Sądźmy, a będziemy sądzeni?
2 min readJeżeli widzieliście „Sierpień w hrabstwie Osage”, to podczas seansu „Sędziego” doznacie swoistego déjà vu – wydaje się, że Davidowi Dobkinowi spodobało się dzieło Johna Wellsa i postanowił stworzyć jego zmaskulinizowaną wersję. Ale niech to w żadnym wypadku nie zniechęca Was do obejrzenia najnowszego komediodramatu reżysera „Polowania na druhny”.
Kiedy głównemu bohaterowi filmu, prawnikowi Hankowi Palmerowi (Robert Downey Jr.), umiera matka, powraca on w rodzinne strony. Na miejscu dowiaduje się, że jego ojciec, znany w całym miasteczku sędzia (Robert Duvall), podejrzany jest o zabójstwo podsądnego. Hank decyduje się dotrzeć do prawdy i pomóc ojcu, jednocześnie odnawiając relacje z rodziną, z którą stracił kontakt wiele lat wcześniej, uciekając z miasteczka.
Oś filmu tworzy trudna relacja ojciec-syn. Z boku znajdują się dwaj bracia głównego bohatera: starszy, Glen, któremu pisana była kariera baseballisty oraz młodszy Dale, lekko upośledzony amator filmowania wszystkiego, co dzieje się dookoła. Wydają się oni tworzyć strefę buforową między Hankiem, a ojcem, który szczerze pogardza „środkowym” synem. Brzmi znajomo? Przypomnijmy sobie „Sierpień w hrabstwie Osage”: trudna relacja córki z matką, dwie siostry grające drugie skrzypce, lekkie patologie w relacjach poszczególnych członków rodziny, małomiasteczkowa sceneria. Nie jest to coś, co powinno zniechęcić do obejrzenia „Sędziego”, ale niestety świadczy o tym, że obraz ten powiela pewien schemat, który gościł już na ekranach kin. Nie zobaczymy raczej niczego nowego, a sprawia to, że scenariusz jest w dużej mierze przewidywalny.
Jeżeli porównywać grę aktorską, mniej korzystnie wypada „Sędzia”. W filmie brak takiej wirtuozerii, jaką w swoich kreacjach zaprezentowały Meryl Streep i Julia Roberts. Downey Jr. gra z charakterystycznym dla siebie, komediowym zacięciem, a Duvall autentycznie, twardo. Ich gra aktorska jest bardzo dobra, ale brakuje tu prawdziwych emocji, które wciskają w fotel, wyciskają łzy. W rolach drugoplanowych jest dużo gorzej: była dziewczyna Hanka, Samantha Powell (Vera Farmiga) jest dość mdłą i pozbawioną konturów postacią, z kolei prokurator – Dwight Dickham (Billy Bob Thornton) zdaje się dawać z siebie minimum konieczne do uzyskania gaży.
Choć film zalicza się do dramatu, obecnych jest w nim wiele momentów, które rozśmieszają widza. To stary amerykański styl: kino zachowawcze, dość bezpieczne, niezłe. Film nieco się dłuży – działa to na jego niekorzyść, bo rozbija mocne końcowe uderzenie – to łupnięcie rozłożone jest na tyle części, że zupełnie traci swoją siłę. Może nie jest to pozycja obowiązkowa, ale przyjemne, można rzec rodzinne kino na niedzielny wieczór.