The Dumplings wiercili w głowach i brzuchach

Gama piątkowych opcji na wieczór zalewa nas swoją różnorodnością, ale także rutyną i tandetą. Czasem pojawiają się na szczęście akustyczne perełki. Koncert The Dumplings w Sfinksie 25 kwietnia zdecydowanie wybił się wśród swoich rywali. Półtorej godziny niezwykle dobrej, awangardowej muzyki i  prawdziwych emocji to niezastąpiony początek weekendu.

Po świętach myśl o pierogach z pewnością przyprawia nas o mdłości. Na szczęście te miano nie tyczy się tylko polskiej potrawy. Świetny, młody duet, który w swojej nazwie zespołu skradł ich angielski odpowiednik zaskakuje polską, dość sceptyczną publikę. Z pewnością pojawiając się w naszych skromnych sopockich progach nie przyprawił nikogo o mdłości, lecz o ciarki. Ich muzyczne twory fascynują świetnymi elektronicznymi brzmieniami, wokalem i niebanalnym przekazem. Typowi to oni z pewnością nie są, a owa nieszablonowość to ich mocny atut.

Rozpoczęli swój występ z opóźnieniem, około 20.40,  ale i z rozmachem, co istotniejsze. Pierwszy utwór How many knives” wywołał falę entuzjastycznych okrzyków. Faktycznie, z pierwszym dźwiękiem przeszedł przez słuchacza strumień niepowtarzalnej muzycznej energii, a na ustach mimowolnie cisnął się uśmiech. Nie mówiąc o kończynach, wszystkie nogi poszły w rytmiczny ruch, a ręce wysoko w górę.  

 

Mimo wielkiej rzeszy fanów i rozrastającej się kariery w mgnieniu oka, na każdym kroku przejawiała się skromność młodych artystów. Samo przywitanie, a także kolejne dopowiedzi i prośby ubarwione były w swoistą nieśmiałość. Jednak w brak ich pewności w moc swoich świetnych kompozycji nie uwierzę. Justyna Świąs i Kuba Karaś- nastoletni twórcy, piszą o sobie z dystansem – niepozorna fanka kóz kochająca muzykę równie bardzo, co jej zdrowo szurnięty kolega poznają się w 2011 roku, gdy Ona prosi go o akompaniament na konkurs piosenki. Ona- fanka klasycznych brzmień i spokoju. On lubiący bas wiercący dziurę w brzuchu i eksperymenty z dziwnymi dźwiękami.  Zdecydowanie w brzuchach przybyłych do Sfinksa wywiercili wielkie dziury, w głowach także, teksty skłaniają do namysłu.

DSC_0030Do uszu dochodziły kolejne piękne piosenki, „Freeze”, „Today”, „Nie słucham” i wiele innych. Niespodzianką było zagranie nowych utworów na debiutancką płytę, którą planują wydać już w maju. Koniecznie zaopatrzcie się w ten krążek, alternatywne kombinacje doskonale poprawiają humor. Duetowi nie uszło na sucho przedwczesne czmychnięcie ze sceny, bis okazał się nieunikniony. Finalnie uderzyli Słodko-słonym ciosem, co było idealnym zwieńczeniem miłego wieczoru. Kto nie dotarł i teraz żałuje, niech żałuje, wręcz niech zwija się z żalu, bo jest czego!

Podpytany przy końcu koncertu Maciej rzekł: to za przeproszeniem gówniarze, ale tak genialną muzykę mają, że niejeden doświadczony artysta do pięt im nie dorasta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć × 4 =