Moc przyjaźni i ciężka praca – Arsenal w drodze po mistrzostwo?

Fot. Twitter.com/BukayoSaka87

Przed sezonem Arsenal wiązał spore nadzieje z nadchodzącą kampanią. Jednak chyba żaden kibic Kanonierów nie wyobrażał sobie tego, że będą uczestniczyć w wyścigu o mistrzostwo Anglii, a co dopiero, że będą w nim prowadzić! Mikel Arteta i jego podopieczni okupują pozycję lidera w ligowej tabeli i mają 5 punktów przewagi nad drugą ekipą w tabeli, jaką jest Manchester City!

Sporo kibiców Arsenalu powtarza, że przed sezonem optymalnym celem było zajęcie miejsca w czołowej czwórce. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia i nikt nie zaprzeczy, że brak mistrzostwa po tak wspaniałej serii będzie sporym rozczarowaniem. Kanonierzy powoli chłodzą szampany licząc na fetę mistrzowską, która wydaje się zbliżać wielkimi krokami.

Wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku

Tak dobra postawa Arsenalu nie jest żadnym przypadkiem. Gra Kanonierów jest efektowna i zarazem skuteczna, a oglądanie cotygodniowych poczynań ekipy, którą skomponował Mikel Arteta jest po prostu przyjemnością. Hiszpański szkoleniowiec postanowił zrezygnować z przepłacanych graczy i postawił na młodych, głodnych gry zawodników.

Kanonierzy są jednym z najmłodszych zespołów w Premier League. Średnia wieku w wyjściowej 11-stce londyńczyków bardzo rzadko przekracza 25 lat. Arsenal znalazł więc złoty środek pomiędzy doświadczeniem i młodzieńczym polotem, przez co wszystko funkcjonuje niemalże idealnie. Arsenal pokazuje tym samym, że nie potrzeba setek milionów wydanych na transfery, bo kluczem do sukcesu jest zgranie i idealne dopasowanie elementów do taktyki.

Szczególnie imponująca w grze lidera jest ofensywa. Na siłę ognia składają się głównie Bukayo Saka, Gabriel Martinelli, Gabriel Jesus (obecnie kontuzjowany) oraz Martin Odegaard i trzeba przyznać, że tak złożona linia ataku funkcjonuje fenomenalnie. Wystarczy spojrzeć na ich statystyki w tym sezonie ligowym.

  • Bukayo Saka – 19 występów, 7 bramek, 7 asyst
  • Gabriel Jesus – 14 występów, 5 bramek, 6 asyst
  • Gabriel Martinelli – 19 występów, 7 bramek, 2 asysty
  • Martin Odegaard – 18 występów, 8 bramek, 6 asyst

W szeregach Kanonierów nie ma więc głównego lidera ofensywy, wszystko rozkłada się tam równomiernie między piłkarzy, co sprawia wiele problemów rywalom. Podwojenie jednego piłkarza przez obrońców skutkuje odpuszczeniem innego, który jest niemal równie groźny, jeśli chodzi o sytuacje podbramkowe. Rywalizację w ataku dodatkowo wzmocnił jeszcze niedawno pozyskany z Brighton Leandro Trossard, który zapewnia odpowiednią jakość wchodząc z ławki i nie zaburza harmonii panującej w tym zestawieniu.

Imponujący jest również renesans formy Granita Xhaki. Szwajcar jeszcze kilkanaście miesięcy temu był pierwszym, który według fanów powinien opuścić drużynę. Na szczęście Mikel Arteta widział sprawę inaczej i nie podejmował pochopnych decyzji. Hiszpan okiełznał wychowanka FC Basel i pomimo jego niepokornej i nadpobudliwej natury zrobił z niego pewny punkt zespołu. Były gracz Borussii Mönchengladbach razem z Thomasem Parteyem spaja całą drużynę i dyryguje grą zespołu ze środka pola. Pomimo tego, że nadal zdarza mu się na boisku zagotować, to raczej nikt nie ma mu tego za złe, szczególnie że w tym sezonie kartką został ukarany jedynie trzy razy. Każda z nich była żółtego koloru.

Jedyną sprawą, która wymaga szczególnej uwagi ze strony zarządu Arsenalu, jest głębia składu. Mikel Arteta może lekko narzekać na krótką ławkę rezerwowych, która sprawia, że w przypadku dwóch lub trzech urazów cała machina może się zaciąć. Oczywiście włodarze klubu nie są głusi na prośby swojego szkoleniowca. Do zespołu oprócz wcześniej wspomnianego Trossarda trafił też Polak – Jakub Kiwior. Pozostaje więc wzmocnić jeszcze środek pola, ponieważ tam znajduje się jeden z cichych ojców nadchodzącego sukcesu. Partey nie ma obecnie wśród swoich kolegów z drużyny zawodnika, który mógłby go zastąpić podczas niedyspozycji.

Dyrektor sportowy Arsenalu Edu Gaspar jednakże działa już w kwestii załatwienia tej sprawy. Kanonierzy starają się pozyskać Moisesa Caicedo z Brighton. Nie jest to jednak proste, ponieważ Mewy odrzucają wszystkie nadchodzące oferty i twardo stoją przy tym, że Ekwadorczyk pozostanie na południu Anglii do końca sezonu. Sprawa jest o tyle ciekawa, że zawodnik wyraził już chęć odejścia z drużyny i pożegnał się nawet z kibicami za pomocą posta w swoich mediach społecznościowych. Możliwe jednak, że zrobił to przedwcześnie, ponieważ jego obecny pracodawca domaga się od Arsenalu około 90 milionów funtów. Kanonierzy póki co nie mają zamiaru spełniać prośby Brighton i dalej prowadzą negocjacje z klubem spod Londynu.

