06/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Just do it! – wywiad z Buką i Rahimem

10 min read

fot. Magdalena Salbert

fot. Magdalena Salbert
fot. Magdalena Salbert

Buka i Rahim stworzyli album, który z pewnością odbiega od kanonu współczesnego polskiego rapu. Sam tytuł „Optymistycznie” brzmi na naszym rynku dość osobliwie. Przy okazji koncertu promującego płytę porozmawialiśmy o pozytywnych zmianach, zdrowych nawykach, relacjach z fanami i nie tylko.

 

Temat już dość wyeksploatowany, ale specjalnie dla czytelników CDN-u krótko o tym, skąd pomysł na album „Optymistycznie”.

Buka: Połączyła nas idea zmiany nawyków na lepsze. Zaczęło się od rzucenia papierosów, o którym mowa w utworze „Się jaram” (album „Kodex 4” – przyp. red.). To było wspólne podłoże do tego, co chcieliśmy zawrzeć na płycie. Zaczęliśmy zmieniać siebie. Szybko się zorientowaliśmy, że dobrze nam to idzie, a jedne sukcesy prowokują kolejne. Stwierdziliśmy, że warto przekazać tę pozytywną energię słuchaczom.

Rahim: Poza tym hip-hop jest nacechowany może nie zawsze negatywnym, ale na pewno w większości trudnym, smutnym i patetycznym przekazem. Zresztą sami też do tej pory nagrywaliśmy takie płyty. Kiedy jednak w naszych głowach zaczęło się rozświetlać i zrozumieliśmy istotę wielu spraw, uwierzyliśmy, że da się zmienić podejście do życia. Postanowiliśmy podzielić się tym z innymi: przekazać jak najwięcej wskazówek, teorii, filozofii, po wykorzystaniu których ludzie też mogą się zmienić na lepsze, oczywiście jeśli tylko będą tego chcieć. Wystarczy zacząć działać, uwierzyć w siebie, a my chcemy być tylko przykładem tego, że się da.

B.: Po prostu „Just do it”!

fot. Magdalena Salbert
fot. Magdalena Salbert

Mieliście wątpliwości, czy jesteście odpowiednimi osobami do moralizowania?

R.: Na „Optymistycznie” nie ma moralizacji. Nie zawieramy uniwersalnych recept. Podajemy tylko przykład i pozostawiamy wybór słuchaczowi. Powtarzam: jesteśmy dalecy od moralizatorstwa. Jeśli już można nam coś „zarzucić”, to motywowanie, chociaż uważam to za pozytywną stronę tego albumu. Biorąc jednak pod uwagę podejście naszego społeczeństwa, dla wielu osób może to stanowić problem.

Zgodzę się z tym, że nie ma niczego nachalnego na tej płycie. Widać tutaj motywowanie, ale bez trybu rozkazującego, oczywiście z wyjątkiem końcowego utworu „Just do it”. W ramach trasy koncertowej spotykacie się z fanami w Empikach oraz udzielacie wielu wywiadów. Wasze wypowiedzi za każdym razem są spójne. To nawet trochę przypomina techniki coachingowe. Planowaliście taką koncepcję trasy i promowania krążka?

R.: Jesteśmy raperami, a nie moralizatorami czy coachami. Najważniejsza jest dla nas muzyka. Reszta to tylko część promocji płyty, ale nie czujemy potrzeby dodawania aneksu do naszej twórczości. Czasami trzeba rozjaśnić drogę, nawet zachęcić do sprawdzenia nowej, ale jeśli ktoś nie będzie czuł potrzeby zmian, to nic to nie da. Nie pomoże nasza płyta, stos przeczytanych poradników ani żaden wykład motywacyjny. Pierwszy krok trzeba zrobić we własnej głowie. Jeśli ktoś jest już zdecydowany, że chce dokonać zmian, to „Optymistycznie” faktycznie może mu pomóc.

Mimo wszystko zrobiło się dość optymistycznie. Myśleliście, żeby wyjść poza obręb rapu i zaangażować się w jakieś akcje charytatywne?

R.: Co chwilę angażujemy się w akcje charytatywne – często gramy koncerty, z których dochód przeznaczany jest na różnego rodzaju szlachetne cele. Co roku w święta organizujemy w MaxFlo zbiórkę dla zwierząt. W grudniu odbyła się 7. edycja.

