Wieczny czarny koń znów został w stajni. Problemy reprezentacji Belgii

Fot. Twitter.com/BelRedDevils

Reprezentacja Belgii zakończyła swój udział w Mistrzostwach Świata już na fazie grupowej. Po trzech spotkaniach Czerwone Diabły wracają do domu z ogromnym poczuciem niespełnionego obowiązku. Bo tak właśnie jest.

Obowiązku wobec kibiców, jakim było chociaż wyjście z grupy. Grupy, w której przed mundialem byli typowani na bezsprzecznych faworytów.

„Jesteśmy za starzy”, czyli o atmosferze słów kilka

Nie ma szans, jesteśmy zbyt starzy. Myślę, że naszą szansą był 2018. Mamy dobrą drużynę, ale ona się starzeje. Straciliśmy kilku kluczowych piłkarzy. Mamy paru dobrych, nowych graczy, ale nie są oni na tym poziomie, na jakim niektórzy byli w 2018. Postrzegam nas raczej jako outsiderów.

Takimi słowami po wygranym 1:0 meczu z Kanadą sytuację swojej drużyny skomentował Kevin De Bruyne. Taki komentarz ze strony wice-kapitana już na samym początku turnieju nie zapowiadał nic dobrego.

W naszym polskim słowniku piłkarskim bardzo lubimy słowo „atmosfera”, a ta w reprezentacji Belgii jest w opłakanym stanie. Pojawiły się nawet plotki, które twierdziły, że w szatni Czerwonych Diabłów miało dojść do rękoczynów między członkami starej gwardii. Kevin De Bruyne oraz Eden Hazard rzekomo wdali się w bójkę z Janem Vertonghenem. Całe zajście miał załagodzić Romelu Lukaku, który był zmuszony rozdzielać kolegów. Zdementował to jednak dziennikarz Alexandre Braeckman. Stwierdził on, że do żadnego starcia nie doszło, a miała być to tylko ostrzejsza wymiana zdań. Nie ma jednak wątpliwości do tego, że atmosfera w kadrze Belgów jest dość napięta. Potwierdzają to, chociażby słowa Vertonghena, który odniósł się do wypowiedzi De Bruyne.

Przez myśl przechodzi mi teraz wiele rzeczy, których nie powinienem mówić na antenie. Co poszło nie tak? Pewnie też atakujemy źle, bo jesteśmy za starzy. To musi być to, prawda?

Liderzy zawodzą

Po pierwszym meczu Belgia była jednak w dość komfortowej sytuacji. Chorwacja w tym samym czasie zremisowała przecież z Maroko, więc to właśnie ekipa Roberto Martineza była liderem swojej grupy i miała wszystko w swoich nogach.

Szybko jednak okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Maroko fenomenalnie poradziło sobie z lepiej notowanymi rywalami i pokonało Belgię 2:0. W związku z tym, że Chorwacja wygrała z Kanadą, to sytuacja w grupie znacznie się zmieniła, a po drugiej serii gier to Belgowie byli poza turniejem i ostatnie spotkanie przeciwko Chorwacji było dla nich decydujące.

Chorwaci wiedzieli jednak, że do awansu wystarczy im remis i skutecznie egzekwowali oni swój plan na to starcie. Na tyle dobrze się przygotowali, że udało im się wybronić 0:0 i ostatecznie to oni zmierzą się z Japonią w 1/8 finałów mistrzostw świata.

Z pewnością w satysfakcjonującym rezultacie pomogła im postawa rywali. Symbolem porażki Belgów został Romelu Lukaku, który w końcówce spotkania zmarnował kilka dogodnych sytuacji. Napastnik wypożyczony z Chelsea do Interu Mediolan stał się pośmiewiskiem w światowych mediach. Trudno się dziwić, ponieważ kilkukrotnie miał przed sobą niemalże pustą bramkę i nawet wtedy nie udawało mu się umieścić piłki w siatce. Warto jednak wspomnieć, że nie jest on jedynym liderem, który zdecydowanie nie dojechał do Kataru. Eden Hazard oraz Kevin De Bruyne również byli cieniami samych siebie. Obaj piłkarze wspólnie nie zdołali strzelić gola ani nawet zanotować asysty.

Pora na nowego dżokeja

Długo na zmiany w belgijskiej federacji nie musieliśmy czekać. Już wieczorem po meczu świat obiegła oficjalna informacja o tym, że z funkcji selekcjonera drużyny narodowej zrezygnował Roberto Martinez.

Hiszpański menedżer był za sterami ekipy Czerwonych Diabłów od sierpnia 2016 roku. W tym czasie udało mu się zająć trzecie miejsca podczas mundialu w Rosji. Z byłym szkoleniowcem Evertonu wiązano tak duże nadzieje, że zajął on nawet posadę dyrektora technicznego reprezentacji. Oznaczało to w praktyce, że decydował o działaniach federacji m.in. w sprawie selekcjonera kadry. Można więc powiedzieć, że Martinez zwolnił się sam, co jest dość wymowne, jeśli chodzi o kondycję belgijskiej drużyny. Zapewnia jednak, że jego decyzja nie ma nic wspólnego z wynikiem osiągniętym przez drużynę narodową na trwających mistrzostwach świata.

To był mój ostatni mecz z drużyną narodową i był tak emocjonalny, jak mogliście go sobie wyobrazić. Zamierzałem przestać niezależnie od tego, co by się stało. Nawet jeśli zostalibyśmy mistrzami świata. Podjąłem decyzję tuż przed mundialem.

Ile w tym prawdy wie zapewne jedynie sam Martinez. Nie wiemy jeszcze, kto zajmie jego miejsce, ale z pewnością jest to dobra decyzja. Kadrze Belgów potrzebne jest odświeżenie nie tylko w składzie, ale również na ławce trenerskiej.

Złota generacja belgijskich piłkarzy dobiega właśnie końca. Złota generacja, która nie wygrała nic poważnego, bo przecież nie pamięta się o tym, kto zdobył trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Belgowie kolejny raz zawodzą na reprezentacyjnym turnieju i finał wielkich rozgrywek wciąż jest dla nich niespełnionym marzeniem. Marzeniem, które może spełnić nowe pokolenie. Amadou Onana, Jeremy Doku czy Charles De Ketelaere to przecież nazwiska, z którymi belgijscy kibice wiążą wielkie nadzieje. Jednakże czy będą tak samo dobrzy, jak ich starsi koledzy? O tym przekonamy się za kilka lat. Belgowie muszą teraz przełknąć gorzką porażkę i wyciągnąć z niej wnioski. Wnioski, które przekazać należy właśnie nowemu pokoleniu, aby nie popełnili oni podobnych błędów i wreszcie osiągnęli wyniki na miarę swoich możliwości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 + jeden =