyki alternatywnej. Czas więc na twórców balansujących między nowatorskimi gatunkami, takimi jak britpop i postpunk, które kojarzą się nie tylko z charakterystyczną energią, ale także z pewnego rodzaju melancholią.

3. Last Night I Dreamt That Somebody Loved Me

The Smiths, grupa oparta przede wszystkim na duecie Morrisey – Johnny Marr, jest znana z ukrywania głębokich, egzystencjalnych treści pod wizerunkową i melodyjną prostotą. W ich muzyce, szczególnie w pierwszych latach istnienia bandu, nie brakuje jednak smutku. I można by pomyśleć, że ,,Last Night I Dreamt That Somebody Loved Me” z 1987 roku nie da się podrobić tak, by ten ogrom emocji zachować w całości. Okazuje się, że cover nagrany przez Low ściska serce równie mocno, jeśli nie mocniej. Amerykański zespół indie-rockowy zrezygnował jednak z atutu numeru, jakim jest intro. Band poproszony o komentarz na temat brania na warsztat tak kultowej, ale też kontrowersyjnej sylwetki jak Morrisey, odpowiada – Po tym nic już nie jest święte…

 Brzmi tajemniczo – zupełnie tak jak utwór, o którym mowa.


4. Love Will Tear Us Apart

Ian Curtis, autor piosenki i lider Joy Division, borykał się z wieloma problemami psychicznymi. Utwór z 1979 roku jest przez niektórych uważany za manifest niestabilnych uczuć młodego artysty, który niespełna rok po jego napisaniu popełnił samobójstwo. Członkowie zespołu podkreślali jednak wielokrotnie w wywiadach, że teksty, które pisał Curtis miały być uniwersalnym apelem, a nie odzwierciedleniem wewnętrznych rozterek i małżeńskich kłopotów wokalisty. Interpretacja tego apelu o Miłości, która nas rozdzieli została w 1991 nagrana przez równie kultową brytyjską grupę – The Cure. Mówi się, że fani Joy Division uznali tę wersję za jedyny pełnoprawny cover piosenki i że tylko Robert Smith mógł zrobić to tak dobrze.

 

5. Passenger

Wszyscy znają i kochają Iggy‘ego za ten przebój z 1977 roku, dlatego właśnie podjęto tyle prób jego intepretacji. Najczęściej nie brakuje w nich mocnego grania i ogromnej energii. Moim faworytem jest wersja nagrana nie przez byle kogo. Kompozycja równie energiczna, ale której energia ma nieco inny charakter. Mimo że Pasażer w wykonaniu Siouxsie & The Banshees nie jest pierwszą odsłoną numeru, to nie można zespołowi zarzucić braku autentyczności. Siouxsie Sioux była ikoną swojego czasu i swojego gatunku, a właściwie autorką gatunkowych eksperymentów. Co prawda, aranżacja według dark-wave queen i jej zespołu jest mniej rockowa, ale niepozbawiona równie dużego pazura.

Niekiedy podejście do coverów rozszerza się o przekładanie tekstów na rodzimy język. Jeżeli chodzi o twórczość alternatywną, dość często w naszym kraju tłumaczy się utwory zespołu Nick Cave & Bad Seeds. Dowodem na to jest nagrany w 1999 roku album koncertowy ,,W moich ramionach”, formacji Nick Cave i Przyjaciele, zawierający zapis spektaklu muzycznego, w którym wraz z australijskim wokalistą wzięli udział polscy artyści. Składanka jest swego rodzaju skarbcem. Pozwolę sobie poświęcić uwagę dwóm utworom Cave’a w polskim wydaniu, które zasługują na miejsce w tym zestawieniu.

6. Przekleństwo Millhaven

Bad Seeds słynęli swego czasu z psychodelicznych tekstów. Dziewiąty album studyjny zespołu, wydany w 1996 ,,Murder Ballads”, zawierał szczególne oryginały. Jednym z nich jest ballada o morderczej Lottie, czyli ,,The Curse of Millhaven”. Na wyróżnienie z pewnością zasługuje stworzony w 2010 roku film krótkometrażowy o spolszczonym tytule. Psychodeliczna animacja Bartka Kulasa i niezwykły głos Katarzyny Groniec razem stworzyły niekonwencjonalne arcydzieło. Historia żywcem z horroru i odpowiedni muzyczny klimat sprawiają, że po plecach przechodzą ciarki.

