Gramy na tym, co jest pod ręką

enchanted huntersEnchanted Hunters to młody trójmiejski zespół grający dream pop. Ich muzyka jest magiczna, pełna emocji i nietypowych dźwięków. Do niedawna formację tworzyły trzy osoby: Małgorzata Penkalla, Magdalena Gajdzica i Patryk Zieliniewicz. Od listopada tego roku dziewczyny grają same. Są zgranym tandemem i z pewnością nie dadzą o sobie zapomnieć. Nam zdradziły szczegóły z życia zespołu.

Jak wyglądał początek Enchanted Hunters?

Gosia: Zespół ma już dosyć długą historię. Zaczęło się gdzieś w 2009 roku, a nawet wcześniej. Wtedy zaczęłam pisać piosenki i poprosiłam mojego kolegę Filipa Szałaska, aby pomógł mi je nagrać. Ostatecznie pracował z nami jeszcze Michał Hoppe. Z tej współpracy wyszły demówki, które wrzuciliśmy na myspace’a. Nagrania usłyszał Michał Biela, czyli mega boss: szef Kristen (zespół ze Szczecina grający mieszankę m.in. post-punku, popu i jazzu, przyp red.) i basista Ścianki (zespołu rockowego z Sopotu, przyp. red.). Spodobały mu się i zapytał, czy projekt Enchanted Hunters nie chciałaby supportować Kristen na koncercie w Papryce. To miało być za jakieś dwa miesiące od propozycji. Pomyślałam sobie… Michał Biela, na maksa, tylko że nie mam zespołu i nie wiadomo, jak te piosenki zagrać. Współpracowałam wtedy z Patrykiem Zieliniewiczem, graliśmy jego rzeczy. Doszliśmy jednak do wniosku, że podejmiemy wyzwanie supportu, ale potrzebujemy jeszcze jednej osoby.

I spotkaliście Magdę…

Gosia: Tak. Dzięki koledze Patryka poznaliśmy Magdę. Okazało się, że ma świetny gust muzyczny i jest „mega ogarniaczem”. Studiuje na Akademii Muzycznej, super śpiewa i gra na flecie. Postanowiliśmy, że w trójkę, już jako pełnoprawny zespół Enchanted Hunters, zagramy przed Kristen. Później już wszystko szybko poszło. Zagraliśmy koncert w Warszawie…

Magda: …bo w międzyczasie Gosia przeprowadziła się do Warszawy i tam poznała wspaniałego Michała Kupicza, producenta naszej płyty. Od strony muzycznej początek wyglądał tak, że graliśmy na instrumentach akustycznych, czyli tych, które mieliśmy pod ręką: gitara, dzwonki, flet. Jakoś tak po roku zaczęliśmy zmieniać instrumentarium, bo na koncertach nie dało się dobrze nagłośnić gitary akustycznej. Zmieniliśmy ją na elektryczną. Pojawiły się wzmacniacze, efekty.

Gosia: I z akustycznego folku zrobił się dream pop.

EHSzufladkowanie muzyki wypada różnie, ale bywa potrzebne. Czy czułyście głód muzyki folkowej, dream popowej na polskim rynku i dlatego zaczęłyście coś takiego robić?

Magda: Nie myślałyśmy za bardzo o polskim rynku. Bardziej o tym, co nam w duszy gra.

Gosia: Jeśli chodzi o stylistykę, wszelkie zmiany i to, że wybraliśmy sobie właśnie taki styl, a nie inny, w zasadzie nie wynikło ze świadomiej decyzji typu: „o, będziemy grać to, bo to jest fajne”. Mieliśmy akurat takie instrumenty pod ręką, więc nagraliśmy taką płytę. Teraz mamy inne instrumenty i będziemy nagrywać trochę inaczej.

Magda: Słuchamy różnych artystów. Także przez to nasza muzyka cały czas ewoluuje, dochodzą do niej jakieś nowe elementy, co słychać w piosenkach. Jeśli gdzieś nam się coś spodoba to wykorzystujemy podobny patent, np. przejścia z refrenu do zwrotki.

Jak wygląda u was praca twórcza?

Gosia: To jest rzecz interesująca. Utwory na pierwszą płytę były głównie moje, które wspólnie aranżowaliśmy. Teraz mamy taki tandem twórczy i każda coś od siebie dodaje. Część utworów jest moja, część Magdy. Dokładamy pomysły na dodatkowe ścieżki itp. W moim przypadku proces twórczy wygląda tak, że jak mi się chce to po prostu siadam i piszę. Ostatnio kupiłam sobie yamaszkę za dwie stówy i jest super. Teraz gram, wymyślam progresje akordów, coś tam sobie dośpiewuję i tak powstaje zarys piosenki. Potem dogrywam milion chórków, przynoszę materiał Magdzie i robimy z tym coś razem.

Magda: U mnie wygląda to różnie. Najczęściej wymyślam coś, gdy nie mam na to czasu, bo powinnam zajmować się czymś na studia, albo mam jakąś ważną pracę. Wtedy najczęściej idę do klawisza, coś tam nucę, śpiewam, improwizuję. Po jakimiś czasie wykluwa się motyw, który trafia do szuflady. U mnie loopy, motywy muszą trochę odleżeć. Czasem okazuje się, że jakiś nowy pasuje do innego i robię układankę. Czasem jest też tak, że od razu wyjdzie mi wszystko.

