Święte miasto w cieniu hałd, czyli Częstochowa i jej problemy
6 min readBycie stolicą województwa to prestiż i renoma. Wiele polskich miast niegdyś cieszyło się taką rangą, a jednego dnia się to zmieniło. Na skutek reformy utraciły na znaczeniu i dziś często pozostają w cieniu stolic województw, którym podlegają. Budzi to kompleksy i zmusza do szukania sposobu jak nie dać się przyćmić. Problem ten odczuwają wyjątkowo silnie mieszkańcy Częstochowy. Jak wygląda codzienność w miejscu, które kompleksy stara się zamieniać na ambicje i nie chce być tylko stolicą powiatu?
Bolesna degradacja
Polska odznacza się sporym odsetkiem miast z populacją powyżej 100 tysięcy mieszkańców. Rola stolicy województwa jest szczególna, prestiż ten spotkał na przestrzeni lat pokaźne grono dużych miejscowości w naszym kraju. Po II wojnie światowej miały miejsce cztery reformy administracyjne. Pierwsza z 1946 roku powołała do życia 14 województw z taką samą liczbą ich stolic. Kolejna, cztery lata później, zwiększyła ich liczbę do 17. Przedostatnia z 1975 roku awansowała do roli siedziby wojewody rekordową liczbę miast. Przez 23 lata funkcjonowania tego porządku funkcję te sprawowało ich aż 46. Pierwszego dnia stycznia 1999 roku Polskę spotkała ostatnia, redukująca ilość województw reforma. Oznaczało to zdegradowanie większości, 28 stolic, do funkcji miasta powiatowego.
Szczególnie najwięksi w tym gronie ciężko przyjęli tę zmianę oznaczającą utratę znaczenia i prestiżu. Mimo że od dnia wprowadzenia tego porządku administracyjnego minęło już 18 lat, wielu mieszkańcom dużych, byłych wojewódzkich miast, do dzisiaj ciężko się pogodzić z degradacją do roli powiatu grodzkiego. Najbardziej narzekają ci, którzy od siedziby wojewody są oddaleni najbardziej. Istnieje grono dawnych stolic województw, które szczególnie i radykalnie akcentuje, że woleliby polegać na samych sobie. Płynie przekaz, iż ich przynależność do obecnych jednostek administracyjnych, z którymi nie czują większych więzi, to wyjątkowo okrutne zrządzenie losu. Poleganie na samych sobie definiują jako utworzenie własnego województwa, którego stałyby się siedzibą.
Własne województwo – czy to dobry pomysł?
Przekaz promujący odłączenie się od dotychczasowego województwa od lat popularny jest w Częstochowie, mieście faktycznie pod wieloma względami wyjątkowo autonomicznym. Związki tego miejsca z województwem śląskim, do którego Częstochowa należy od 18 lat, nie są wyraźnie głębokie. Katowice, Zabrze, Chorzów, Mysłowice… Zwykle traktuje się je jako jedną rodzinę, trzon regionu Górnego Śląska. Są one połączone są zarówno więzami historycznymi, kulturowymi, jak i gospodarczymi. Mało kto do tego grona włącza Częstochowę. Skąd skupienie się przy opisywaniu problemu akurat na tym punkcie na mapie Polski?
Miasto to jest mi dobrze znane, gdyż odwiedzam je regularnie i znam jego kilku mieszkańców. Z zaciekawieniem obserwuję częstochowski rytm życia i szukam przejawów poczucia własnej, odrębnej tożsamości miasta, z której jest się tutaj dumnym. Łączą się z tym także wysokie ambicje. Obecne władze miasta odważnie, na tle innych podobnej wielkości byłych wojewódzkich stolic w Polsce, prezentują hasła nawołujące do usamodzielnienia się. Twierdzą, że receptą na trwałe poczucie bycia w cieniu konurbacji górnośląskiej jest spełnienie skrywanych ambicji – utworzenie odrębnego województwa częstochowskiego.
Pomysł ten spotyka się jednak z ogromnymi kontrowersjami wśród mieszkańców. Częstochowianie owszem, nie czują się najlepiej w byciu kolejnym w szeregu za sercem województwa, jakim jest region Katowic, jednak krok za utworzeniem osobnej jednostki administracyjnej uważają za zbyt radykalny. Idea, jaką forsuje od lat obecny prezydent Częstochowy, Krzysztof Matyjaszczyk, spotyka się z krytyką opozycyjnych środowisk politycznych. Przestrzegają one przed ogromnymi kosztami wdrożenia takiej decyzji, która niesie za sobą także ryzyko utracenia dotacji unijnych. Sympatycy separacji odpowiadają, że obawy są przesadzone, a miastu przyda się wyzwolenie, które przysłuży się całemu regionowi Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Świecka strona świętego miasta
Wokół tego miejsca krążą liczne stereotypy. Wielu mówi, że nic tu się nie dzieje, nie ma gdzie wyjść po 22, a architektura miasta jest odrzucająca. Częstochowa ponoć jest miastem, które ,,kręci się” tylko wokół sanktuarium maryjnego na Jasnej Górze i nie reprezentuje sobą nic poza tym… Zarzuty brzmią poważnie, ile w nich jednak prawdy?
