Na dwa głosy: Foxcatcher
4 min readCo się dzieje ze sportowcem, który sięga dna? Bennett Miller po oscarowym „Moneyball” przenosi się na sale zapaśników. Tuż przed nominacjami do nagród Akademii bierzemy na celownik jednego z faworytów, czyli „Foxcatchera”.
Magdalena Drozdek: Mark Schultz (Channing Tatum) to mistrz olimpijski w zapasach. Sukces szybko mija, a sportowcowi nie pozostaje nic innego jak nudne treningi. Nie pomaga pnący się po szczeblach kariery brat (Marku Ruffalo) – również złoty medalista w tej samej dyscyplinie. Nagle w życiu Marka pojawia się ekscentryczny milioner John Du Pont (Steve Carell). Zaprasza go na swoją farmę i karmi wizją wygranych olimpiad. Mark rozpoczyna treningi na tytułowej farmie Foxcatcher, udaje mu się ściągnąć brata z rodziną. Brzmi świetnie, ale z dramatami nigdy nic nie wiadomo.
Marek Listwan: Oparta na faktach historia o dwóch amerykańskich zapaśnikach i milionerze – czyż nie brzmi to jak kolejna oklepana, motywacyjna bajeczka o tym jak to nigdy nie należy się poddawać, a w końcu osiągniemy sukces? Cóż, brzmi, ale nie do końca tak jest. Mam jednak wątpliwości czy to dobrze…
Magda: Cóż… sama historia wydaje się być dość nudna. Mnie na początku przed zaśnięciem uchroniła aparycja Channinga Tatuma i fakt, że pierwszy raz widzę Steve’a Carella w niekomediowej odsłonie. Ja jednak będę bronić „Foxcatchera”, bo jako dramat spisuje się całkiem nieźle.
Marek: Dla mnie „Foxcatcher” to film… trudny. Z jednej strony bardzo doceniam role trójki głównych bohaterów, bo Channing Tatum w końcu nie gra tępego osiłka z pistoletem, Steve Carell nie robi debilnych min, a Mark Ruffallo jest sam do siebie niepodobny. Poza tym, mam taką małą nerwicę: zawsze przy filmach biograficznych sprawdzam jak w rzeczywistości wyglądali główni bohaterowie – po seansie wyczuwam nominację do Oscara za charakteryzację. Z drugiej strony, te zalety nie ratują wg mnie filmu, którego smętną fabułę można opowiedzieć w trzech zdaniach.
Magda: Tatum jest po raz pierwszy brzydki w filmie. Jego bohater niemal błaga o litość tymi swoimi ślepiami a’la zbity cocker spaniel. A Steve Carell pewnie doczeka się nominacji, bo rzeczywiście podobieństwo do prawdziwych postaci jest tu konkretne.
Marek: Tatum wygląda jak Tatum, nie przesadzaj. Po prostu mało się odzywa i robi smutne minki. Chwała reżyserowi za obsadzenie go w takiej a nie innej roli. Ale tak jak wspomniałem – to nie ratuje filmu, który zwyczajnie jest nudny i o niczym.
Magda: Smutny los byłego sportowca. Raz jesteś na szczycie, osiągasz szczyt swoich marzeń, a następnego dnia jedziesz na trening starym oplem. Właśnie taki minimalistyczny scenariusz najlepiej sprawdza się w dramatach. Spodziewałeś się wybuchów i spontanicznych piosenek po takim temacie? Historia Marka mimo wzlotów jest właściwie beznadziejna. Jak już pojawia się iskra nadziei na tym padole ciemności – to trafia na psychopatę.
Marek: Nie spodziewałem się wybuchów, ale z pewnością też nie tego, że 2 godziny będą mi się ciągnęły jak wieczność. Ten film ma ciekawe pierwsze 20 minut i ostatnie 5. To chyba troszkę za mało jak na poważną produkcję.
Magda: Według mnie, po świetnym „Moneyball” Miller po raz kolejny udowadnia, że nikt tak jak on nie potrafi opowiadać o kulisach sportu. Zmienia się jedynie dyscyplina. Klimat jest ciężki i siedzi jak mgła nad farmą Du Ponta, ale aktorzy powinni cię nie raz przekonać, że właśnie oglądasz coś dobrego. Ja dałam się im złapać. Trio głównych bohaterów przechodzi samych siebie – jeśli mogę pozwolić sobie lekko popłynąć.
Marek: Nie krytykuję aktorstwa trzech panów, raczej smętność historii. Jak wspomniałem, jest to film trudny. Trudny przez swoją nierówność. Nawet nie wiem jak go do końca ocenić, to tak jak z moją pierwszą recenzją w CDNie: dobre aktorstwo, marna i nudna historia. Jak to w ogóle możliwe? Nie wiem, może czegoś nie załapałem, ale mam po tym filmie strasznie mieszane uczucia.
Magda: Im dłużej myśli się o tym filmie tym chyba bardziej się podoba. Kto by pomyślał, że Mark Ruffalo w końcu będzie mógł sobie pograć. „Foxcatcher” trzyma przez cały czas równy poziom. Miller ładnie prowadzi bohaterów. I założę się że każda dziewczyna będzie miała ochotę choć raz przytulić smutnego Channinga. Szykuje się nominacja, a kto wie czy nie kolejny Oscar dla tego reżysera.