„Harleen”, czyli historia pewnego uśmiechu
3 min readHarley Quinn (znana również jako Harleen Quinzel) to jedna z bardziej rozpoznawanych postaci DC Comics. Dawna pani psychiatra, która oszalała na punkcie Jokera, a później się z nim związała – w ten sposób wkroczyła na przestępczą ścieżkę. Pojawiła się w niezbyt udanym filmie „Legion Samobójców”, a rok temu (nieszczęsny 2020) wystąpiła w solowym, bardziej feministycznym, filmie „Ptaki Nocy”.
„Harleen” to trzeci na naszym rynku album z serii DC Black Label – kolekcji mrocznych komiksów, w których nie ma tematów tabu, ozdobników i cenzury. Za „Harleen” odpowiada Stjepan Šejić (scenariusz i rysunki), znany twórca komiksowy („Aquaman: Underworld”, „Sunstone”), który postanowił na nowo opowiedzieć historię legendarnej antybohaterki.
Młoda doktor psychiatrii, Harleen Quinzel, przybywa do Gotham ze szlachetną misją – jest bliska znalezienia lekarstwa na szaleństwo nawiedzające miasto, co może pomóc w diagnozie socjopatii. Jej badania rokują na tyle dobrze, że sam Bruce Wayne postanawia je sponsorować. Tym sposobem Harleen trafia do azylu Arkham, w którym osadzeni są najniebezpieczniejsi złoczyńcy. Dr Quinzel zaczyna coraz więcej czasu spędzać z przestępcami, a jej badania zamieniają się w niezdrową fascynację jednym z nich – Jokerem, do którego coraz bardziej się zbliża…
„Harleen” to bardzo przemyślana historia, która rozwija w odpowiednim tempie. Nie jest to coś wybitnego, aczkolwiek przyjemnie się ten komiks czyta. Mamy tutaj schemat zaczerpnięty z typowych romansów – szara myszka spotyka niegrzecznego przystojniaka, w którym powoli się zakochuje. Ich toksyczna relacja opiera się na zaangażowaniu jednej strony – Harleen, która myśli, że uda jej się ocalić Jokera i będą żyli długo i szczęśliwie… Oczywiście żaden happy end nie następuje, a Harley niszczy samą siebie. Nie działa ona racjonalnie – jest zakochana („miłość rządzi się swoimi prawami”), a w dodatku sama nie znajduje się w najlepszym stanie psychicznym, co czyni ją bardziej podatną na wszelkiego rodzaju manipulacje i oszustwa ze strony Jokera.
Ogromnym plusem jest fakt, że Harley w tym komiksie jest po prostu ludzka. Widzimy samotną kobietę, zmęczoną pracą w mało przyjemnym środowisku, która nie potrafi sobie poradzić rzeczywistością. Nie jest sprowadzona wyłącznie do swojego wyglądu, ani przeseksualizowana – nie ujrzymy Harley w krótkich szortach czy w crop topach (co miało miejsce np. w „Legionie samobójców”). W tle mamy Gotham, mroczne miasto, w którym Batman i komisarz Gordon walczą z przestępczością. Pojawiają się również pytania o to, czy wszyscy zasługują na drugą szansę (a w szczególności przestępcy), jak powinien działać system wymiaru sprawiedliwości oraz w jaki sposób należy zwalczać przestępczość. Jest też ambiwalentne zakończenie, tak samo ambiwalentne jak relacja Harley i Jokera.
Jeżeli chodzi o stronę wizualną – komiks ma przecudowną okładkę, która zachwyca i jednocześnie przeraża uśmiechem Harley. Stjepan Šejić sprytnie wykorzystuje kompozycje kadrów, uwypuklając kontrast, albo podobieństwo między postaciami. Bardzo podoba mi się oprawa graficzna koszmarów głównej bohaterki, jednocześnie muszę przyznać, że plansze reklamowe, alternatywne okładki (pokazane na końcu) podobają mi się bardziej niż te wewnątrz komiksu. W moim odczuciu twarze postaci występujących w komiksie są podobne do siebie, a sama twarz Harley wydaje się czasem niedokończona, niedopracowana. W dodatku format „Harleen” nie jest standardowym rozmiarem komiksu, przez co dosyć mocno odstaje od reszty mojej kolekcji.
„Harleen” to moje pierwsze prawdziwe zetknięcie z historią postaci Harley Quinn (wcześniej przeczytałam wyłącznie „Harley Quinn: Miejska gorączka” i to tylko jeden tom z serii), co przekłada się na to, że oceniam go dosyć pozytywnie. Podejrzewam, że dla osób, które zwracają się bardziej w stronę DC Comics, znają historie tych bohaterów, będzie to komiks raczej przeciętny.