Wierna i dobra
3 min read„Wierna” to pierwsza część finału serii Niezgodna. Po obaleniu systemu frakcji, walce z Jeanine i jej poplecznikami, przyszedł czas na poznanie wroga z zewnątrz. Czy szychom z Monolith Films udało się zrobić dobry film?
„Seria Niezgodna: Wierna” od samego początku kontynuuje wątki ze „Zbuntowanej” (przeczytaj tutaj). Po otrzymaniu wiadomości od przodkini Tris, ludzie tłumnie ruszają na mury miasta. Chcą poznać tajemnice otaczającego ich świata. Tymczasem Evelyn, matka Cztery, która przejęła władzę nad miastem, zamyka wrota. Nikt nie może opuścić Chicago. Kobieta twierdzi, że ci którzy skazali mieszkańców na system frakcyjny, wcale nie są dobrzy. Niezgodna bohaterka jak zwykle sprzeciwia się temu i postanawia wyruszyć z misją poznania świata, który kryje się poza murami jej domu.
Choć dobrze ogląda się wierne ekranizacje, ta daje coś lepszego – wiernie oddaje ducha powieści. Demaskuje podziały klasowe, walkę gorszych z lepszymi i nadmierną ingerencję w rozwój człowieka. Zastrzec należy, że wątki w filmie są naprawdę przemieszane i skrócone, ale zabieg ten z pewnością podyktowany był tym, co otrzymaliśmy w „Zbuntowanej”. W „Wiernej” wykorzystane są dobre pomysły z poprzedniego filmu i dodane zupełnie nowe i oryginalne. Sprawiają nie tylko to, że obraz przyjemnie się ogląda, ale również poprawiają one błędy powieści V. Roth.
Robert Schwentke odrobił pracę domową. Film to hybryda wielu gatunków, które wzajemnie się uzupełniają. Mamy więc w nim naprawdę zabawne momenty (tutaj królował Miles Teller w roli Petera), akcję (pokonywanie murów miasta) i niesamowitą kreację nowego świata. To właśnie krajobraz za murami wzbudza największe emocje. Widz ma wrażenie, że przenosi się na inną planetę. Po horyzont rozciąga się postapokaliptyczna wizja czerwono-burej Ziemi skażonej radioaktywnymi substancjami. Warto wspomnieć też o tym, że twórcy w sposób niemal kosmiczny łączyli filmowe lokalizacje (w świecie „Wiernej” oddalone o setki kilometrów).
Efekty zaprezentowane na ekranie cieszą oko. To kawał dobrej roboty, która czasami wgniata w fotel. Wystarczy wspomnieć fortecę za granicami Chicago, czy efektowną scenę wspinaczki na mur. Mimo że „Wierna” to ekranizacja połowy książki o tym samym tytule, to znacznie różnią się one od siebie. Wydawać by się mogło, że skoro twórcy mają więcej czasu na opowiedzenie historii, powinni być wierni w przekładzie książkowych wydarzeń na film. Jest jednak inaczej, ale w tym przypadku jest to rozsądna i uzasadniona zmiana. Postępowania bohaterów są świadome i logiczne (choć inne niż w powieści), a co najważniejsze tworzą podwaliny pod wielki finał – „The Divergent Series: Ascendant”
Wszyscy aktorzy dorośli do swoich ról. Shailene Woodley to już nie ta sama dziewczyna co kiedyś. Gra naprawdę całą sobą, a między nią, a towarzyszącym jej Theo Jamesem dosłownie iskrzy. Jeff Daniels, który staje się nowym złym w serii, wypadł gorzej niż młodzi aktorzy. Może to piętno roli z „Głupiego i głupszego”, ale trudno brać go na serio mimo że to co robi, jest złe i potworne.
„Seria Niezgodna: Wierna” to ciekawa produkcja. Przeczy książce, na podstawie której powstała, ale nadal jest interesująca i wciągająca. Siadając w kinowym fotelu trudno zorientować się kiedy i jak minęły dwie godziny. To nie kino najwyższych lotów, ale mimo wszystko to świetna rozrywka. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, jak spece od efektów bawią się poszerzając znany im materiał.