Twierdzenie, iż nic tu się nie dzieje jest nieco na wyrost. Idąc po najbardziej reprezentacyjnej przecznicy Częstochowy, czyli Alejach Najświętszej Maryi Panny, widać, że jest tutaj sporo pubów i restauracji. Miasto nie zamiera też po zachodzie słońca, jednak sprawdzenie jak wygląda tutejsze życie nocne nie jest tak proste, jak w innych miastach. Większość knajp i barów bowiem jest schowana za kamienicami. Trzeba je odszukać i gdyby nie zwrócenie na to uwagi przez miejscowego znajomego, nigdy bym nie domyślił się, że za urokliwymi kamieniczkami przy głównej ulicy tętni lokalne życie nocne. Można odnieść wrażenie, jakby istniało ono w konspiracji. Częstochowskie miejskie życie jednak pozytywnie zaskakuje i nie musi przyprawiać temu miejscu wstydu.
Kolejny stereotyp to nieestetyczna architektura miasta. Istotnie widać tu wiele ponurych elementów typowych dla mieszkalnych dzielnic, jak szare blokowiska i zaniedbane kamienice. Jest jednak druga strona medalu. Trwa tutaj proces renowacja budynków, który odznacza się rewitalizacją licznie zaniedbanych kamienic. Aleje NMP, odnowione kompleksowo w ostatnim dziesięcioleciu, wyglądają schludnie i zachęcają do spaceru, a plac im. Biegańskiego przy miejskim ratuszu będący swoistym sercem miasta można uznać za jego wizytówkę. Miasto zatem poza ośrodkiem religijnym, z którym Częstochowa już zawsze będzie kojarzona i dla którego większość ludzi będzie tutaj przybywać, zdecydowanie posiada inne miejsca warte uwagi.
Codzienność maluje się w ciemnych barwach
Częstochowę zamieszkuje niemal ćwierć miliona mieszkańców. Poprawiająca się estetyka budynków oraz oferta gastronomiczna i rozrywkowa mogą dodawać temu miejscu powodów do dumy. Miasto z aspiracjami zostania stolicą nowego województwa i dbające o autopromocję nie jest jednak atrakcyjne dla wielu mieszkańców. W drastycznym tempie się wyludnia. Według danych GUS od roku 1993, kiedy populacja była najliczniejsza w badanym okresie, miasto straciło już 20 tysięcy mieszkańców. Między 2013, a 2015 rokiem Częstochowę opuściło ponad 4 tysiące ludzi. Zjawisko to można łatwo wyjaśnić – mieszkańcy często nie widzą tutaj zbyt wiele perspektyw. Narzekają na mało zadowalające zarobki i niezbyt kuszące perspektywy kariery zawodowej. Miejscowa Politechnika Częstochowska w relacjach młodych mieszkańców nie cieszy się wyjątkowym prestiżem, zwłaszcza na tle krajowych uczelni. Wielu okazję do wyjazdu z tego miejsca widzi w wyjechaniu na studia. Gdzie? Wrocław, Kraków, Gdańsk, Warszawa. Liczny exodus Częstochowian dowodzi, iż budowanie dobrego PR-u miasta i udowadnianie innym, ile w nim drzemie dumy i chęci usamodzielnienia się to za mało. Życie tutaj dla wielu nie jest atrakcyjne.
Co jest wyzwaniem?
Duże, byłe miasta wojewódzkie nie są monolitem. Z jednej strony mają różne ambicje i różne relacje z większym bratem będącym siedzibą władz wojewódzkich: niektóre wolą współistnieć, niektóre wolałyby istnieć samodzielnie we własnym obszarze administracyjnym. Z drugiej strony mają jednak często zbliżone problemy. Częstochowa jest dobrym przykładem takiego miejsca, a regularne wizyty tam pomagają mi zrozumieć specyfikę dużego miasta powiatowego zdetronizowanego 18 lat temu z miana stolicy województwa. Największy problem jest jednocześnie wyzwaniem. Wielu mieszkańców tych miejsc nie przekonuje wizja uczynienia ich miast metropoliami pierwszego szeregu. Chcą w nich żyć już teraz. Zamiast czekać, aż ich miasto wyjdzie z cienia, wybierają miejsca, które ten cień rzucają. Być może miejsca jak Częstochowa powinny odłożyć plany separacji na później i zająć się stwarzaniem lepszych warunków życia dla mieszkańców, póki jeszcze można ich zatrzymać?