Seriale niedocenione: Gotham
5 min readDla fanów uniwersum DC Comics pozycja ta powinna być obowiązkowa jak „Lalka” B. Prusa dla maturzystów. Marvel-owcy mogą się poczuć urażeni, ale prawdę mają już jeden z lepszych seriali ze stajni Netflix. Daredevil gromadzi przed ekranami miliony widzów z całego świata, ale dlaczego to samo nie dzieje się z Gotham?
Moda na obsadzanie filmów w różnych klimatach zmienia się bardzo często. Mieliśmy już czarodziejów, wampiry a aktualnie wielkie pieniądze pochłaniają produkcje o superbohaterach. Wspomniana jako pierwsza moda na magię, nie miała wielu serialowych przekładów. Inaczej było już z kolejną falą, która zdobyła serca głównie nastolatek. Najnowszy, chociaż stosunkowo długo trwający trend na bohaterów i obrońców, przeżywa swoje najlepsze lata.
Batman czy Spiderman?
Dwaj najwięksi konkurenci Marvel i DC, od zawsze toczą spory i prześcigają się w produkcji coraz to nowszych filmów, gier i gadżetów. Doszło do tego, że każdy człowiek na świecie, który odnajduje się w temacie, może opowiedzieć się po jakiej jest stronie. Zapytajcie waszych rodziców lub znajomych kogo wolą? Batmana czy Spidermana? Supermana czy Iron Mana? Każdy przepada mniej lub bardziej za jakimś bohaterem, co świadczy o tym, że kultura komiksowo-filmowa jest nam bliska. Jednak obie wytwórnie dosyć niedawno osaczyły jeszcze jedno medium, które mogą okazać się dla nich bardzo korzystne. Mowa tu o serialach.
Filmy o superbohaterach przynoszą milionowe zyski. Ludzie chcą je oglądać ze względu na sentyment, akcje, interpretacje, a nawet samych aktorów. Ponieważ hasło „więcej, lepiej, ciekawiej” jest bardzo aktualne, powstają także mieszanki, które skupiają w jednym filmie wielu bohaterów naraz. Tak mamy w przypadku obu części „Avengers”, czy filmu „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”, którego recenzję znajdziecie tutaj. Producenci i pomysłodawcy chcą z tej tematyki wycisnąć jak najwięcej, czego dowodem mogą być filmy w kategorii Origin.
Origin, czyli „narodziny”, to doskonały chwyt na nasze pieniądze, ale także dobry moment, by dowiedzieć się jakie były początki ulubionego protagonisty lub jego wroga.
„Gotham”
Miasto grzechu, piekło na ziemi, mekka złoczyńców. Różnie nazywano miasto, które stylizowane na Nowy Jork znane jest jako siedziba Batmana. Jednak w tym serialu cofniemy się o kilkanaście lat wstecz. I właśnie to jest w tym serialu doskonałe. Nikt wcześniej nie zagłębiał się aż tak bardzo w historię Bruce’a Wayne’a, a jeśli już, to było to zrobione mało szczegółowo. Co więcej, głównym bohaterem nie jest przyszły wybawca miasta, a pewien detektyw, który zaczął swoją karierę w GCPD (Gotham City Police Department). Sam Bruce pojawia się jako postać epizodyczna, która nie dość, że jest mało istotna, to jeszcze bardzo irytująca. Więc skoro to nie perypetie Wayne’ów są tutaj kluczowe, to co może nas w serialu zainteresować? A no właśnie wspomniana wcześniej kategoria origin.
James Gordon (Benjamin McKenzie, którego gra jest bardzo średnia) jest synem byłego prokuratora okręgowego. Powraca do miasta, w którym się wychował, lecz szybko orientuje się, że Gotham zżera od środka zaraza. Korupcja, nepotyzm i niepotrzebna śmierć to obraz z jakim można spotkać się tam na co dzień. Jako obrońca uciśnionych staje na czele policji, by zaprowadzić w swoim mieście prawo i spra… porządek. Jednak nie to decyduje o tym, że serial powinien być bardziej doceniony. Prawdziwi fani komiksów DC na pamięć znają początki każdego antybohatera, jednak serial staje naprzeciw tym, którzy nigdy nie dotarli do papierowej wersji serialu. Z odcinka na odcinek jesteśmy świadkami „narodzin” przyszłych wrogów jeszcze bardzo młodego Bruce’a Wayne’a. Pingwin, Poison Ivy, Mr. Freeze, Edward Nygma, Hugo Strange – to garstka postaci, których możemy śledzić przejście na złą stronę. Dowiemy się co było tego powodem oraz skąd takie, a nie inne przybrali atrybuty. Obserwujemy także rozwój protagonistów takich jak wspomniany wcześniej James Gordon, Lucius Fox, Alfred Pennyworth czy Harvey Bullock.
Plusami takiego przebiegu serialu jest bez wątpienia możliwość poznania przyszłych wrogów Batmana, ponieważ są oni bardziej atrakcyjni pod względem osobowości. Co nimi kierowało, co spowodowało, że stali się źli. Minusami może być interpretacja scenarzystów. Za dużo poświęca się czasu postaciom mało istotnym. Każdy fan z pewnością czeka na pojawienie się Jokera, ponieważ jego historie nie są jasne jak dwa razy dwa. Kolejną rzeczą, jaka może się nie spodobać, to fakt, iż postać Oswalda Cobblepota (Robin Lord Taylor, który gra genialnie) wzniesiono do rangi pierwszoplanowej. Specyficzny Pingwin pojawia się często, a jego tragiczna historia trwa od pierwszego odcinka. Tutaj także interpretacja postaci bardzo różni się od tej, jakie dały nam wcześniej komiksy i filmy.
Co świadczy o tym, że serial jest tak bardzo niedoceniony? Marvel od zawsze przeznaczał duże pieniądze na promocję swoich produktów. DC trochę skąpi grosza, dlatego niewiele osób wie, że taki serial w ogóle istnieje. Nie każdemu pasuje też mroczny klimat tego uniwersum. Istnieje przekonanie, że serial jako forma rozrywki ma bawić, a od Gotham często dostajemy bardzo depresyjne odcinki. Dystrybucja w Polsce także pozostawia wiele do życzenia. Początkowo był emitowany przez kanał Universal Channel, a teraz 13th Street. Strony internetowe obu stacji nie informują o premierach nowych odcinków. Gra aktorska Bena Mckenziego miejscami woła o pomstę do nieba, co jednak wyrównuje gra antagonistów (Cameron Monaghan jako Jerome Valeska przez internautów został wzniesiony na wyżyny).
Serial warto nadrobić. Dwa pełne sezony już za nami, ogłoszono także pracę nad trzecim. Jest to doskonałe poszerzenie wiedzy odnośnie postaci jakie będą miały znaczny wpływ na kształtowanie dorosłego już Bruce’a Wayne’a. Serial ma nam jeszcze sporo do pokazania, więc możemy spodziewać się wielu niesamowitych chwil spędzonych w Gotham.
A jaki jest wasz ulubiony bohater lub antybohater? Wolicie uniwersum DC czy jesteście fanami kreski Stana Lee? Piszcie w komentarzach.