Niebanalna opowieść o banalnych podstawach – „I że Ci nie odpuszczę”
3 min readZ pozoru jest banalna do granic możliwości, a jednak opowieść o miłości głównych bohaterów „I że Ci nie odpuszczę” różni się od innych. Dlatego też warto ten film zobaczyć. Jednak to nie jedyny ku temu powód – jeśli masz ochotę w końcu obejrzeć komedię, która faktycznie jest zabawna, to jest to produkcja dla Ciebie.
Zemsta bywa motywem przewodnim wielu filmów. Podobnie jest z „I że Ci nie odpuszczę” w reżyserii Roba Greenberga. Bogaty lekkoduch – Leonardo (Eugenio Derbez), korzysta z życia na każdy z możliwych sposobów. Swój czas spędza na jachcie podarowanym mu przez ojca, gdzie cały czas leje się alkohol, a noce są naprawdę upojne. W takim momencie życia poznaje Kate (Anna Faris) – matkę trójki dziewczynek, która chwyta się każdej pracy. Choć początkowo Leonardo jest jej zupełnie obojętny, to w bardzo szybkim czasie zaczyna darzyć go niechęcią, czy nawet wręcz nienawiścią. Jednak, jak na komedię romantyczną przystało, nienawiść i miłość dzieli bardzo cienka granica. Główni bohaterowie szybko stają się sobie niezwykle bliscy, a zakochanie wydaje się jedynie kwestią czasu.
Motywem przewodnim filmu nie jest jednak słodka, romantyczna miłość, która potrafi doprowadzić do mdłości. Tak naprawdę w „I że Ci nie odpuszczę” chodzi o zemstę na bogatym dupku, który w wyniku wypadku nabawił się amnezji. Tym oto sposobem widz staje się świadkiem udawanego małżeństwa oraz zmuszania Leonarda do ciężkiej fizycznej pracy. Zostajemy wplątani w każdy upadek i każdą chwilę, w której bohaterowie wstają na nogi. I co najlepsze – to wcale nie jest męczące czy nudzące. Wręcz przeciwnie. Pełni napięcia czekamy na to, co stanie się za chwilę.
Ten film to również pokazanie jak często pieniądz stoi w opozycji do uczuć i relacji z innymi ludźmi i jak bardzo przesłania on niektórym oczy. Nie jest to więc tylko zwykła komedia, na której naprawdę można się pośmiać. Film przekazuje pewne wartości, jakimi faktycznie warto się w życiu kierować. Nie znaczy to jednak, że z seansu wyjdziemy pełni przemyśleń dotyczących sensu istnienia. Zdecydowanie nie.
Oprócz wspomnianych już Derbeza i Faris, w filmie zobaczymy też między innymi: Evę Longorię, Mela Rodrigueza, Johna Hannah, czy Josha Segarra. I choć wydawać by się mogło, że bohaterowie komedii romantycznej to płytkie charaktery, bez jakiejkolwiek osobowości i głębi, to „I że Ci nie odpuszczę” zupełnie temu zaprzecza. Każda osoba ma swój wkład w fabułę, buduje ją i pokrywa coraz to ciekawszymi powłokami. Dialogi również nie są mdłe. Bywają mocno zadziorne, co oczywiście pozytywnie wpływa na odbiór filmu.
Co ważne, fabuła nigdzie się nie rozmywa, nie gubią się wątki. Wszystko jest dopracowane. Widz, po wyjściu z kina, nie czuje się znużony. Również zdjęcia sprawiają, że „I że Ci nie odpuszczę” jest po prostu dobrym filmem. Nie ujmuje temu też jego dwujęzyczność. Część dialogów odbywa się w języku hiszpańskim, część w angielskim, ale zdecydowanie to nie przeszkadza. Być może na początku jest się delikatnie zdezorientowanym, ale w miarę jak fabuła posuwa się do przodu, po prostu przestaje się to zauważać.
Czy „I że Ci nie odpuszczę” jest filmem godnym polecenia? Zdecydowanie tak. W końcu mogę śmiało powiedzieć, że poszłam do kina na naprawdę śmieszną komedię, a nie taką, której wszystkie zabawne sceny wykorzystano do zwiastuna.