18/12/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Zmarnowany potencjał, czyli recenzja filmu „Kobieta w oknie”

3 min read

fot. imdb.com

fot. imdb.com

W dobie rosnącej popularności produkcji Netflixa, wydawać by się mogło, że coraz mniej dbamy o to, czy film, który zamierzamy obejrzeć, jest wart naszego czasu. Stawiamy głównie na rozrywkę. Mimo to, kiedy na tej platformie widzimy w proponowanych taki film jak „Kobieta w oknie”, z hollywoodzką obsadą i znanym reżyserem, nasze oczekiwania rosną. Jednak niestety to kolejny wytwór, który możemy włożyć do przepełnionej szuflady wraz z innymi kiepskimi, netflixowymi produkcjami.

„Kobieta w oknie” to adaptacja powieści A. J. Finna pod tym samym tytułem z 2018 roku. Anna Fox (Amy Adams), psycholożka dziecięca, cierpi na agorafobię. Przyjmuje dużo leków i popija je litrami alkoholu. Całe dnie spędza na oglądaniu starych, amerykańskich filmów oraz na obserwacji swoich sąsiadów. Jej uwagę przykuwa rodzina Russellów (Gary Oldman, Julianne Moore, Fred Hechinger), która niedawno przeprowadziła się po drugiej stronie ulicy. Pewnego dnia jest świadkiem morderstwa.

Fabuła filmu, chcąc nie chcąc, od razu przywodzi na myśl thrillerowe klasyki, rodem z kina autorstwa Alfreda Hitchcocka. Nic bardziej mylnego, bowiem wiele aspektów „Kobiety w oknie”  nawiązuje do słynnego „Okna na podwórze” (1954) angielskiego reżysera. Choć na pewno nie może się z nim równać.

Po mocnych pierwszych 20 minutach, odczuwalna jest rosnąca ciekawość rozwojem akcji. Dostajemy intrygujące wprowadzenie, zarys osobowości głównych bohaterów oraz w końcu krwawą zbrodnie. Wszystko okraszone klimatyczną muzyką taką jak na thriller przystało. Reżyser, Joe Wright, niemal jak podczas pieczenia ciasta, wsypał wszystkie potrzebne składniki. Wydawać by się mogło, że jednak z czasem pomylił się w swoim własnym przepisie. Momentami aż dziw bierze, że to ten sam reżyser, który nakręcił „Dumę i uprzedzenie” (2005), „Pokutę” (2007) czy chociażby niedawno „Czas mroku” (2017).

Wraz z mijającymi minutami, nasz entuzjazm opada. Początkowe wątki, jak na przykład zmagania Anny ze swoją chorobą, odchodzą w niepamięć. Nie wiedzieć czemu. Zamiast tego, pojawiają się nowe, choć nie można pozbyć się myśli, że są one oderwane od wcześniejszej fabuły i nie tworzą ze sobą jednolitej, spójnej całości. Jakbyśmy oglądali trzy albo nawet cztery inne filmy jednocześnie szkoda, że żaden z nich nie jest dobry.

fot. imdb.com

Obserwujemy typowe dochodzenie głównej bohaterki do prawdy, charakterystyczne dla filmów z tego gatunku. Oczywiście w kluczowych momentach policja jej nie wierzy, bo przecież jest niestabilną, schorowaną kobietą, nieświadomą otaczającego ją świata. Na całe szczęście pod względem aktorskim „Kobietę w oknie” na swoich barkach nosi świetna Amy Adams („Ostre Przedmioty”, „Nowy Początek”), która nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu i również w tym przypadku nie jest inaczej. Szkoda, że nie pomagają jej inne hollywoodzkie gwiazdy jak Gary Oldman, Julianne Moore czy Jennifer Jason Leigh, którzy chwilami zawodzą. A może po prostu nie dostali wystarczającego czasu na ekranie.

Plusem natomiast są elementy wizualne jak właśnie muzyka, ale praca kamery czy dialogi bohaterów wołają o pomstę do nieba. Po połowie czasu film po prostu nudzi. Nie jest także trudno domyślić się jego zakończenia, które zostaje rozwiązane w iście amerykański sposób.

„Kobietę w oknie” można podsumować dwoma słowami, które pojawiły się już w tytule  zmarnowany potencjał. W szczególności z taką obsadą oraz reżyserem, którym nie udało się uratować tonącego okrętu a właściwie bardziej przyczynili się do jego katastrofy. Być może dla zwykłych zjadaczy chleba jest to interesująca alternatywa na sobotni wieczór. Wydaje mi się jednak, że powinniśmy mieć większe oczekiwania co do filmów produkowanych przez Netflixa (albo oni sami powinni). Spodziewałam się przyszłego kandydata do Oscarów, a dostałam kolejnego, niewyróżniającego się przeciętniaka. Natomiast Amy Adams po raz kolejny będzie musiała obejść się smakiem ze złotą statuetką, przyznawaną przez Akademię Filmową. Quo vadis, Netflix?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

11 + osiem =