Uczeń przerasta mistrza?

Nazwisko Arteta padło w tym tekście już kilka razy, ale wypadałoby poświęcić mu osobny segment tego tekstu. Tytaniczna praca, jaką Hiszpan wykonał na Emirates jest godna podziwu i wymaga uznania. Były piłkarz Arsenalu przez kilka sezonów spokojnie budował drużynę i raz na jakiś czas zdobywał puchar (1x FA Cup oraz 1x Tarcza Wspólnoty), ale nigdy nie był w stanie zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. Teraz zagwarantowanie sobie miejsca w tych elitarnych rozgrywkach jest już raczej pewne, ale walka toczy się tu nie o Ligę Mistrzów, a o mistrzostwo, które Kanonierzy ostatni raz wywalczyli w sezonie 2003/04.

Arteta udowadnia więc, że lata nauki i pracy pod okiem Pepa Guardioli nie poszły na marne. Obecny szkoleniowiec Arsenalu w latach 2016-2019 był asystentem swojego rodaka w Manchesterze City i widać, że przepracował ten okres bardzo intensywnie i wiele z niego wyniósł. O czym sam wspomina Guardiola twierdząc, że gdyby wcześniej przestał pełnić funkcję szkoleniowca Obywateli, to zastąpiłby go właśnie Arteta.

Jestem całkiem pewny, że gdybym wcześniej odszedł to on byłby na moim miejscu i byłby absolutnie najlepszy.

 

Jednak przedłużyłem swój kontrakt więc przepraszam, ale nie chciał czekać. Nie mogło się to więc wydarzyć, ale zdecydowanie mógłby być menedżerem City.

Mistrzostwo nie będzie kwestią przypadku

Arsenal w tym sezonie ligowym pokonał już chociaż raz niemal każdy z zespołów stanowiących kultowe „Big Six”. Arteta ograł przy tym takich szkoleniowców jak: Erik ten Hag, Antonio Conte, Graham Potter oraz Jurgen Klopp. Z Guardiolą podczas obecnej kampanii Premier League jeszcze się nie mierzył, ale obaj panowie spotkali się w FA Cup. Zwycięsko z tego pojedynku wyszedł jednak były szkoleniowiec Bayernu Monachium. Chociaż mecz ten nie był zbyt miarodajny, ponieważ Kanonierzy wystawili na to spotkanie drugi garnitur i widać było, że wolą skupiać się na lidze.

Arteta póki co w lidze uległ tylko raz, za sprawą Manchesteru United na początku sezonu. Dwukrotnie również remisował, po razie z Southampton oraz Newcastle. Można to jednak uznać za normalną sprawę, żadna drużyna nie jest przecież idealna, a z całym szacunkiem, ale do The Invincibles jest im jeszcze daleko. Chociaż Martin Keown twierdzi, że jeden z piłkarzy występujących obecnie w czerwonym trykocie mógłby stanowić część tej legendarnej drużyny.

Bukayo Saka był niesamowity podczas niedzielnej wygranej 3:2 nad Manchesterem United. Myślę, że jest teraz piłkarzem, który mógłby wejść w skład The Invincibles z sezonu 2003/04. Sposób, w jaki pokonuje obrońców, przypomina mi mojego byłego ulubionego kolegę, Marca Overmarsa.

 

Ma w sobie technikę Phila Fodena oraz szybkość Marcusa Rashforda. To unikalny zestaw umiejętności i ciężko jest sobie z nim poradzić. Totalnie zniszczył Luke’a Shawa, najlepszego angielskiego lewego obrońcę będącego w dobrej formie. Potrafił pokonać go na linii lub zejść do środka, tak jak przy świetnym uderzeniu z 25 metra, po którym padł gol. Później z takiej samej sytuacji trafił w słupek.

Krążą też tezy, że Arsenal doskonale wstrzelił się z formą w sezon, w którym konkurencja zupełnie nie nadąża. Coś w tym może faktycznie być, przecież z wyścigu o mistrzostwo definitywnie odpadła już Chelsea oraz Liverpool, ale nie można odmówić Arsenalowi tego, że grają po prostu świetną piłkę. Kanonierzy nie są mocni słabością rywali, oni w każdym meczu udowadniają, że gdyby zdobyli mistrzostwo Anglii, to nie byłoby ono kwestią przypadku.

Arsenalowi ten tytuł najzwyczajniej w świecie się póki co należy i chyba nikt nie byłby oburzony, gdyby to właśnie oni ostatecznie wznosili ten jakże cenny puchar. Nie mogą oni jednak brać niczego za pewnik, czekają ich teraz trudne spotkania i muszą pozostać skoncentrowani do ostatniej kolejki. Druga połowa sezonu Premier League zapowiada się więc ekscytująco i z zaciekawieniem będziemy zaglądać na Emirates, aby sprawdzać, czy Arteta i jego podopieczni wytrzymają presję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *