W poszukiwaniu kolejnego Homelandera. Recenzja pierwszych odcinków „Gen V”

Gen V plakat

Fot. Prime Video, materiały prasowe

Pierwsze pięć odcinków Gen V już za nami.  Serial na pierwszy rzut oka wygląda jak wiele innych dram o życiu nastolatków. Już po obejrzeniu pierwszych pięciu minut odcinka pilotażowego wiemy jednak, że mamy do czynienia z serialem z uniwersum The Boys. W spinoffie jest równie dużo wnętrzności, płynów ustrojowych i ujęć członków, co w oryginale. Ale czy serial dorównuje mu jakością?

Witamy na Uniwersytecie Godolkina

Gen V przenosi nas z siedziby Vought International do Uniwersytetu Godolkina – placówki, która już przeszło czterdzieści lat kształci kolejne pokolenia superbohaterów. Uczniowie Godolkina rywalizują między sobą o miejsce w rankingu, którego zwycięzca ma zagwarantowane miejsce w mitycznej Siódemce. W świat college’u dla superbohaterów wprowadza kontrolująca krew Marie Moreau.

Główną bohaterkę serialu poznajemy w dniu, w którym nie tylko odkryła swoje zdolności, ale i zabiła swoich rodziców. A to wszystko na oczach młodszej siostry. Marie zdeterminowana, aby udowodnić siostrze (i sobie), że nie jest potworem do Godolkina trafia z jasnym celem –  zdobyć pierwsze miejsce w rankingu i zostać pierwszą czarnoskórą kobietą w Siódemce. Początkowo uważa, iż przeszkodzić jej w tym może śmietanka towarzyska college’u: Golden Boy (numer jeden), Cate (dziewczyna Golden Boya i jego przyszła menadżerka), Jordan (numer dwa) i Andre (numer trzy). Nie pomaga również jej współlokatorka Emma, która zamiast ratować ludzi woli się skupić na imprezowaniu i rozwijaniu kariery youtuberki. Oczywiście, kiedy w grę wchodzi Vought nic nie jest takie jak się wydaje. Nagłe samobójstwo Golden Boya zmienia wszystko. Marie przekonuje się, że zamiast walczyć z innymi superuczniami, musi zmierzyć się z władzami uniwersytetu. 

Dobrzy superbohaterowie = nudni superbohaterowie

Pokolenie V odwraca dynamikę znaną nam z The Boys, stawiając w roli antagonistów pozbawionych nadludzkich zdolności dorosłych. Superstudenci, natomiast nie są narcystycznymi, uzależnionymi od używek mordercami. To po prostu zagubione dzieciaki, które nie wiedzą, kim chcą być i kiepsko dogadują się z rodzicami. Daleko im do Homelandera i spółki. Niestety nie tylko pod względem okrucieństwa. Główni bohaterowie spinoffu wypadają dosyć blado w porównaniu do pierwszoplanowych postaci Chłopaków, które są moralnie zepsute, ale też niezwykle charyzmatyczne. W mniej barwnym świecie uczniowie Uniwersytetu Godolkina mieliby szansę zabłysnąć. W przerysowanym uniwersum The Boys wypadają blado.

Studenci superuniwersytetu nie przekonują, jednak tego samego nie można powiedzieć o ich supermocach, które pokazano inaczej niż do tej pory. Zdolności nabyte dzięki Związkowi V nie mają na celu jedynie sparodiowania superbohaterów ze stajni Marvela i DC. Służą za metafory problemów, z którymi boryka się wielu młodych ludzi: samookaleczanie, zaburzenia odżywiania, uleganie manipulacji czy też zaakceptowanie tożsamości płciowej. The Boys nie boi się poruszać kwestii społecznych, wręcz przeciwnie. Często jednak robi to w sposób niemal karykaturalny. Spinoff serialu pokazuje, że subtelność też jest skuteczna. 

Nawiązania do oryginału

Akcja Pokolenia V rozgrywa się między trzecim a czwartym sezonem Chłopaków, o czym twórcy przypominają nam już w pierwszym odcinku opowiadając o sprawie sądowej Homelandera. Dodatkowo, w każdym z pięciu odcinków serialu można dostrzec mnóstwo easter eggów. Nie ma sceny, w której niej nie byłoby plakatów z filmami Siódemki czy gadżetów z logo Vought. W serialu pojawiły się również dobrze znane widzom postacie: A-Train, Deep i obecna prezes Vought International, Ashley Barrett. Eric Kripke, który sprawuje piecze nad wszystkimi projektami z uniwersum, potwierdził również, iż kilka postaci z Gen V odegra rolę w czwartym sezonie Chłopaków.

Gen V warto obejrzeć, chociażby ze względu na nawiązania do oryginału. Spinoff broni się głównie charakterystycznym klimatem i estetyką. Pozostawia jednak pewien niedosyt – do końca pierwszego sezonu zostały trzy odcinki, a można odnieść wrażenie, że historia nie rozkręciła się jeszcze na dobre. O głównych bohaterach można powiedzieć to samo. Nie zapominajmy jednak, że pierwszy sezon The Boys był najsłabszy. Dopiero w drugiej odsłonie serial zaczął naprawdę błyszczeć. Być może Gen V czeka podobny los.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwadzieścia − szesnaście =