Wróćmy do tematu płyty. W numerze „Nawyki” mówicie o zmianach na lepsze, m.in. o rzuceniu palenia i zmianie diety. Z pewnością na co dzień jest łatwiej utrzymać się w postanowieniach. A jak dajecie sobie radę na koncertach?

B.: Właśnie od koncertów trzeba było zacząć zmiany, bo tutaj najczęściej obecne są używki. Oczywiście nie jest tak, że nie pijemy wcale, ale to jest po prostu kropla w morzu alkoholu, który wypijaliśmy dotychczas.

R.: Ludzie po przesłuchaniu tej płyty nie powinni myśleć, że jesteśmy „świętoszkami”. Zdrowa dieta, o której wspominamy w „Nawykach” jest ważna i pomaga nam w lepszym funkcjonowaniu, ale to nie jest tak, że do końca życia nie zjem pizzy. Po prostu jeśli już sobie na to pozwalam, to nie „opycham się” burgerami, makaronami i innymi fast foodami. Jednym słowem: staram się minimalizować złe nawyki, ale nie jestem radykałem, który odmawia sobie jednej z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu, jaką jest jedzenie. Nie kupuję samych rzeczy typu: BIO, ECO, 0%. Staram się jeść potrawy nieprzetworzone, zdrowe, przyrządzone w domu bądź w sprawdzonych knajpach i ze sprawdzonych źródeł, a nie ociekające tłuszczem śmieciowe żarcie.

Żadne skrajności nie są zdrowe.

R.: Skrajności tak naprawdę nigdy nie są dobre.

B.: Staramy się znaleźć „złoty środek”. Żaden rozsądny człowiek nie pójdzie ślepo za czymś, tylko dlatego, że Buka i Rahim tak powiedzieli. Dobrze działa zastępowanie. W naszym przypadku sprawdził się sport – jako zastępstwo produkowania endorfin, ale tych pozytywnych, a nie negatywnych, jakie oferuje nam alkohol, papierosy czy inne używki.

R.: Jeśli człowiek na siłę zacznie się zmieniać, obracać wszystko o 180 stopni, to w kryzysowym momencie i tak wróci do starych przyzwyczajeń, nałogów, bo psychika tego nie wytrzyma. Wszystko najlepiej robić stopniowo.

Myśleliście o poważniejszych sportowych wyzwaniach?

R.: W przyszłości chciałbym sprawdzić się w materiach wytrzymałościowo-sprawnościowych. To mnie kręci. Nie planuję za to żadnych zawodów snowboardowych i robienia 360 na hopkach – to już nie ten wiek. Ale to, co jest na miarę moich możliwości i jest osiągalne przy nakładzie odpowiedniej ilości czasu, energii, chęci i wyrzeczeń – czemu nie? Przede wszystkim zrobię to dla siebie, a nie, żeby komuś się przypodobać.

fot. Łuaksz Siekanowicz
fot. Łuaksz Siekanowicz

Buka, jak oceniasz początki 3-ART-u (nowy brand w Trójmieście założony przez Bukę i Skora – przyp. red.)?

B.: Na razie skupiamy się na gronie przyjaciół. Mamy własny kanał na YouTubie. Zaczęliśmy od projektu „Imago” ze Skorem. Włożyliśmy w niego całe serce, mocno się zaangażowaliśmy, a ze smutkiem stwierdzam, że nie zostaliśmy docenieni. Trochę mi to podcięło skrzydła na początku. Mimo wszystko fajnie, że jest to nasza marka. Nie mamy ograniczeń w projektach, które możemy wypuszczać pod szyldem 3-ART. Niedawno ukazała się dość mocna pozycja, „Nowy Porządek” Matiego i Skora. Poza tym pomagamy promować osoby z totalnego undergroundu, np. Toczka, którego nagrania regularnie publikujemy na naszym kanale. W planach jest EP-ka Skora na bitach Cidera. Będziemy też wrzucać pojedyncze numery SumyStyli. Pojawi się też w końcu płyta naszej trójki, bo ten projekt powstał po to, by przygotować grunt pod nowy krążek. Powoli do tego zmierzamy. Wypromowanie zupełnie nowej marki wymaga poświęcenia mnóstwa czasu i ogromnego nakładu pracy. Sam skupiam się też na karierze solowej, więc nie znajduję czasu na wszystko, na co bym chciał.

Ostatnio zauważyłam w twoich wypowiedziach sporo pojęć filozoficznych i filozofowania.

