„Dziennikarzem śledczym się bywa” – rozmowa z Piotrem Świerczkiem
4 min readPodczas warszawskiej Konferencji Mediów Studenckich Piotr Świerczek był prelegentem panelu na temat dziennikarstwa śledczego. Była to okazja, aby dowiedzieć się, jak wygląda codzienność w tym fachu od laureata dziennikarskiej nagrody Grand Press z 2022 roku.
W trakcie spotkania wypowiedział Pan zdanie: „Dziennikarzem śledczym się bywa, a nie jest”. Panie Piotrze, co miał Pan na myśli?
Nie każdy materiał, który robimy, jest dziennikarstwem śledczym i nie zawsze temat, którym się zajmujemy, wymaga nadzwyczajnych środków i nadzwyczajnej uwagi. Nie zawsze opiera się na dokumentach lub informatorach. Takie tematy, to wbrew pozorom nie jest moja codzienność. Czasami nad nimi pracuję, ale w większości wykonuję po prostu pracę dziennikarską.
Jak wygląda codzienność w środowisku dziennikarskim, czy jest to wyścig szczurów, czy jednak można tam dostrzec solidarność?
Każdy pielęgnuje swój temat jak własne dziecko, jest wręcz egoistycznie zakochany w tym, co robi i jak podchodzi do danego tematu. Podpatrujemy się. Każdy ma swój sposób opowiadania. Różnimy się stylem, lubimy inne gatunki lub inne inne tematy, inne gałęzie: ktoś bardziej lubi wojsko, a ktoś sprawy społeczne. Czy to jest rywalizacja? Tak, o ile rywalizujemy o nagrody za różne materiały. Ale to wciąż jest zdrowa rywalizacja i nie porównałbym tego do klasycznej korporacji. Dziennikarstwo, mimo, że pracujemy w dużych firmach, mamy „owocowe czwartki” lub systemy wynagradzań i premiowania dostosowane do systemów korporacyjnych, ten zawód wciąż się wymyka takim podstawowym zasadom chociażby dlatego, że pracujemy w niestandardowych godzinach. Czasami bywa tak, że wykonujemy pracę w nocy, często rano montujemy albo dostosowujemy swoją pracę na montażu do godzin szkoły swoich dzieci. My możemy to robić, a tradycyjna korporacja, to jednak praca od godziny do godziny, w takim systemie, dla którego charakterystyczny jest open space – rano się widzimy, a wieczorem z pracą się żegnamy. Ja się z pracą często nie żegnam przez kilka dni, więc trochę inaczej to wygląda.
Jakie tematy najchętniej Pan porusza? Jeżeli ma Pan na przykład dużo zgłoszeń do wyboru, to które wybiera w pierwszej kolejności?
Myślę, że wartość tematu decyduje o tym, co podejmuję, czy temat da się rozszerzyć. Teraz dziennikarstwo śledcze to nie tylko dziennikarstwo jednokierunkowe. Sam temat nie wystarczy, by przykuć uwagę widza i pociągnąć tę historię. Staramy się robić tematy znacznie szerzej i próbujemy wyłuskać z tych wszystkich, które leżą gdzieś tam pod naszym biurkiem te, które dotyczą większej liczby osób. Innymi słowy takie, w których ktoś może się odnaleźć, bo mogą go dotyczyć. Czyli po prostu są to bardziej takie case study. Szukamy przykładów dla innych tego typu nieprawidłowości. Jeżeli się okazuje, że są one na tyle szerokie, że dotyczą nie tylko jednego punktu, jednego miejsca, jednej firmy, to zaczynamy je robić.
Jak to jest być dla takich ludzi ostatnią deską ratunku jako dziennikarz, który może przekazać społeczeństwu ich sprawę?
To jest w pewnym sensie fatalne. Bo ja wiem, że jeśli ja tego nie zrobię właściwie, to ta osoba nie ma się już gdzie zwrócić. Wiem też, że nie każdy temat podejmę i to jest przykre. Często odprawiam z kwitkiem osoby, które liczyły, że to ja będę tą osobą, która im pomoże, a ten temat zwyczajnie na przykład nie nadaje się do formatu, w którym pracuję. Ale staram się wtedy pomóc tym osobom w inny sposób, dając im namiary do dziennikarzy, którzy są wyspecjalizowani w danym temacie czy danej dziedzinie lub pracują po prostu bliżej miejsca zamieszkania tej osoby – chodzi o dziennikarstwo lokalne.
Wspomniał Pan podczas panelu o tym, że wystrzega się pewnych tematów, które na przykład wkraczają w sferę intymną danych osób.
Tak, dlatego, że nie jestem w stanie już robić tematów, które na przykład dotyczą dzieci, bo sam mam dzieci. To by było dla mnie za dużo, ja bym od razu zastanawiał się „A co by było, gdyby to dotyczyło mojej dwójki?”. Tak, pewne tematy wyrzucam. Kiedyś byłem bardziej impregnowany i może trochę mniej empatyczny, co w pewnym sensie pomagało mi zachować profesjonalizm i na chłodno studiować dany temat, a to wbrew pozorom sprzyja profesjonalizmowi. To znaczy, nie możemy się często utożsamiać z bohaterem, bo na samym końcu to się źle kończy.
A propos profesjonalizmu, czy mógłby Pan wytłumaczyć na sam koniec tezę o tym, że Prawo i Sprawiedliwość „uzdrowiło” w pewien sposób polskie dziennikarstwo?
To jest kontrowersyjna teza, oczywiście zawsze będę się podpisywał, że jestem jej twórcą, ale już się szybko wytłumaczę. Generalnie te ostatnie 8 lat to nie były rządy, które lubiły dziennikarzy, dlatego że dziennikarze mocno deptali poprzedniej władzy po piętach. Po jednym z moich materiałów próbowano nawet nałożyć karę na moją stację, a w konsekwencji ją zlikwidować. Jeśli ma się do czynienia z takim traktowaniem, to każdy materiał musi być wnikliwie obejrzany, przestudiowany, na każdą tezę musimy mieć dowód: papier, dokument lub rozmówcę. Innymi słowy, ta niechęć poprzedniej władzy do nas objawiła się tym, że nasze materiały były dokładniejsze, bardziej wnikliwe i zwyczajnie lepsze.
***
Wywiad został przeprowadzony 1 marca 2024 roku, podczas VII Konferencji Mediów Studenckich w Warszawie.