24/11/2024

CDN

TWOJA GAZETA STUDENCKA

Walcząc o korzenie – „Polski hip hop posiada wiele twarzy”

4 min read
Okładka „Polski hip hop posiada wiele twarzy”
Okładka „Polski hip hop posiada wiele twarzy”

Literatura hip-hopowa na polskim rynku rozwija się: powoli, acz sumiennie. Kiedy głośno było o promowanej wówczas „Antologii polskiego rapu”, „Polski hip hop posiada wiele twarzy” niezauważony i nienarzucający się publice (ściśle limitowany nakład) pozostał w cieniu. A przyznajcie, że obok promującego wydawnictwo hasła: – „książka jest zbiorem niecenzurowanej wiedzy opartej na faktach” – trudno przejść obojętnie.

– „Ta książka to proza” – prawie na samym początku pisze wydawca, by asekuracyjnie zaznaczyć, że nie doświadczymy w niej, jak sam twierdzi, „wykręconych form gramatycznych, bajkowych metafor czy literackich porównań”. Niech w pierś uderzą się zatem wszyscy prozaicy, którzy w iście sienkiewiczowski sposób mieli czelność swoją narrację wzbogacać językowymi wariacjami. Autorzy zresztą, bo jest ich dwóch, kończąc swą opowieść, bezceremonialnie stwierdzają, że nie przejmują się błędami w niej zawartymi, bo ich książka „nie jest pracą magisterską z gramatyki czy stylistyki języka polskiego”. I faktycznie, nagromadzenie uchybień interpunkcyjnych, fleksyjnych pomyłek, składniowych nieścisłości i kompozycyjnego chaosu, może przytłaczać. Ba, całość napisana jest dość karkołomnie. Sprawia często wrażenie obcowania z luźnymi wątkami na forum tematycznym. Szkoda tylko, że Piotr Sadowski i Andrzej Graff, zamiast pokornie przyznać się do błędów lub po prostu oddać zapisane strony w ręce korektora, bagatelizują problem, atakując na dodatek dostrzegających go ludzi. Czym bowiem różni się szacunek do prawdziwego hip-hopu i osób o niego walczących, od poszanowania ojczystego języka? Mam, nawiasem mówiąc, wrażenie, że gdyby nie kilka napuszonych zdań, językowe aspekty mogłaby się odbić mniejszym echem. Bo pewnej wartości zawartej w tych 300 stronach Graffowi i Sadiemu odmówić nie można.

Największą siłą autorów jest bezsprzecznie ich ogromna wiedza i bezwarunkowa miłość, jaką darzą hip-hop. Obie wynikające poniekąd z doświadczenia. Graff i Sadi są bowiem prekursorami kultury czterech elementów w Polsce. Związali się z nią w latach 80., w czasach trwającego jeszcze PRL-u. To hip-hop, z dużym naciskiem na breakdance i graffiti, pomagał im ubarwiać przesadnie szarą codzienność tamtych lat. Na tych fundamentach zbudowali pierwszą, najcenniejszą część książki. Przybliżając hip-hopowe korzenie Polski, malują jednocześnie obraz młodzieży, pragnącej odnaleźć odrobinę szczęścia po wschodniej części muru berlińskiego. Narrację budują na zabawnych anegdotach, obrazowych opowieściach z przeszłości, klimatycznych, czarnobiałych zdjęciach i istotnych informacjach. Robią to w dodatku na przekór niemal wszystkim, którzy próbowali tego wcześniej. Skupiają się przecież na breaku i graffiti. DJ-ing, a szczególnie rap, traktują po macoszemu. Nie wynika to wyłącznie z ich preferencji – interesują się wszak hip-hopem w jego ogóle. Mają cel: edukując, pokazać, że kultura ta w Polsce narodziła się wiele lat przed audycją Bogny Świątkowskiej, programem Yo! MTV Raps i premierą „Alboomu”. Na dodatek: podwalinami pod faworyzowaną często muzykę były właśnie taniec i farby. To bezprecedensowy zastrzyk edukacyjny. Czasem tylko można odnieść wrażenie, jakby duet – kierowany rządzą małej zemsty – celowo pomijał Warszawę w procesie kształtowania hip-hopu (choćby brak przedstawiciela stolicy w krótkim rozdzialiku o rapie).

Bronx Rock Robot - prekursorzy polskiego breakdance'u - wśród nich autorzy
Bronx Rock Robot – prekursorzy polskiego breakdance’u – wśród nich autorzy (fot. Facebook)

Kompozycyjnie „Polski hip hop posiada wiele twarzy” zaczyna sypać się, gdy autorzy przestają bazować na własnych doświadczeniach, anegdotyczność zastępują czystą teorią, by po kawałku rozprawić się z Universal ZULU Nation (już po opisie włączania Polski do UZN). Nie zrozumcie mnie źle. Dobrze, że ktoś poruszył tak ważny temat, rozwiał wiele wątpliwości, zadał odważne pytania i nieśmiało spróbował na nie odpowiedzieć. Odnoszę jednak wrażenie, że fragmenty te dużo lepiej sprawdziłaby się jako osobny tekst, potraktowany może trochę bardziej analitycznie. W opozycji do zapewnień, że „PHHPWT” nie jest encyklopedią, widoczna hasłowość, a miejscami nawet naukowość całego rozdziału, w połączeniu z często spłyconymi wnioskami, potęguje wrażenie niespójności. Książka o tytułowym polskim hip-hopie nagle zmienia się w szczegółowy profil organizacji Afrika Bambaaty.

Wszystko rozjeżdża się jeszcze bardziej, gdy Sadowski i Graff w końcowej części wcielają się w rolę publicystów. I nie chodzi tu o skrajnie pesymistyczne podejście do hip-hopu dziś i jutro. O kontrowersyjności poglądów poinformowani zostaliśmy przecież już na okładce, a otwarte krytykowanie postaci pokroju Andrzeja Budy to rzecz wielce chwalebna. Problem tkwi w nadmiarze myśli, które panowie chcieli z siebie wylać. Chaos, który wdarł się w kilkadziesiąt ostatnich kart, wymknął się prekursorom do tego stopnia, że chyba sami się w nim zgubili. Skaczą od zagadnienia do zagadnienia, zaledwie muskając daną kwestię, powtarzają się, by powracać do wcześniejszych niedopowiedzeń, czy w końcu zaskakują kilkustronicowym komentarzem społeczno-politycznym całkowicie odbiegającym od tematu. Brak w tym jakiejkolwiek powściągliwości i konsekwencji.

Wydanie jest kiepskie, co najlepiej oddaje okładka – kwintesencja kiczu. I choć wydawałoby się, że moje narzekanie nie ma końca, „Polski hip hop posiada wiele twarzy” to naprawdę ważna pozycja. Nie doszukamy się w niej może wartości literackiej. Znajdziemy za to pewien rodzaj mądrości i – jak wspomniałem już wcześniej – dużo bezcennych informacji. Informacji, z którymi zapoznać powinni się nie tylko młodzi miłośnicy czterech elementów, ale również doświadczeni aktywiści, a szczególnie raperzy, swą postawą promujący ignorancję wśród najmłodszych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

osiemnaście − trzy =