B.: Ja filozofuję (śmiech)? Filozofem się rodzisz albo nie, a ja od zawsze zastanawiałem się nad życiem i światem. To też przejawia się w mojej twórczości. Nie lubię błahych rozmów o niczym. Jestem introwertykiem i lubię poruszać poważne tematy.

Dążyłam do tego, czy były jakieś źródła zewnętrze, które sprowokowały cię do takich rozmyślań, np. książki, filmy?

B.: Ostatnio mam bardzo mało czasu na czytanie i pogłębianie wiedzy. Z biegiem lat, im jestem dojrzalszy, tym jednocześnie staję się bardziej wyczulony na znaki zapytania, które wykształcają się w mojej głowie. Staram się wyciągać wnioski z własnych lekcji.

W numerze „Obiecuję Ci” zauważyłam, że mówicie o czymś takim, co można określić słowem „obecność”. Jak w waszym życiu przejawia się obecność bliskich, którzy odeszli?

B.: Wszystko jest subiektywne. Wierzę w taką energię, która przepływa i krąży przez cały wszechświat. Jesteśmy częścią tej energii, która powraca. Przynajmniej chciałbym, żeby tak było. Pewnie zatwardziali racjonaliści tłumaczą to tylko kreacją naszego umysłu. Ja, mimo wszystko, intuicyjnie wierzę w sferę duchową.

R.: Istnieją teorie, według których pamięć o człowieku zostaje dopóki żyją ludzie, którzy o nim mówią lub go pamiętają. Jeśli kogoś nie wyprzemy z głowy, to on z nami będzie. Prawdopodobnie każdy z nas stracił bliską osobę i przeżywał rozterki oraz dramaty z tego tytułu płynące. Przychodzi jednak moment, w którym te negatywne wspomnienia, złe emocje odchodzą. Pamiętamy wtedy o pięknych chwilach. To pomaga w pogodzeniu się z utratą bliskiej osoby. Zazwyczaj pojawia się uczucie obecności tych, którzy odeszli, kiedy bardzo tęsknimy i cierpimy. Doświadczyłem takiej sytuacji i myślę, że nie jest tajemnicą, o kim teraz mówię. Jednak nie chcę tego „sprzedawać” szerszemu gronu, ponieważ jest to osobista sprawa, którą dotkliwie przeżyłem, i do której podchodzę bardzo emocjonalnie.

Czasami mówicie, że każdy człowiek ma wpływ na świat. Pierwsza myśl, co byście chcieli zmienić, gdyby była taka możliwość?

B.: Marzy mi się, żeby każdy człowiek miał wykształconą w sobie empatię do drugiego człowieka. Myślę, że wtedy świat byłby idealny.

fot. Magdalena Salbert
fot. Magdalena Salbert

R.: Ja postawiłbym na to, żeby ludzie chociaż częściowo odłączyli się od elektroniki i skupili się na kontaktach bezpośrednich, spędzali ze sobą więcej czasu. To pozwala zacieśniać więzi, budować silne relacje. Mnie tego brakuje, więc w każdej wolnej chwili staram się umawiać z przyjaciółmi, nadrabiać zaległości, które często wynikają z mojego zapracowania.

Nowe media pozwalają na lepszy kontakt z fanem, ale są też sporym wejściem w prywatność. Jak odnajdujecie się np. na Instagramie czy Snapchacie?

R.: Przyznam, że nie przepadam za Snapchatem. Nie czuję się odpowiednią osobą do wrzucania tam jakichś treści. My jesteśmy jeszcze pokoleniem Facebooka. Co nowszy portal społecznościowy, to młodsze osoby. Nie podoba mi się takie wchodzenie w prywatność. Ja przede wszystkim tworzę muzykę i nie chcę „sprzedawać” swojego prywatnego życia. Jeśli komuś to przeszkadza, to wcale nie musi mnie słuchać. Nie będę sztucznie podtrzymywał takiej „relacji”.

B.: Nie zmienia to faktu, że w dzisiejszych czasach bez udziału portali społecznościowych nie istniejemy jako artyści. Gdybym nie tworzył muzyki, być może byłbym tym człowiekiem z lasu, który nawet nie założył Facebooka. Zmusiła mnie do tego chęć dotarcia do fanów.

R.: Bardzo tęsknię za czasami, kiedy nie sprawdzało się telefonu w każdej wolnej chwili. Gdyby smartfon nie był moim narzędziem pracy, marketingu i bezpośredniego kontaktu z fanami, pewnie bym go wyrzucił i miał jeden stacjonarny telefon w biurze, żeby był kontakt ze mną tylko wtedy, kiedy jestem w pracy.