7. Krzesło Łaski

Historia człowieka, którego czeka egzekucja na krześle elektrycznym. Narzędzie tortur metaforą boskiego tronu. Nie brzmi zbyt przyjemnie, prawda? Jednak ,,Mercy Seat” z 1988 roku należy do utworów, które na koncertach Nicka Cave’a sprawiają fanom najwięcej przyjemności. Swoje wersje Krzesła Łaski nagrali między innymi Johnny Cash i Camille O’Sullivan. Mimo ogromnej sympatii do twórców oryginału, trzeba zauważyć, że interpretacja Kazika Staszewskiego jest kwintesencją muzycznego i lirycznego geniuszu. Rewelacyjnie przełożony przez Romana Kołakowskiego tekst można bez wahania umieścić w kategoriach poezji.

Jak widać, metamorfozy, jakie utwór przechodzi podczas tworzenia coveru bywają ogromne. Pozostając w ostrym muzycznym klimacie, w jaki wprowadził nas KNŻ, przejdźmy do równie mocnego coveru, który można nazwać mianem eksperymentu i niebywałej niespodzianki.

8. Careless Whisper

George Michael i ciężkie brzmienia? Niemożliwe? Możliwe, ale nieoczywiste, a takie nieoczywistości to coś, co w muzyce powinno być cenione. Udowodnił to Seether – grunge’owo-metalowy zespół z RPA, który podjął się wykonania jednej z najbardziej znanych piosenek o miłości. Wydawałoby się, że bez saksofonu ,,Careless Whisper” nie będzie już tym samym. No i fakt, nie jest tym samym, bo nie o to przecież chodzi! Saksofon sprawnie zastąpiono gitarą elektryczną. Utwór w mocnej odsłonie nabrał nawet więcej wyrazu i wcale nie stracił na charakterze baby-making song. Namiętność wciąż jest tu obecna, tylko że w innym stylu. Mimo sentymentu do fantastycznej oryginalnej wersji Szeptu, trzeba przyznać, że chłopaki z Seether poradzili sobie wyśmienicie.

Gatunek już dawno przestał być barierą w muzyce… O czym świadczą dwie ostatnie i równocześnie bardzo różne pozycje na liście.

9. Preludium e-moll, Op. 28 nr 4

Event z serii ARMS Charity Concerts w Nowym Jorku z 1983 roku na długo pozostanie w sercach słuchaczy. To właśnie wtedy Jimmy Page, wpółtwórca kultowego Led Zeppelin wyszedł na scenę i na gitarze elektrycznej wykonał chopinowskie preludium. Wydarzenie stało się ważnym punktem w historii światowej muzyki. Interpretacja ta była dość ryzykowna. Samemu muzykowi zarzucano korzystanie z pewnego rodzaju play-backu, dziwnych technik lub innych tajemniczych metod. Doszukiwano się choćby najmniejszego mankamentu, a wszystko ze względu na wyjątkowość tego performance’u. Muzyka klasyczna w takim wydaniu to miód na serce i na uszy. Wystarczy posłuchać.

10. My Way

Historia tego utworu jest niezwykle bogata. Piosenka należy do jednej z najczęściej coverowanych utworów wszechczasów. Już nawet wersja spopularyzowana przez Franka Sinatrę w latach 60. nie była oryginałem. Muzykę napisali wspólnie Jacques Revaux i Claude Francois, a na jej podstawie powstał francuski utwór ,,Comme d’habitude”. Słowa do angielskiej odsłony napisał Paul Anka. Jednak artyści, podejmując się przerobienia tego utworu, nie omieszkali dodawać własnych wstawek tekstowych. Należał do nich Sid Vicious, członek punkowej grupy Sex Pistols, który zamienił ten klasyk w muzyczne szaleństwo, żeby nie powiedzieć – przestępstwo. Mówiono, że Sid był wariatem, ale się nie bał i to, co robił, dało się lubić. John Simon Richie, bo tak brzmiało prawdziwe nazwisko basisty, zmarł w 1979 roku w wyniku przedawkowania heroiny. Tragiczna historia muzyka nie wyklucza jednak, że osiągnął sukces już właściwie w wieku 21 lat i charakteryzował się nietypową sceniczną charyzmą. Opinie na temat tej wersji ,,My Way są podzielone, ale warto spojrzeć na nią z pewnym dystansem. Z dystansem Sida Viciousa. 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzy × cztery =