Kupowanie imprez za arabskie dolary – korupcyjny fenomen na Bliskim Wschodzie
4 min readCo można kupić za pieniądze z Bliskiego Wschodu? Wszystko, dosłownie wszystko. Kolejne imprezy sportowe ściągane są w ten rejon świata ze szczególnym nastawieniem na Katar. Skąd moda na kraje arabskie? Dlaczego wciąż są osoby, które na tę korupcję i tandetną grę polityczną się nacinają?
W czym tkwi jakże dziwny fenomen Półwyspu Arabskiego przy organizacji masowych imprez? Nie będę skupiać się jedynie na Katarze, choć będzie to główny obszar moich zainteresowań. Zacznijmy jednak od początku. Mamy początek 2015 roku, ruszają mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Gdzie? No w Katarze. Przy wyborze gospodarza pokonali Francję, Norwegię oraz Polskę. Był to turniej, który przeszedł do historii sportu. Mówią o nim nawet ci, którzy na handballu się nie znają. Czemu? Bo był to dotychczas największy przekręt w XXI wieku. Zaczęło się jeszcze grubo przed startem turnieju. W Katarze szybko zrozumieli, że własnymi zawodnikami świata nie podbiją. Jednak od czego są pieniądze, zwłaszcza jeśli jest ich tak dużo?
Za pieniądze można kupić wszystko
Organizator mundialu zbudował za nie całą infrastrukturę oraz drużynę złożoną z bardzo dobrych zawodników urodzonych w Europie i Ameryce. W taki sposób ściągnęli dwóch bramkarzy z Czarnogóry i Bośni, obrotowego z Hiszpanii, na lewe skrzydło m.in. francuskiego mistrza świata z 2011 roku Bertrand Roine. Potrzebny był również doświadczony trener – postawiono więc na Valero Riverę, który w 2013 zdobył tytuł z Hiszpanią. Tak przekupiona obywatelstwami reprezentacja Kataru zajęła drugie miejsce, przegrywając jedynie z Francją. W półfinale pokonali Polskę zaraz po tym, jak przekupieni sędziowie zrobili wszystko, aby gospodarz zagrał w meczu o złoto. A to dopiero początek pięknej historii arabskich imprez.
Następnie wzięto się za motorsport, a konkretnie motocyklowe mistrzostwa świata oraz Formułę 1. Tak jak z MotoGP nie było większych sensacji, tak z F1 już owszem. Umowę na organizację Grand Prix podpisała zarówno Arabia Saudyjska, jak i Katar. Oba państwa specjalnie na tę potrzebę zbudowały całą infrastrukturę od zera, z nawet wielkimi ambicjami na stworzenie parków rozrywki, sieci hotelów oraz mini-miast wokół torów. To jeszcze nie jest największy problem, bo ten dotyczy Arabii.
Główna firma tego kraju Aramco jest głównym sponsorem F1. Dodatkowo Arabia bierze udział w wojnie domowej w Jemenie. Stąd też podczas zeszłorocznego wyścigu zaledwie 5 km od toru spadły rakiety na magazyny koncernu paliwowego. Wybuchła wielka afera, kierowcy nie chcieli jechać, ale zostali niejako do tego zmuszeni, pod groźbą problemów z opuszczeniem kraju. F1 nie podjęła również żadnych działań wobec sponsora głównego, a to dlatego, że oferują około 100 mln dolarów rocznie. Wyszło na to, że przeliczanie banknotów jest w tym przypadku istotniejsze. Nic specjalnego na Półwyspie Arabskim.
Sprzedany Katar
No i przyszedł czas na katarski mundial – korupcyjny, z czym niektórzy nawet w FIFA już się nie kryją. Były szef światowej organizacji piłkarskiej Sepp Blatter coraz śmielej mówi w kolejnych wywiadach, że przyznanie Katarowi MŚ było błędem. Czy to próba wybielenia jego osoby? Być może, ale o tym, że doszło do przekupstwa i wyboru właśnie Kataru wiedzą wszyscy, prawie wszyscy. Jednak to nie przeszkodziło zbudować od zera nowych stadionów, kosztem setek ludzi, którzy stracili życia na budowie. Niektóre z tych obiektów zostaną przekazane innym krajom, inne rozebrane i ślad po nich zaginie. Kibice, którzy chcieliby obejrzeć na żywo najważniejszy piłkarski turniej, na dzień dobry dostają długą listę zakazów. Potem jeszcze dochodzi kwestia „kupionych” kibiców, którzy mają udawać fanów danej reprezentacji. Dla nas ten mundial to jedna wielka komedia, ale jak mawia klasyk — psy szczekają, karawana jedzie dalej.
Na Bliskim Wschodzie budżet państw jest niemal nieograniczony, do tego stopnia, że kupią sobie każdą imprezę sportową, nawet taką, która absolutnie nie jest im przydatna, byleby mieć i pochwalić się przed całym światem. Ten patologiczny układ wydaje się nie mieć końca, a Katar z chęcią wcisnąłby swój nos w kolejne miejsca. Szkoda tylko, że z tego nosa cieknie dolarami, korupcją i niewolnictwem — ale w sumie komu to przeszkadza, prawda?
Zdjęcia z tekstu zostały usunięte z przyczyn niezależnych od autora publikacji.