A kto pisze teksty?

Magda: Ja w ogóle nie mogę się przemóc.

Gosia: Ja powoli zaczynam się przemagać. Teksty na pierwszą płytę napisali moja siostra Hania i Filip Szałasek, z jakimś tam moim malutkim wpływem. Sama piszę od niedawna. Pierwszy tekst, taki w stu procentach mój, powstał do utworu nagranego z Etamem Etamskim. Jest krótki, jakieś dwie linijki. Zrobiłam to całkiem niedawno, bo kilka miesięcy temu. Wtedy się otworzyłam i stwierdziłam, że jestem już taka stara, że głupio prosić młodszą siostrę o teksty. Przyszedł czas, żeby usiąść, być dojrzałym człowiekiem i zrobić to samemu.

enchanted-hunters-peoria-cover-okladkaNa razie macie na koncie płytę „Peoria” z 2012 roku. Kiedy nowy materiał?

Magda: Jesteśmy teraz na etapie nagrywania muzyki do filmu. Musimy skończyć to do końca grudnia. Chciałybyśmy, żeby ten materiał ukazał się też na naszej płycie. Może nie w tej samej formie, jak w filmie. Chciałybyśmy nagrać go jeszcze raz, w studiu z naszym producentem.

Gosia: Tak, jest taki plan, żeby w przyszłym roku wejść do studia i nagrać materiał sensownie, bez pośpiechu. A potem gdzieś go wydać, mieć sławę i kupę pieniędzy. (śmiech)

Jaki to film?

Gosia: Będzie się nazywał „Małe stłuczki”. To pełnometrażowy film fabularny, autorstwa młodych filmowców, Oli Gowin i Irka Grzyba. Współpraca z nimi zaczęła się tak, że graliśmy koncert na festiwalu Lado w Mieście, w Warszawie i oni nas tam widzieli. Po koncercie podeszli i powiedzieli: „Ej, słuchajcie. Strasznie nam pasujecie do takiej jednej sceny, którą będziemy nagrywać. Może chcielibyście w tej scenie wystąpić?” My na to, że pewnie, chcemy wystąpić w filmie. Potem nasza współpraca się rozprzestrzeniła na inne pola. Zaproponowali nam nagranie całej ścieżki dźwiękowej do filmu, a oni w zamian zrobili dla nas teledysk (utwór „Twin”), który teraz jest nominowany do Yachów (nagroda za najlepszy polski teledysk, przyp. red.). Myślę, że ten klip dużo nam dał w kwestii promocji. Nawet, gdy w ramach wymiany graliśmy koncerty w Holandii, ludzie mówili, że znają nasz teledysk. Przez wypasiony klip wydaje się, że jesteśmy super profesjonalnym zespołem. A tak nie jest (śmiech).

Teraz o koncertach. Jesteście znane z dobrych występów…

Magda: Ja najbardziej lubię grać koncerty w małych klubach, dla małej publiczności. Oczywiście z bardzo dobrym nagłośnieniem. Lubie kiedy dobrze brzmimy, kiedy nie muszę się zmagać z salą. Wtedy mam komfort i mogę się wczuć. Dlatego lubię małą scenę. Gosia jest blisko i możemy się jakoś kontaktować. Publiczność wtedy nie gada. Na przykład, gdy grałyśmy przed Yeasayerem w Warszawie, w klubie Basen, podczas naszego występu ludzie czekali na Yeasayer i po prostu cały czas rozmawiali. W ogóle nie mogłyśmy się wczuć. Teraz mogę przyznać też, że najlepsze występy to te ostatnie. Po czasie od wydania płyty materiał się osadził i dopiero teraz możemy tak w pełni bezstresowo podejść do koncertu.

Gosia: Ostatnio jest też inaczej dlatego, że gramy we dwie. Było to zawirowanie. Jednak jest dobrze. Nagle okazało się, że Magda gra ścieżki, które grał Patryk, albo też coś innego i we dwójkę jesteśmy w stanie to ogarnąć. A nawet gra nam się bardzo dobrze.

enchanted hunters OffKiedy koncert w Trójmieście?

Magda: Zaraz. Nie wiemy jeszcze dokładnie, ale w jakoś między świętami a Sylwestrem.

Gosia: Wystąpimy z Etamskim (muzyk i producent muzyczny pracujący w Trójmieście, przyp. red.). To nie będzie normalny koncert Enchanted Hunters. Trochę chórków i melodii, a trochę super bitów.

Skoro mówimy o Trójmieście… jesteście z nim związane? Inspiruje was?

Gosia: Mnie bardzo. Większość piosenek, które powstały na płytę Peoria powstały, gdy snułam się po Trójmieście, szczególnie po Gdańsku. Chodziłam nad morze, spacerowałam po dziwnych dzielnicach jak Orunia, albo Nowy Port. Przez bardzo dużą część mojego życia chodziłam z odtwarzaczem po mieście. Klimat Trójmiasta jest mi bardzo bliski i na pewno inspirujący. To, że my tu mamy morze jest jakaś cudną sprawą. Nawet jeżeli Magda przeniesie się w końcu do Warszawy to i tak pozostaniemy zespołem Trójmiejskim. Trudno przecenić ten wpływ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzy × jeden =