Kiedy coś tworzycie, myślicie o tym, jak będzie wyglądał wasz odbiorca, słuchacz?

R.: To już nie te czasy, że siedzimy w podziemiu i nagrywamy dla swoich ziomków. Bez czarowania – to jest nasz zawód. Nie tworzymy „pod publikę”, ale robimy coś, co nam się podoba, co czujemy i w co wierzymy. Dopiero później chcemy, żeby to „zaatakowało” jak najwięcej uszu, serc i umysłów. Nie wierzymy natomiast w teorie, że ktoś nie chce mieć milionów wyświetleń na YouTubie, albo że przeszkadza mu, iż jego kawałek jest grany w radiu.

B.: Nigdy nie patrzyłem na to, kto będzie słuchał mojej muzyki. Tworzyłem coś, bo miałem taką potrzebę, a później chciałem, żeby wszyscy się tym jarali.

fot. Adam Szulecki
fot. Adam Szulecki

Przeglądając twój facebookowy Fan Page, da się zauważyć falę hejtów, m.in. komentarzy w stylu: „gdzie ten stary Buka?!”.

B.: Można to tłumaczyć wzrostem popularności. Kiedyś było pytanie: „gdzie jest Buka z WSPANIAŁEGO WIDOKU…?”, wcześniej: „gdzie jest Buka z OPOWIEŚCI…, z POKOJU 003”, jeszcze wcześniej: „gdzie jest Buka ze ŚWITU…?!” i tak dalej.

R.: Jest tak, że jak dajesz słuchaczowi coś nowego, to mu się to nie podoba. Z doświadczenia wydawniczego w MaxFlo wiem, że warto promować artystów, którzy nie są tendencyjni, nie są trendy, nie wpisują się w to, co jest obecnie modne. Na początku jest hejt, a później ich pozycja się umacnia. Ludzie potrzebują czasu, żeby oswoić się z nowościami, ale czasem trzeba się pogodzić z faktem, że nie trafiliśmy w czyjeś gusta i nie będzie się to podobać każdemu.

B.: Poza tym słuchacze lubią się przywiązywać do starych utworów, bo one kojarzą im się z konkretnymi chwilami z życia.

A przeciwnie? Jakie mieliście pozytywne sytuacje z fanami?

B.: Ostatnio fanka podarowała nam własnoręcznie wyhaftowaną naszywkę z napisem „Pozytywnie”. Kiedyś dostałem od fanów kabanosy. Zainspirowali się chyba moim zdjęciem spod Tesco (śmiech). A tak poważniej – jedna osoba podobno obudziła się ze śpiączki, kiedy moje utwory leciały w tle. Często ludzie przychodzą i mówią, ze ta muzyka zmieniła ich życie, chcą się przytulić na koncertach. I ja to wtedy robię, ponieważ widzę w ich oczach, że rzeczywiście to jest dla nich ważne.

R.: Sytuacji jest sporo, ale najcenniejsze momenty są wtedy, kiedy fani podchodzą do mnie i mówią, że moja muzyka im pomaga. W takich chwilach zdaję sobie sprawę z tego, że wielu ludzi stawia nasze słowa na szali, że są one dla nich na wagę złota. Stają się ich życiową mantrą, a nie tylko tekstem do bezrefleksyjnego powtarzania na koncertach.

fot. Magdalena Salbert
fot. Magdalena Salbert

Zmierzając ku końcowi: jakie macie postanowienia noworoczne?

B.: Muzyka. Jak najwięcej koncertów i nowa płyta. Nie mogę się doczekać chwili, kiedy usiądę i zacznę po prostu pisać. Chcę gdzieś wyjechać, odciąć się i skupić na twórczości. Mam dużo energii do działania. Udało mi się w końcu pokonać swoje demony i wyjść z depresji.

R.: Muzycznie jak na razie nie zdecydowałem się na kolejne projekty, ale tutaj na pewno nie będzie stagnacji. Potrzebuję również celów pozamuzycznych.

Trzymam kciuki za Wasze postanowienia i dziękuję za wywiad, bardzo miło się rozmawiało!

Buka i Rahim: Dziękujemy, nam również było miło. Sprawdźcie nasze teledyski na kanale www.youtube.com/MaxFloRecTV. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jeden × jeden =