Król emocji, czyli Ralph Kamiński w Starym Maneżu
3 min read15 lutego w Starym Maneżu wystąpił Ralph Kamiński & My Best Band In The World. Wszyscy, którzy mieli okazję uczestniczyć w tym koncercie przekonali się, co oznacza oglądanie ekspresyjnego artysty w swoim żywiole. Muzyka przecież może być miodem nie tylko dla uszu.
Jeszcze przed koncertem, w social mediach Ralph Kamiński wielokrotnie zaznaczał, że z utęsknieniem czekał, aż trasa promująca płytę „Morze” w końcu dotrze do Gdańska. Sentymentalny powrót artysty uzewnętrznił się w Starym Maneżu. Po krótkim, melodyjnym koncercie supportu, na którym wystąpiła Hania Rani i Staszek Czyżewski fala podekscytowania rosła. Na sali zapanowała ciemność, tłum ucichł, a jedynymi dźwiękami wydawanymi przez dłuższą chwilę były pohukiwania… kruków.
To właśnie kruki zaczęły powoli pojawiać się na scenie, każdy z muzyków po kolei, potęgując napięcie. Podchodzili powoli do swoich instrumentów i zaczynali na nim grać. Aż w końcu pojawił się najbardziej oczekiwany – Ralph. Zaczął wydawać mocne dźwięki pochodzące z Preludium Morze. Teatralna otoczka otwarcia koncertu, zbudowała niesamowity klimat utrzymujący się do końca wieczoru.
Jak na koncercie powiedział Ralph „Teraz zagramy mojego hita… każdy ma swojego hita”. Wykonano m.in. „Zawsze”, „Podobno”, „Morze” czy też „Meybick Song”. Piosenki opowiadały historie z życia artysty, a sam twórca chętnie opowiadał o nich przed wykonaniem. To jaki kontakt ma Ralph z publicznością było zaskakujące. Był szczery, zabawny, czuł się jak ryba w wodzie. Opowiadał anegdotki o Gdańsku, o powstawaniu płyty, o ulicy Łąkowej i sentymentalnych chwilach, gdy odwiedził go dziadek.
Za słowem „morze”, które wielokrotnie pojawia się w piosenkach artysty kryje się mnóstwo uczuć i historii. Silne emocje, wzruszenia i śmiechu łączyły się w mieszankę wybuchową. Rozbawiał publikę zdaniami pokroju „ten koncert może być trochę dłuższy, będę dużo gadał”, czy „wracam do biegania od przyszłego tygodnia, trzymam kciuki”. Z pozoru smutne piosenki poruszały dogłębnie. Głos Ralpha jest jak silny emocjonalny dzwon, uderzający przesłaniem prosto w serce.
Na scenie nie zabrakło utalentowanych muzyków z równie pięknymi głosami m.in. Kingi Pruś, Pawła Izdebskiego czy wspaniałego zespołu No Saints. Gościem specjalnym był Igor Herbut, wokalista i założyciel grupy LemON. Razem z Ralphem zaśpiewał „Po”. Były tańce, sztuczny śnieg, brokat… Ralph wczuwał się całym ciałem w każdą ze swoich piosenek. Towarzyszący mu artyści zdawali się współodczuwać jego entuzjazm. Artysta wzruszył się kilkukrotnie opowiadając jak brakuje mu Gdańska. Koncert w tym mieście jest dla niego symbolicznym zamknięciem etapu „Morza” w życiu i otwarcia się na nową, nieznaną drogę.
Koncert zakończono bisami, ogromem braw i zadowolenia. Po nim każdy fan mógł liczyć na chwilę rozmowy, zdjęcie czy autograf. Jedno jest pewne – niezależnie od tego w jaką muzyczną trasę zabierze nas Ralph następnym razem, fani jego muzyki pozostaną chętni na każdą podróż.